Wierzy pan, że jadąc do Zakopanego w końcu będziemy podziwiać góry, a nie duże reklamy wszelakich usług?

- Mam nadzieję, że tak będzie. Niestety, mamy wpływ tylko na to, co się będzie działo w naszej gminie. Dlatego też zaczęliśmy pracę nad uchwałą krajobrazową, którą chcemy wprowadzić w najbliższym czasie, co pozwoli usunąć straszące reklamy przy "zakopiance". Ale mówimy wyłącznie o naszej gminie. Natomiast jeżeli chodzi o całą "zakopiankę", to wiadomo – inny poziom. Jednak jest nadzieja, że będziemy mieli tak czysto i schludnie, jak w Alpach.

 

Burmistrz Zakopanego: rozdawnictwo musi doprowadzić do dziury budżetowej Burmistrz Zakopanego: rozdawnictwo musi doprowadzić do dziury budżetowej

Jak, co i gdzie montować

Wszystkie gminy muszą zaangażować się w te prace, a tych w okolicy "zakopianki" jest 13. Odcinek od granicy Nowego Targu do wjazdu do Zakopanego, to już istna krajobrazowa gehenna. Na zaledwie 15 kilometrach jest ponad 200 wielkoformatowych reklam.

- To jest bardzo dużo. Mam nadzieję, że inne gminy pójdą śladem, chociażby Kościelisko, które ładnie zadbało o przestrzeń wprowadzając kodeks reklamowy. Pracujemy nad tym i my, bo czasy, kiedy banery i reklamoza miały przełożenie na liczbę klientów, chyba dawno minęły. Dziś są zupełnie inne kanały dotarcia do klientów, więc wierzę, że ludzie przedsiębiorcy/mieszkańcy to zrozumieją. I będą korzystać z innych nośników. Wielkoformatowe banery niekoniecznie są dziś tak wydaje, jak kiedyś.

No właśnie. Przedsiębiorcy nie będą protestować? Sprawa toczy się już przecież od kilku lat.

- Ciągnie się bardzo długo. Pamiętam, jak udało się w 2015 roku przyjąć uchwałę o parku kulturowym Krupówki i tę przestrzeń posprzątać z reklam. Kolejnym krokiem miało być właśnie wprowadzenie uchwały krajobrazowej, żeby usunąć reklamy w całym mieście, ale przez 10 lat w zasadzie nic się nie wydarzyło. Kiedy obejmowałem urząd w maju, mieliśmy przygotowany wstępny projekt uchwały, ale chcemy go zmodyfikować. Chodzi o to, żeby trafić do ludzi, przeprowadzić konsultacje społeczne, a przede wszystkim przygotować materiały edukacyjne czy poradniki – jak, co i gdzie montować. Ludzie muszą wiedzieć takie rzeczy. To musi być zgodne z jakimiś wytycznymi.

Jeszcze w sierpniu mówił pan dla stacji TVN, że przygotowana przez waszych poprzedników uchwała nie dość, że była zbyt delikatna, to jeszcze opasła i niezrozumiała. Co pan konkretnie miał na myśli?

- Ta uchwała była bardzo duża, zawierała mnóstwo zapisów i uwag po konsultacjach. Miała grubo ponad 100 stron. Kodeks reklamowy Kościeliska jest skromniejszy, skondensowany. Chcemy, żeby nasza uchwała była prosta, zrozumiała - im więcej przepisów, im więcej furtek, tym więcej jest potem różnych kombinacji i prób omijania przepisów. Przyjmowanie przepisów, które będą martwe, których nie będziemy mogli egzekwować, nie ma sensu. Trzeba to zrobić raz, a dobrze. Urzędnicy już pracują nad uchwałą, wkrótce ogłosimy konsultacje społeczne; ludzie się wypowiedzą. Zresztą zobaczymy, jak nam to pójdzie, jakie będą uwagi. Będziemy ten projekt modyfikować.

 Wielki format nie trafia do odbiorcy?

Widzi pan całkowity zakaz wielkoformatowych reklam, tak jak jest chociażby w Krakowie?

- Zdecydowanie. Chcemy, żeby zniknęły wielkoformatowe reklamy na stelażach, które stoją przy wjeździe do miasta, z obu stron. To musi zniknąć, bo to najbardziej jaskrawy przykład reklamozy i banerozy. Ale to nie oznacza zakaz jakiekolwiek reklamy dla przedsiębiorców. Przecież można robić te nośniki mniejsze. Byłoby dobrze, gdyby ich forma była zunifikowana.

Niekrzykliwe.

- Niekrzykliwe, ujęte w przepisach. Żeby z góry było wiadomo, co można robić. Przedsiębiorcy powinni się dopasować, ponieważ mówimy o estetyce całego miasta.

 

Pan cały czas podaje przykład miasteczek w Alpach. Chciałby pan, żeby tak wyglądało Zakopane?

- Tam wszystko jest zorganizowane tak, że przedsiębiorca ma szyld o danych wymiarach, często nawet określony wizualnie, jak ma wyglądać, czy ma być konstrukcja drewniana, metalowa. Tak, chciałbym, żeby Zakopane również tak wyglądało, żeby chociaż wymiary tych reklam były ujednolicone. Częściowo to już regulują miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, natomiast patrząc na to, co się dzieje w mieście, ludzie tego nie przestrzegają. Musimy ten przepis uchwalić mądrze.

Nie boi się pan, że za kilka miesięcy przyjdą do pana do gabinetu restauratorzy, hotelarze i powiedzą: pani burmistrzu, jesteśmy miejscowością turystyczną, nie możemy pozbywać się szyldów przy "zakopiance", bo my z tego żyjemy, z tej reklamy właśnie?

- Myślę, że nie tyle restauratorzy, hotelarze, co właściciele terenów, którzy żyją z tych reklam. Dla nich faktycznie będzie to bardziej kłopotliwe. Nie jest łatwo uchwalić przepisy, które będą odpowiadały każdemu. Każda uchwała ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Patrząc jednak przez pryzmat doświadczeń innych gmin czy miast, myślę, że świat już na tyle się zmienił, że ludzie rozumieją, że coraz mniej te wielkoformatowe reklamy trafiają do odbiorcy. Zmienia się po prostu sposób reklamowania. Myślę, że i nasi przedsiębiorcy korzystają już z tych nowoczesnych metod, więc te reklamy nie mają aż takiego wpływu na ruch w biznesie.

 

To kiedy zobaczymy Tatry niezasłonięte reklamą wielkoformatową?

- Chciałbym jak najszybciej. Oczywiście musimy ustalić jakieś vacatio legis. Myślę, że początek 2026 roku jest realny. Pod warunkiem, że rada miasta przyjmie uchwałę, a to może być w pierwszym kwartale 2025 roku. Ale może być tak, że przedsiębiorcy będą potrzebować więcej czasu.