„Dlaczego ja miałabym się cieszyć, że będę babcią?” - wykrzykuje wściekła Aurora, kiedy szczęśliwa córka informuje ją, że jest w ciąży. Będziemy rozmawiać o relacjach międzyludzkich, czy zaczniemy ogólnie? Filozofia zajmuje się relacjami międzyludzkimi czy nie?
- Filozofia lubi różne schematy. Oczywiście w XX wieku filozofowie próbowali wyjść poza schematy. To, co robią artyści i to, co nam pokazują, choćby w „Czułych słówkach”, jest schematyczne. Konflikt pokoleniowy; matka, która jest nadmiarowa, zbuntowana córka - to matryce. Ale to, jak one rozmawiają ze sobą, co między nimi się wydarza nieustannie, jest przygodą. Film gra schematami, a z drugiej strony pięknie wychodzi poza nie.
Mityczny moment początku
Wrzucę Kanta - człowiek ma być celem, nigdy środkiem. Odnieśmy to do relacji matki i córki. Kiedy dziecko staje się człowiekiem, który ma swoją godność i swoją autonomię?
- I tu filozofowie mają ogromny problem. Bardzo długo w filozofii klasycznej - i Kant nie jest chyba wyjątkiem - dziecka nie było. Jeżeli już, było niepełnym człowiekiem, czy w połowie człowiekiem. Dziecko należało raczej uformatować, przerobić, pomóc mu, żeby stało się w pełni ludzkie, czy wręcz wydobyć z niego człowieczeństwo. Koncepcja wychowania wiązała się z wydobywaniem człowieka w człowieku. Najlepiej opisał to chyba Jean-Paul Sartre wskazując, że dziecko jest posiadane. I to posiadane w taki bardzo mocny, wręcz tragiczny sposób. Na szczęście dziecko długo nie wie, że jest posiadane, nie wie, że zostało zawłaszczone przez rodziców. Nie zdaje sobie sprawy, że rodzice są dla niego bogami. Sartre mówi: to jest nasze pierwsze doświadczenie z boskością. To jest ta figura rządzącego.
W tym patriarchalnym świecie Sartre'a - bo u niego jeszcze świat ma taki charakter - Bogiem Ojcem może być właśnie ojciec, może być dziadek. To jest ten, który narzuca. Ale kiedy wyjdziemy poza koncepcję Boga Ojca, intrygujące się staje, że to rodzic modeluje, a my zaczynamy być sobą wtedy, gdy odrzucimy modelowanie. Kiedy uświadomimy sobie, że nam jest coś wkładane, że jesteśmy w jakieś tryby wciągani i zaczynamy odkrywać naszą wolność.
Bóstwem dla Emmy jest Aurora, matka. A jej bunt jest formą wyzwolenia. Gdybyśmy nałożyli na to Sartre’a...
- Nakładając strukturę sartrowską, możemy zobaczyć, jak w pewnym momencie córka musi wręcz rytualnie zaprzeczyć temu, co chce dla niej matka. I to jest właśnie ślub z człowiekiem, którego matka całkowicie odrzuca. Traktuje go jako tego, który jest niewłaściwy. Ma zresztą długą listę zarzutów i one nie maleją. Potem dochodzi zdrada, więc wiadomo, że ta lista musi się powiększyć. Oczywiście to jest też macierzyństwo, które przez matkę zostaje na początku odrzucone, zakwestionowane. Ona jest cały czas na nie.
Wszystko, co robi córka - małżeństwo, ciąża, bycie matką, to jest wychodzenie i poszukiwanie wolności. Ale ta wolność też nie jest nią do końca. Bo Emma szybko zaczyna się orientować, że w zasadzie ciągle nie jest sobą. Małżeństwo ją dusi, nie jest udane. Ono nie spełnia oczekiwań, miało być ucieczką w szczęśliwe życie; czymś, co da Emmie skrzydła. A tymczasem podążając za mężem jeszcze bardziej zostaje uprzedmiotowiona. I stąd ten powrót do matki, te długie rozmowy przez telefon.
Mamy tu niejako mityczny moment początku. To coś, na co zwrócił uwagę Eliade – jest koncepcja czasu linearnego w kulturze europejskiej (dominująca), ale mamy punkty czasowe, które są świętem, ważnym wydarzeniem, rytuałem, które mogą nas wrzucić raz jeszcze do punktu wyjścia. W którym nic się nie zaczęło, gdzie jeszcze było tak czysto, gdzie jeszcze było wszystko możliwe. I te rozmowy z matką często przybierają taki charakter - z jednej strony przepracowania tego, co się dzieje, ale z drugiej strony obie te kobiety wracają do początku. Do momentu, w którym nie były tak strasznie ze sobą pokłócone, więc mogły rozmawiać; w którym rządy matki i próba ucieczki córki nie doprowadziły do eskalacji.
Relacja, która się pisze
Rozmawiają przez telefon i może właśnie ta przestrzeń jest dla nich lepsza, niż patrzenie sobie w twarz.
