Czy pamiętasz, co robiłeś 80 lat temu?
Przygotowywałem się do wykonania rozkazu „Burza” dowódcy Armii Krajowej, który wydał taki rozkaz, żeby spieszyć z pomocą walczącej w powstaniu w Warszawie.
Ale nie udało ci się.
Nie udało się, bo uprzedziło i aresztowało mnie UB. To był ciężki okres, szczególnie na początku uwięzienia, bo chcieli koniecznie zdobyć informację, adresy, nazwiska, a ja niczego nie pamiętałem. Wszystko zapomniałem. Nie wierzyli mi, że mam krótką pamięć i trzymali mnie 27 dni w „sraczu”. Po 27 dniach szef tego więzienia przyszedł do mnie pod celę, kazał ją otworzyć i mówi: „Ryszard, wychodź stąd.” Wyciągnął mnie z tej dziury. Byłem cały mokry. Kazał strażnikom przynieść dla mnie suche ubranie. Wykąpali mnie, bo śmierdziałem i dali mnie na pierwsze piętro, gdzie były już okna. Kapitan otworzył drzwi do celi, wywołał: „starszy celi - oddać honory bohaterowi!”
Potem, jak już byliście razem z innymi żołnierzami w więzieniu, rozmawialiście o tym, co się dzieje w Warszawie?
Tak, mieliśmy wiadomości. Komentarz był, że po co to, więc byliśmy krytycznie nastawieni. I oczywiście wielkie współczucie.
Jesteś z Warszawy. Urodziłeś się w Warszawie, po wojnie też wróciłeś do Warszawy. Powiedz, co zastałeś, kiedy już wróciłeś do tego zrujnowanego miasta?
W Warszawie zastałem kompletnie zniszczone miasto. Komunikacja była możliwa tylko samochodami ciężarowymi, które podjeżdżały, zabierały po 5, 10 osób i przewoziły w odpowiednie miejsce. Nie było autobusów, nie było tramwajów. Same gruzy, straszne zniszczenie. To był już luty. Gruzy usuwano z ulic, straszny widok dla mnie, który jako uczeń pamiętałem miejsca gdzie chodziłem do szkoły, gdzie chodziliśmy na zabawy czy na lekcje dodatkowe. Wszystko to odżywało w pamięci i człowiek był bardzo zdeprymowany tym widokiem rozbitej Warszawy. Kompletnie rozbitej. Specjalnie pokazywano nam budynki, które się zachowały i te które zostały zniszczone przez tak zwane Spring Komando niemieckie (podkładało miny i zdemolowało jeszcze zachowane i stojące budynki). Wtedy miałem 16 lat, to robiło straszne wrażenie. Całe moje dzieciństwo leżało w gruzach. Nie wiadomo było, czy to w ogóle da się odbudować, bo jak odbudować miasto, kiedy są tam same gruzy. Później udało mi się zbiec z Polski przez Śnieżkę do Czechosłowacji. Tam była zona amerykańska. Kiedy zobaczyłem zburzone niemieckie miasta... Oni też podnieśli jakąś karę za zburzoną stolicę. Z tym, że my odbudowaliśmy Warszawę, a Niemcy odbudowali w swoich miastach nowoczesne, uproszczone budynki. Już nie było tam pięknych ulic z drzewami i pięknymi ogrodami - tak, jak pamiętałem.
Myślisz, że to była dobra decyzja, żeby to powstanie wywołać, czy może nie było innego wyjścia?
To jest pytanie, na które mi jest bardzo trudno odpowiedzieć. Przede wszystkim był straszliwy gniew ze strony młodych chłopców takich, jak ja - do starców. Straszny gniew na Niemców za okupację, za wywołanie II wojny światowej. Był rozkaz Bora Komorowskiego nie uzgodniony z aliantami - szczególnie z Amerykanami i Anglikami. Kiedy doszła wiadomość od rządu amerykańskiego, że Amerykanie niestety nie widzą możliwości pomocy powstańczej w Warszawie, to podjęto decyzję o odwołaniu tego powstania, ale było już za późno. W poszczególnych punktach miasta trwała już strzelanina. Ta wiadomość o powstaniu docierała do różnych ludzi w różnej formie. Ja byłem łącznikiem, znałem rozkazy i widziałem, co się dzieje; dla mnie to była straszna rzecz – świadomość, że powstanie zostało przedwcześnie ogłoszone i że niestety trzeba walczyć dla honoru.
Czy warto było dla honoru poświęcać tak wielu ludzi, i to nie tylko żołnierzy? Przecież to było miasto – dzieci, kobiety, starcy.
To było brane pod uwagę przez wszystkich. Nie było człowieka w niszczonej Warszawie, który nie uświadamiałby sobie tego, że dla jednego zrywu wywołanego przez kilkadziesiąt osób, a właściwie kilka osób - dzieje się taka straszliwa tragedia. Wiadomości były tragiczne i świadomość była tragiczna, że nic się nie dało zrobić, mimo tej wielkiej ofiary. Intencją powstania było objąć władzę i powitać armię radziecką - nie jako wyzwoleńczą, tylko jako sojuszników. Nie uzyskaliśmy nic. Zniszczone miasto to była porażka.
Zapytam na koniec czy warto tak czcić rocznicę tego powstania?
Zdecydowanie tak. Dlatego, że odbudowaliśmy Warszawę taką, o jakiej kiedyś marzyliśmy, że będzie. Brałem udział w odbudowie Warszawy - w różnych częściach Polski i w różnych środowiskach były bardzo skomplikowane odczucia w tej kwestii. Im bardziej wykształcone środowisko, tym więcej było zrozumienia dla tego zrywu. Przez długie lata w Polsce było różne podejście do idei powstania, do jego słuszności; do tego, co powstało po powstaniu. Im bardziej oddalała się pamięć burzenia Warszawy, tym bardziej odnawiała się jakaś chęć życia w nowej Warszawie. Jednak natura człowieka pędziła nas wszystkich, którzy wyszliśmy z więzień do tego, żeby mieć normalne życie. Już dosyć było tego wojowania, trzeba było żyć.