Marek Szlezer: Jest to niewątpliwie jedna z najważniejszych informacji ostatnich dni i faktycznie jest to, można powiedzieć, wiadomość sensacyjna, bo jeśli chodzi o Chopina, w większości przypadków mamy bardzo dużo informacji dotyczących losów jego autografów, rękopisów i właściwie od wielu dziesiątek lat mamy tę sprawę na tyle prześledzoną też od strony muzykologicznej, że odkrycie autografu, który wcześniej nie był prześledzony, a tak mamy w przypadku odkrycia w Morgan Library w Nowym Jorku, jest nie lada sensacją.
To bardzo ciekawa sprawa, bo pomiędzy kartką podpisaną przez Picassa, fotografią francuskiej aktorki i listami Brahmsa i Czajkowskiego znaleziono walc Chopina.
Trzeba podkreślić jedną rzecz, że akurat to odkrycie faktycznie pochodzi z bardzo wiarygodnego źródła, bo Morgan Library jest jedną z bibliotek na świecie, które posiadają najbardziej znaczące i najbogatsze zbiory muzyczne. To raz. No i mają specjalistów, którzy zajmują się tymi zbiorami. Druga sprawa, że jest tam bardzo dużo depozytów i właśnie to odkrycie miało miejsce w jednym z takich depozytów, który pochodził z prywatnej kolekcji. W ogóle trzeba nadmienić, że bardzo dużo odkryć w bibliotekach właśnie ma miejsce dzięki depozytom, bo często te depozyty są umieszczane, katalogowane przez pracowników, którzy mają lub nie pewien określony profil wykształcenia. Często zdarza się, że w tego typu depozytach właśnie mamy sensacyjne odkrycia dzięki temu. Zatem to nie jest akurat może duże zaskoczenie, że odkrycie miało miejsce właśnie w takim zbiorze. Natomiast to, co jest zaskakujące, to z pewnością fakt, że mamy przypuszczenie graniczące niemal z pewnością, że jest to faktycznie autograf Chopina. Bo autografów Chopina w ogóle nie mamy zbyt wiele, jeśli chodzi o tzw. rynek wolny. Większość jest w bibliotekach, to jest teraz, a nie w rękach prywatnych. Druga sprawa to Chopin akurat jeszcze za życia dość pilnie uważał na to, żeby jego autografy, jego dzieła nie wypływały w sposób niekontrolowany. Stąd też wzięła się ta jego wola, która zresztą nie została uszanowana, aby rękopisy i kompozycje, które nie zostały wydane spalić po jego śmierci. Co prawda dzięki temu nie mielibyśmy wielu fantastycznych dzieł, jak np. Fantaise-Impromptu, które Chopin przeznaczył do spalenia. Natomiast trzeba przyznać, że właśnie ta wola kontroli była też czynnikiem, który powodował, że de facto nie mamy, jak w przypadku np. Mendelssohna, takiej sytuacji, że możemy liczyć na jakieś spektakularne odkrycia w tej dziedzinie. Tutaj kurator Robinson McClellan, który dokonał tego odkrycia podszedł do tego bardzo poważnie i tak jak powiedziałeś jest to bardzo poważna instytucja.