- Relacja twarzą w twarz jest zawsze bardzo trudna, więc niewątpliwie telefon wiele ułatwia; myślę, że inne współczesne media również. Neil Postman, krytyk kultury, bardzo krytycznie podchodził do technologii - ona z jednej strony ułatwia, ale przez to komplikuje życie. Już nie dążymy do tego, żeby być razem, tylko zakładamy, że możemy odjechać setki kilometrów od siebie, a i tak będziemy mieć kontakt. Postman pytał, czy rzeczywiście będziemy mieć ten kontakt.
Ale nowe technologie, komunikatory, pozwalają mimo wszystko na nawiązywanie relacji, która być może jest szczersza niż ta oko w oko.
- Ewoluowaliśmy właśnie do tego rodzaju komunikacji i ona jest dla nas naturalna, ale na tyle skomplikowaliśmy nasze relacje, że to zapośredniczenie przez różnego rodzaju media może się okazać bardzo dobre. I dlatego to jest też niejednoznaczne. Marshall McLuhan, filozof (twórca pojęcia „globalna wioska”), zwraca uwagę, że człowiek współczesny jest pierwotnym koczownikiem, który wchodzi do internetu tak, jak kiedyś koczownik wchodził do lasu, szedł na polowanie. My w tej sieci szukamy relacji. Wiadomo, szukamy też różnego rodzaju treści, to są te nasze skarby, na które polujemy, ale wyraźnie McLuhan wskazuje na relacje. I gdy przyjrzymy się matce i córce z „Czułych słówek”...
Jaka to jest relacja?
- Relacja, która cały czas się pisze. Ale paradoksalnie najmocniejsza staje się chyba dzięki temu, że jest zapośredniczona przez media. Tak, jakby to twarzą w twarz było na tyle napięte, na tyle trudne, że tutaj nie będzie w stanie ani jedna, ani druga normalnie rozmawiać. Ta separacja i rozmowy telefoniczne, gdzie one się nie widzą, nie mogą być w tym stłoczeniu, w jednej przestrzeni, daje im zupełnie inny sposób funkcjonowania.
Te rozmowy są bardziej szczere przez telefon niż te spotkania w kuchni, salonie?
- Chyba tak. W tym wypadku one są albo bardziej szczere, albo bardziej nastawione na dialog. Bo kiedy jest eskalacja, kiedy cały czas się kłócą, można rzucić słuchawką. I dochodzi do wybuchu, który miałby miejsce, gdyby rozmawiały właśnie w kuchni czy w salonie.
Wiedźma i matrona
Co jest interesującego w „Czułych Słówkach”?
- To jest film wielu mitów. Mamy relację matka-córka, czy żona-mąż, kochanka-kochanek, ale to jest też film o starości. Dlaczego ta matka bywa taka zołzowata? Widzimy w filmie próbę pogodzenia kobiecością z byciem matką, ale z pewnym wyobrażeniem siebie jako człowieka, siebie w konkretnej roli płci.
Umówmy się: Aurora z upływającym czasem nie radzi sobie najlepiej. Ta wściekłość na informację o tym, że jej córka właśnie zostanie matką...
- Ten upływ czasu, gdzie Aurora przestaje być już tylko matką, ale zaczyna być matką dorosłej, w zasadzie starzejącej się też córki (czy babcią), to jest przygoda dosyć ciężka. Simone de Beauvoir zwróciła uwagę, że w zasadzie nie notuje, kiedy zaczyna być starą. Dla niej momentem, w którym skonfrontowała się z upływem czasu i ze starością, był moment, gdy usłyszała, jak dwie młode dziewczyny rozmawiały i jedna do drugiej mówiła, że idzie na wykład Simone de Beauvoir. I ta, która była informowana, spytała: czy ona jeszcze żyje? Wtedy de Beauvoir odkryła: zaraz jadę na wykład, potem mam kolejne spotkanie z jakimś nowym kochankiem, czyli żyję na pełnych obrotach (w kategoriach Simone de Beauvoir). A tu ktoś już stwierdził: że jestem tak strasznie stara, że pewnie nie żyję.
Ona przyjrzała się sobie i zadała pytanie: co to znaczy być starą? Pokazała, że bycie starą w przypadku kobiety jest bardzo szczególne. Mamy mit szlachetnego mędrca, starca - ta siwa broda filozofów, ta wizja Arystotelesa, gdzie pełnia cnót, ale też pełnia poznania…. Więc mędrzec rodzaju męskiego. Kobiety nie ma. A jak już się pojawia w kulturze, to może być matroną, owszem. Ona co najwyżej doradza.
I mamy też drugą figurę - to jest wiedźma, która będzie czasami odpychająca i przerażająca, bo przecież chciała pożreć Jasia i Małgosię. Raczej kobieta nie jest tą, która starzeje się jak wino, więc im starsza, tym lepsza. Kobiecie zabiera się atrybuty: piękno, atrakcyjność. Jest w przestrzeni publicznej coraz bardziej spychana, wyzerowana; w zasadzie ledwo do tej przestrzeni publicznej zostanie dopuszczona.
Aurora od pierwszych kadrów po ostatnie jest wściekła, sfrustrowana, potem oczywiście zrozpaczona z powodu utraty córki. Ale nawet w tej rozpaczy jest maleńkie wkurzenie.