Paweł Szczepanik bierze na tapet dwie ikoniczne postacie – pierwsza z nich, prócz wyprodukowania niezliczonej liczby przebojów, utrzymuje w muzycznym świecie status gwiazdy od kilku dekad. Druga, mimo że jej kariera naznaczona była kalectwem, powodowała szał publiczności prawie trzy wieki wstecz. Jedna i druga znane są popkulturze – mowa o Madonnie i Farinellim.
Z pozoru ten duet nie przystaje do siebie – jak połączyć ikonę muzyki pop i kastrata, który wszedł do kanonu muzyki barokowej? Okazuje się, że kluczem jesteśmy my, odbiorcy – bycie gwiazdą, bez względu na czasy, wymaga zabiegów na granicy brawury, psychologii i komunikacji – w dodatku głównie pozawerbalnej! Kształtowanie wizerunku, w tych dwóch przypadkach leżące w rękach samych artystów, kompozytorów czy – współcześnie – także producentów.
„Przyszło mi do głowy, że sięgnę do tak zwanych, mówiąc kolokwialnie, bebechów muzyki i zastanowimy się nad tym, co powoduje, że nagle zostajemy złapani za gardło, że muzyka trzyma nas i nie puszcza” – zapowiada Szczepanik. Prześledźmy to, w jaki sposób skonstruowane jest spektakularne wejście Madonny w 1990 roku na gali rozdania MTV Awards, jak skutecznie budowane jest napięcie, jak długo gwiazda każe na siebie czekać – wszystko po to, by brawa i piski dochodzące z widowni były większe i intensywniejsze. A jednak, jak wtrąca Paweł Szczepanik, „chronologia pokazuje, kto od kogo ściągał, widać, że już kompozytorzy włoscy 300 lat temu, doskonale wiedzieli, jak działa muzyka, a przede wszystkim: jak działa status. W tym przypadku oczywiście myślę o statusie gwiazdy”.
Przewaga internetu nad radiem – oczywiście WYŁĄCZNIE w tym przypadku – pozwoli nam także prześledzić zapis wideo występu Madonny oraz podejrzeć teledysk promujący płytę włoskiej mezzosopranistki Cecilii Bartoli poświęconej muzyce barokowych kastratów i wcielającej się w Farinellego. Oba dobrze pokazują współczesną i „dawną” taktykę trzymania nas w napięciu – także patrzących wygłodniałym wzrokiem. Niewiele zmieniło się na przestrzeni wieków. A raczej – to ludzie wciąż są tacy sami.