Zbadano papier, zbadano atrament, również poproszono o opinię profesora z Uniwersytetu w Pensylwanii…
Tak, faktycznie do tego typu znaleziska zazwyczaj podchodzi się z dużą dozą powagi, bo wiadomo, że po pierwsze jest to kompozytor znaczący, po drugie znalezienie autografu, który nie był wcześniej prześledzony, wiadomo, że wzbudzi sensację. Więc tutaj faktycznie wydaje się, że biblioteka podeszła do tego w bardzo poważny sposób. Też prof. Jeffrey Kallberg, o którym mówiłeś przed chwilą jest wybitnym znawcą w zakresie właśnie autografów dzieł Chopina. Także starano się to sprawdzić najbardziej wiarygodnym, jakby najbardziej wiarygodnego źródła można powiedzieć naukowego. Trzeba jednak powiedzieć, że w dalszym ciągu potrzeba jest, żeby wykonać dalsze badania nad tym autografem. Dlaczego tak mówię? Bo o ile możemy faktycznie, wydaje się na tym etapie, stwierdzić, że mamy przeważające prawdopodobieństwo, że to jest faktycznie autograf Chopinowski, to trzeba jeszcze trochę głębiej wejść w ten tekst, jeśli chodzi przede wszystkim o analizę zapisu. I tutaj jest to sprawa dość problematyczna, jeśli chodzi o muzykę, bo o ile w przypadku rękopisów w zakresie prozy czy poezji możemy powiedzieć w łatwiejszy sposób, czy jakieś pismo pochodzi od autora, czy nie, to w przypadku akurat autografów muzycznych jest to sprawa dość złożona, bo pismo autora zmienia się z czasem. Dodatkowo bardzo wiele czynników w tym piśmie zależy od używanego pióra, od używanego rodzaju atramentu, także to wpływa bardzo mocno na pismo. Dodatkowo jeszcze w przypadku Chopina komplikuje nam to fakt, że jego pismo i jego kopistów było do siebie dość zbliżone. Zresztą mieliśmy wiele takich przypadków, kiedy za autografy Chopinowskie uchodziły właśnie kopie, które były robione przez jego kopistów, czy jego współpracowników, także tutaj to wymaga na pewno dalszych, bardziej szczegółowych badań.
Ale na ten moment możemy potwierdzić, że w stu procentach jest to utwór Chopina?
Tak, na ten moment możemy tak wydaje się stwierdzić. Tutaj na pewno to co przemawia za tym, że jest to utwór Chopina to po pierwsze faktycznie charakter owego pisma jest bardzo, bardzo zbliżony do autografów Chopina z okresu, na który jest datowane to znalezisko, czyli mówimy o latach 1830-1835, czyli początek właściwie pobytu Chopina w Paryżu. Druga rzecz, że sam rodzaj kompozycji, bo jest to kompozycja niewątpliwie wpisana do jakiegoś albumu, czy jakiegoś sztambucha, wpisuje się w charakter epoki, też w charakter kompozycji, które Chopin wpisywał, bo najczęściej faktycznie jako tego typu kompozycję używał formy walca. I to są rzeczy, które jakby za tym przemawiają. Oprócz tego język muzyczny samej kompozycji, mamy tam elementy stylu Chopinowskiego z tego okresu. Mamy pewne elementy stylu brillant, właśnie okresu paryskiego jeśli chodzi o figurację. Mamy pewne typowe zwroty harmoniczne, także mamy dużo elementów Chopinowskich. To, co bym postawił jako pewnego rodzaju argumenty, które mogą poddawać w wątpliwość tego typu tok myślenia, niekoniecznie są to argumenty przeciwne od razu powiem, ale pierwszy argument jest właściwie natury takiej można powiedzieć dedukcyjnej, bo skoro mamy nagle autograf, czystopis, który nie był wcześniej znany, to jeśli chodzi o sposób pracy Chopina, musimy na pewno gdzieś mieć jakieś ślady, albo mieliśmy historycznie, jakieś rękopisy szkicowe, bo Chopin miał taką tendencję w pracy, że zawsze szkicował utwory, czyli trochę odwrotnie od Mozarta czy innych kompozytorów. On zawsze pracował na szkicach i tutaj jest to dość zaskakujące, że mamy utwór, który posiada dynamikę, posiada palcowanie, jest właściwie jakimś elementem całości albo zamkniętą całością, no i nie mamy żadnych innych źródeł, albo nie mieliśmy żadnych innych śladów chociażby, że taka kompozycja mogła powstawać. Oczywiście nie znaczy to, że, bo te źródła mogły zostać zniszczone, albo mogły nie istnieć, albo mogła być jakaś inna przyczyna, natomiast to jest dość nietypowe. Drugą rzeczą jest sam charakter oznaczeń, mianowicie Chopin używa w tym autografie oznaczenia trzy forte (fff) w bardzo specyficznym kontekście i de facto ten kontekst do tego oznaczenia mamy tylko w dwóch utworach w całej twórczości Chopina. Samo oznaczenie pojawia się w kilkunastu utworach, ale ono zawsze jest związane z pewnego rodzaju ciągłą gradacją wyrazową. Pojawia się w balladach, pojawia się w polonezach, pojawia się w takich momentach kulminacyjnych jako pewnego rodzaju proces rosnącej kulminacji. Natomiast jako zwieńczenie gwałtownego crescendo idącego od piana na przestrzeni kilku taktów to właściwie mamy dwa takie przypadki. Jeden jest w Polonezie es-moll op. 26 nr 2 w temacie, a drugi przypadek mamy w Nokturnie c-moll op. 27 nr 1. I co jest ciekawe, że właściwie te kompozycje pochodzą z okolicy roku 1836, czyli właściwie moglibyśmy powiedzieć, że jest to jakiś argument, który nawet mógłby przemawiać za tym właśnie, że jest to pisane w tym okresie, na który datuje to biblioteka. Więc nie jest to tak jak mówię argument przeciwny, natomiast sama częstotliwość, w której to oznaczenie w kontekście danym występuje jest ekstremalnie rzadka. W związku z tym to zastanawia, bo też w wykonaniach, które możemy usłyszeć na YouTubie, mamy początkowo dziwne wrażenie takiego gwałtownego wybuchu, który to gwałtowny wybuch w takiej małej formie miniaturowej nie wydaje się nam być typowy dla Chopina.
