Dlatego tak ważne jest, aby osoby, u których zdiagnozowano nowotwór, jeszcze przed rozpoczęciem leczenia onkologicznego wiedziały, że istnieją sposoby, aby zachować płodność.
Gośćmi audycji "Przed hejnałem" byli: dr Wojciech Kolawa – ginekolog-onkolog z Centrum Medycznego Macierzyństwo oraz pani Anna, która chorowała na raka piersi, teraz stara się o dziecko.
Sylwia Paszkowska: Zachorowała pani na raka piersi w bardzo wczesnym wieku, jako młoda dziewczyna.
Pani Anna: To był kwiecień, byłam przed ukończeniem 24. roku życia. Było to podczas świąt Wielkanocnych, kiedy na białej koszulce, w okolicy piersi, zobaczyłam krew. Ponieważ moja mama chorowała na raka piersi, więc właściwie od początku wiedziałam, że przede wszystkim należy wykluczyć raka. Pan doktor, który leczył moją mamę, na początku zapewniał mnie, że to nie jest rak, jednak po zrobieniu biopsji, USG, tomografii, mammografii, okazało się, że jednak to jest rak.
Czy wtedy, gdy zaczęła pani leczenie nowotworu, ktoś panią pytał, czy planuje pani w przyszłości zostać matką?
Pani Anna: Nikt nie zadał mi tego pytania. Nikt też nie poinformował, jak takie leczenie może wpłynąć na płodność.
Ale pomyślano, że zechce Pani pozostać atrakcyjną kobietą. Zaraz po zabiegu miała Pani rekonstrukcję piersi.
Pani Anna: Tak i pomyślano o tym już na etapie rozpoczęcia chemioterapii. Ostatecznie udało się pierś zrekonstruować.
Jak leczenie nowotworu wpływa na płodność?
Dr Wojciech Kolawa: Jako lekarze doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, że niektóre typy leczenia nowotworu wpływają na płodność kobiety. Każda kobieta rodzi się z gotową ilością komórek jajowych, które muszą jej wystarczyć na całe życie. Chemioterapia wpływa nie tylko na komórki nowotworowe, ale także na jajniki, czyli niszczy komórki jajowe potrzebne do tego, by zajść w ciążę. Szacuje się, że po takim leczeniu około 30% kobiet ma zachowaną zdolność do zajścia w ciążę. U pozostałych kobiet niestety zbyt duża liczba komórek jajowych jest zniszczona, u niektórych nie wraca nawet miesiączka.
Pani po leczeniu podjęła starania o dziecko?
Pani Anna: Tak, byłam w ciąży, ale była to ciąża pozamaciczna. Za pewien czas podejmiemy ponowną próbę zajścia w ciążę.
Dr Wojciech Kolawa: Istnieje coś takiego, jak rezerwa jajnikowa i można sprawdzić, jak duża ta rezerwa jest. U mężczyzny przed leczeniem chemioterapią można zamrozić pleminiki, zabezpieczając się na wypadek uszkodzenia jąder w wyniku chemioterapii. U kobiet nie jest to takie łatwe: jajniki znajdują się w jamie brzusznej, komórki jajowe nie wydostają się na zewnątrz. Komórki jajowe w jajowodach nie są dojrzałe, jedna dojrzewa w każdym cyklu, więc czekanie kilka czy kilkanaście dni, aby była dojrzałą, to czas zbyt długi. A zamrożenie sześciu komórek jajowych daje szansę 20% na uzyskanie ciąży. Czasem stymulujemy dojrzewanie komórki jajowej, ale zawsze to jest sprawa wyważenia, ile czasu możemy na to poświęcić, by nie zaniedbać czegoś w walce z chorobą. Zwykle przygotowanie do leczenia nowotworowego, przeprowadzenie badań itp. też trwa, wicęc udaje się to połączyć. Oprócz mrożenia poszczególnych komórek jajowych, mamy możliwość mrożenia także całej tkanki jajnikowej, co daje dużo większe szanse na zajście w ciążę. Urodziło się już kilkadziesiąt dzieci w wyniku zastosowania tej metody.
