Cytat: „Tak naprawdę nie liczy się czy przegram walkę. I nieważne czy ten facet rozwali mi łeb. Ja tylko chcę wytrzymać do końca. Nikt nigdy nie wytrzymał z Creedem do końca. A jeśli ja wytrzymam i wciąż będę stał gdy zabrzmi gong, to po raz pierwszy w życiu będę wiedział, że nie byłem tylko kolejnym dupkiem z okolicy”. Chciałbym powiedzieć, że wystarczy tylko chcieć, patrząc na Rocky’ego, który walczy z Creedem. Ale do tego „chcieć”, trzeba dołączyć ciężką pracę.
- No właśnie to jest element chyba najważniejszy, w zasadzie od starożytności. Mamy wizję, w której ciało jest narzędziem w rękach duszy (jak u Platona). Część bardzo zmysłowa, wegetatywna, łączy się z ciałem i może nim sterować. To co zrobimy z naszym ciałem jest szalenie ważne. Wysportowane ciało, a więc ciało, które w jakimś sensie jest też złamane, przepracowane, ujęte w pewne ryzy, ramy. Sportowy regulamin, żeby ćwiczyć, dać z siebie wszystko, przekraczać granice własnej fizyczności - to jest droga do samodoskonalenia, która będzie też prowadziła u Platona do samodoskonalenia aksjologicznego. Gdzie z jednej strony umięśnione ciało będzie piękne, dobrze zbudowane, proporcjonalne, ale droga ta będzie też prowadziła do intelektualnego zmagania się z samym sobą, bo sport, o czym często zapominamy, zaczyna się w głowie. Czyli najpierw muszę zwalczyć swoją słabość, niechęć, to, że zwyczajnie mi się nie chce albo że mnie boli, albo że się czegoś boję. I ta mentalna struktura będzie wpływała na to, co robimy z naszym ciałem. Im bardziej ciało będzie wyćwiczone, wysportowane, tym bardziej stanie się podstawą do tego, żeby wyćwiczyć świadomość.
Krąg dwuznaczności moralnej
U Rocky’ego raczej nie. Ćwicząc nie osiąga również doskonałości duchowej. Bo nie o to tutaj chodzi.
- Duchową pewnie nie, bo rzeczywiście o duszy nie opowiadamy w tej historii i nie w tym stuleciu. Ale jednak historia Rocky’ego jest bardzo ciekawa – poznajemy drobnego cwaniaczka, facecika, który sobie gdzieś tam pływa, dorabia; jego zajęcia nie są zbyt szlachetne. W momencie, kiedy zaczyna już ćwiczyć i wchodzi na ring, zmienia swój stosunek do życia. Otwiera się na miłość, tu zaczyna coś się dziać w sensie społecznym (tworzy z ukochaną dom), w następnych częściach, będzie zupełnie inaczej funkcjonował. Przestaje być chłopcem, który będzie od ludzi egzekwował długi, a zaczyna być bardziej obywatelem, sportowcem. Więc myślę, że w tym sensie film doskonale ilustruje drogę samorozwoju. Szansa na to, że może właśnie być sportowcem, może walczyć, coś osiągać, udowadniać sobie, że może więcej – to wszystko będzie mieć wpływ na jego życie. Może nawet na moralność, prawda? Bo wychodzi z kręgu dwuznaczności moralnej.
Włoski ogier kontra Apollo Creed. Dawid z Goliatem. Lubimy takie opowieści i takie przypowieści, kiedy słabszy, skazany na porażkę, może osiągnąć sukces pokonujący rywala.
- To jest stary mit, bo przyglądając się starożytności mamy...
Tu jesteśmy w „Księdze Samuela” ze Starego Testamentu (Dawid i Goliat).
- No niech będzie już ta „Księga Samuela”. Chcę powiedzieć, że…
Creed rzuca wyzwanie Rocky’emu. I ten Creed jest nieosiągalny, nie do pokonania.