No właśnie, możemy już posłuchać tego utworu. Dla „New York Timesa” nagrał tego walca Lang Lang.
Tak, nagrał go Lang Lang jako pewnego rodzaju taki można powiedzieć ekskluzywny też rodzaj wyłączności w ogóle na nagranie tego utworu, bo Lang Lang jak możemy przypuszczać wydział pierwszy o tym odkryciu od razu je nagrał i teraz wydał dla Deutsche Grammophon. Oczywiście jest to dość normalna praktyka, no bo to jest jednak epokowe można by rzec odkrycie w jakimś sensie jeśli zakładamy jego prawdziwość, zatem nic dziwnego, że była to na tyle istotna informacja, że była trzymana w pewnym sekrecie to raz, a dwa, że wszyscy pewnie chcieliby być tymi pierwszymi, którzy nagrają nieznany walc Chopina. Natomiast widzimy już, że internet jest pełen nagrań różnego rodzaju interpretacji i zresztą może dobrze, bo wykonanie Lang Langa jest dosyć specyficzne, ponieważ on jest dość specyficznym wykonawcą od strony estetyki, którą prezentuje. Zatem ta estetyka jest na tyle mocna, że w pewnym sensie naznaczyła też te kompozycje w wykonaniu Lang Langa, więc mając inne do dyspozycji możemy docenić inne walory tego utworu. To jest raz, dwa, że to, co mnie bardzo zaczęło nie chcę powiedzieć bawić, ale w pewnym sensie zgadza się też z tym, z czym sam Chopin za życia walczył. Zauważyłem, że od razu się zaczęły pojawiać jakieś tytuły programowe, na przykład już widziałem film, gdzie ktoś określił, że ten walc ma pod tytuł programowy Dance of Death, co się zgadza z tym jak Chopinowi za życia narzucano te tytuły programowe u wydawców angielskich, przed którymi tak strasznie zresztą się bronił. Już jest jakaś wersja, gdzie ten walc jest dokomponowany, że się dodaje jakieś segmenty, bo być może faktycznie jest to segment jakiejś większej kompozycji, tego nie wiemy w całości, mimo że się kończy na tonice. Natomiast jest cały proces recepcji, który ruszył po prostu jak lawina i to jest niesamowite, bo pomyślimy sobie, że właściwie miesiąc temu mieliśmy odkrycie nieznanej kompozycji Mozarta, właściwie w podobnych okolicznościach. Długiej kompozycji, bo trwającej prawie 15 minut i nie ma nawet właściwie jednej piątej tego zainteresowania środowiskowego, czy nawet jednej piątej tego zainteresowania w ogóle wśród ludzi, jak tą 80 sekundową kompozycją Chopina. I to świadczy o tym, jak bardzo Chopin jest dalej dla ludzi ważnym autorem, ale też jak bardzo osobiście odbierają jego muzykę. To jest naprawdę swego rodzaju fenomen, który chyba nie ma porównania wśród innych kompozytorów muzyki klasycznej.
Rozmawiał Mateusz Borkowski.
Cała rozmowa w podkaście