Czy także w Polsce?
Dr Wojciech Kolawa: W Polsce jeszcze niestety nie. Nie mamy stworzonego żadnego systemu informacyjnego ani dla pacjentów, ani dla lekarzy. Pomimo tego że jesteśmy przygotowani pod względem zaplecza - w Polsce jest kilkanaście miejsc, w których jest możliwe wykonanie takiego zabiegu - zaledwie kilka osób zdeponowało materiał genetyczny. Jaki to jest procent, mówią same liczby: w Polsce rocznie na chorobę nowotworową zapada 76 tysięcy kobiet.
A w wieku rozrodczym?
Dr Wojciech Kolawa: To jest 6% i jest ich coraz więcej. To dużo. Z tych 76 tysięcy to jest kilka tysięcy kobiet, z których spora część nie ma jeszcze dzieci.
Czy zamrożenie tkanki daje większe szanse na ciążę niż zamrożenie komórki jajowej?
Dr Wojciech Kolawa: Nie byłbym skłonny tak jednoznacznie oceniać. Za każdym razem trzeba podejść bardzo indywidualnie. Zamrożenie tkanki jajnikowej jest o tyle korzystne, że nie ma aż takiego dużego limitu komórek jajowych, mamy raczej limit czasowy, ponieważ po wszczepieniu taka tkanka jajnikowa może pracować kilka lat. Przeszczepiamy ją dopiero w chwili podjęcia decyzji o macierzyństwie i mamy kilka lat na to, by to marzenie zrealizować. Połowę ciąż udaje się uzyskać w sposób całkowicie naturalny, bez pomocy lekarzy, natomiast druga połowa to jest zapłodnienie wspomagane.
Czy Pani korzysta teraz z pomocy jakiegoś centrum medycznego?
Pani Anna: Dotychczas dawałam sobie szansę na naturalną ciążę.
Czasami wydaje nam się, że ciąża i choroba nowotworowa to dwie sprawy, które całkowicie wykluczają się i trzeba podejmować dramatyczne decyzje. Okazuje się jednak, że czasami udaje się leczyć chorobę nowotworową w ciąży.
Dr Wojciech Kolawa: Jest taka organizacja przy Europejskim Towarzystwie Ginekologiczno-Onkologicznym, która zajmuje się zbieraniem danych na temat leczenia kobiet w ciąży cierpiących równocześnie na chorobę nowotworową. Mam przyjemność być członkiem tej organizacji.
W większości przypadków wcale nie jest tak, że musimy wybierać pomiędzy ciążą a zdrowiem i życiem kobiety. Okazuje się, że można stosować nawet takie leczenie jak chemioterapia. O wiele korzystniejsze dla dziecka jest zastosowanie chemioterapii w trakcie ciąży niż wcześniejsze rozwiązanie ciąży i wcześniactwo. Skutki wcześniactwa są dużo poważniejsze niż zastosowanie chemioterapii.
Czy ma pani żal do lekarzy, którzy panią leczyli, że nie powiedzieli pani o możliwości upośledzenia płodności w trakcie leczenia?
Pani Anna: Nie, nie mam żalu. Radziłabym tylko lekarzom, aby nie zapominali o tym i mówili kobietom. Warto na chorobę spojrzeć całościowo i nie przez pryzmat śmierci, ale życia. Tego, co kobieta będzie robić po wyleczeniu.
A kobieta w chwili diagnozy myśli o tym, co będzie po chorobie, czy tylko koncentruje się na tym, jak pokonać raka?
Pani Anna: W chwili, gdy dowiedziałam się o chorobie, studiowałam na dwóch kierunkach, przygotowywałam pracę magisterską. Tydzień po zabiegu stanęłam do jej obrony.
Dr Wojciech Kolawa: W przypadku raka piersi przeżywalność czy wyleczalność wynosi 89%, w związku z tym myślenie o tym, co będzie "po" jest jak najbardziej uzasadnione.