- Ale o to chodzi, prawda? Żeby realizować coś, co na początku drogi wydaje się całkowicie poza zasięgiem. Wielu filozofów wskazywało na to, że sport jest elementem nie tylko uspołecznienia, ale też edukacji. Przecież Jean-Jacques Rousseau...
To jest wymiar pedagogiczny sportu.
- Tak. Jean-Jacques Rousseau, którego właśnie kojarzymy z edukacją (jego traktat „Emil, czyli o wychowaniu”) też umieszcza sport jako element, który - przez zapanowanie nad ciałem - prowadzi do zdrowia psychicznego. To będzie się przekładało na umiejętności myślenia, na rozwój intelektualny. U Rousseau ewidentnie właśnie przechodzimy na drugi poziom intelektualny. Nie bez przyczyny myśliciele podkreślali wagę samokontroli (a sport nią jest). Jeszcze jedna rzecz - boks ma swoje zasady, reguły, prawda? W pewnym momencie pojawia się fair play - kiedy mogę atakować, kiedy mam się wycofać. Bo siły bardzo łatwo nadużyć, zwłaszcza jeżeli już potrafimy ciałem pracować. Przejście od nadużycia, stłamszenia, pokonania i zabicia, może się okazać bardzo łatwe. Świadomość własnej siły, ale też wartości intelektualnych, jest tutaj podstawowa. Daje nam fair play. Nie bez przyczyny jest sędzia, są rundy i cała ta struktura - trochę teatralna, bo przecież walka na ringu jest teatrem. Świadomość własnej siły i samokontrola stwarza przedziwną relację – ktoś ma kogoś zdominować, ale w określonych ramach, które chociaż wiążą się z siłą fizyczną, równocześnie nie mają być przemocą. Tą brutalną, która prowadzi do zniszczenia, zabicia.
Trudna sztuka balansu
Patrząc na panią i słuchając, jak pani mówi o tym filmie, o sporcie, wnoszę, że „Rocky”, film z 1976 roku, zrobił wrażenie.
- Film ma swój urok, prawda? Uwielbiam takie opowieści. Opowieść o Goliacie i Dawidzie pokazuje niemożliwą strukturę, gdy ktoś staje przed problemem nie do pokonania, wrogiem. Goliatem może być przeciwnikiem na ringu, może nim być wojna, choroba, jakaś niedoskonałość (fizyczna, intelektualna, emocjonalna) wywołana na przykład przez drugiego człowieka. W filmie jest
interesująca gra - mamy zestawienie nie tyle siły fizycznej i intelektu (umówmy się, Rocky nie zostaje intelektualistą, doktoratu nie robi), ale zestawienie ze sferą emocjonalną. Jego ukochana jest bardzo delikatna, wrażliwa, wycofana; można powiedzieć, że momentami nieśmiała. To, że on potrafi ją zauważyć, dostrzec jej delikatność, wejść w relację, daje przestrzeń, w której ona się odsłoni, poczuje komfortowo, da miłość i będzie z nim tworzyć związek. To jest bardzo ciekawy aspekt.
Już myślałem, że pani powie, że Rocky to przemocowiec w stosunku do Adrian, bo i taki wątek tam się pojawia, ale rozumiem, że raczej skłaniamy się ku wersji otwarcia wszystkich na wszystko.
- To nie jest film jednoznaczny. Wydaje mi się ciekawy i z przyjemnością go oglądałam, ponieważ nie jest czarno-biały. Nie ma tu historii; „było źle, zostało przepracowane, jest dobrze”; ten happy end nie następuje. Jeżeli jest, to pełen światłocieni, co zresztą widać w kolejnych częściach. To jest też interesujące, bo tak, jak w przypadku sportowego zwarcia przeciwników, samokontrola jest istotna, podobnie jest również z uczuciami. W momencie, kiedy się otwieramy na drugą osobę, też może dojść do nadużycia. Więc co ja z tym zrobię? Bardzo trudno jest utrzymać pełen balans. Na tym pewnie polega głębia emocji, że potrafimy stosować samokontrolę, a to nie jest łatwe.