W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat księdza, który odszedł z kapłaństwa. A że robił doktorat za granicą, wymiana zdań poszła w kierunku straty także finansowej, bo przecież takie studia mało nie kosztują i zawsze za nie płaci Kościół.
Ojciec Święty przysłuchiwał się to temu to tamtemu i w pewnym momencie swoim już nie za mocnym głosem powiedział: „Nie bójcie się inwestować w człowieka”. Tyle zapamiętałem dokładnie. Potem już tylko ogólny sens. Papież mówił tak: „Człowiek jest bardziej niepewny niż materia i może pewniej byłoby postawić na budynki, nieruchomości i jakiekolwiek inne rzeczy, ale przy całej niepewności i ryzyku, jakie niesie ze sobą postawienie na ludzi i zaufanie do ludzi, nie bójcie się inwestować w człowieka”.
Rok później byłem na czterotygodniowym kursie języka angielskiego w Irlandii. Zaskoczyło mnie, że Polscy sercanie wysłali na ten kurs trzech swoich kleryków aż na całe dwa miesiące. Zaskoczyło to, że tylko jeden z nich pochodził z Polski i że wysyłają ich tak nie pierwszy raz. Pomyślałem od razu, że to niezłe ryzyko. Przecież nauczywszy się języka, mogą nie chcieć wrócić z powrotem. Przecież nie trzymają ich żadne śluby. Wtedy przypomniały mi się słowa papieża z majowego obiadu: „Nie bójcie się inwestować w człowieka”.
Minął jeszcze jeden rok. Jan Paweł II odszedł do domu Ojca i niedługo po jego śmierci, ks. Konrad Krajewski, dziś kardynał, jałmużnik papieski, w tamtych latach ceremoniarz Ojca Świętego, prowadził dzień skupienia w Kolegium Polskim w Rzymie. Pontificio Collegio Polacco to miejsce skąd kard. Karol Wojtyła wyjechał na decydujące dla niego konklawe. To także miejsce, gdzie przez dziesiątki lat mieszkali piszący doktoraty w Rzymie polscy księża. Z całego dnia skupienia zapamiętałem jedno zdanie, które ks. Konrad powtarzał co akapit, jakby to był sam refren psalmu responsoryjnego: „Dotykałem świętego, dlaczego nie zostałem święty?”. „Dotykałem świętego, dlaczego nie zostałem święty?”.
Wszyscy wiedzieliśmy dobrze, że ks. Konrad dotykał papieża dosłownie setki razy, bo taki ma charakter posługa i praca ceremoniarza. Wszyscy byliśmy też przekonani, że „Santo subito” wykrzykiwane już w dzień pogrzebu nie jest sloganem kółka adoracyjnego, ale głębokim przekonaniem tysięcy ludzi, dla których słowo „świętość” kojarzyło się automatycznie z Papieżem z Wadowic tak samo jak automatycznie kojarzyło się z Matką Teresą z Kalkuty. Trochę dziwiliśmy się tylko słowu „subito”, bo znając Włochów „subito”, które znaczy „zaraz” czy „natychmiast” jakoś nie pasowało do ich stylu życia. Jednak przez wiele dni po tym pamiętnym dniu skupienia, chodziliśmy z tym samym pytaniem: „Dotykałem Świętego, dlaczego nie zostałem święty?”. Byłem tak blisko człowieka, który miał w sobie tyle nieba, dlaczego we mnie jest tak wiele gleby?
Patrząc na to co robi ks. kard. Krajewski i na to, co robią tysiące innych, którzy mieli to szczęście żyć w czasach papieża z nad Wisły, możemy dziś powiedzieć: To nie jest tak, że będąc blisko człowieka, człowiek się nie zmienia. Coś tam w nim zostaje. Coś go tam przemienia. Coś z nim takiego robi, że z obywatela ziemi przemienia się komórka po komórce w obywatela nieba.
Sto lat temu, w tych dniach majowych, Emilia i Karol Wojtyłowie przygotowywali się na poród trzeciego dziecka. Zwyczajni rodzice. Zwyczajne dziecko. A jednak okazało się, że to będzie ktoś, kto wszystko stawiając na człowieka, wyniesie nie tylko siebie aż do samego nieba. Tak. To bardzo ludzki papież. To Papież, który w już pierwszej encyklice napisze: „Człowiek jest drogą Kościoła” (Redemptor hominis, 14)