Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem niezrzeszonym, Bogusławem Sonikiem.
Poseł Bogusław Sonik dwa miesiące temu ogłosił odejście z PO, ale jeśli informacje na stronach sejmowych są aktualne, wciąż zasiada pan w klubie Koalicji Obywatelskiej?
- To kwestia techniczna. Do końca kadencji zostały 2-3 posiedzenia. Więc nie ma to większego znaczenia.
Zapytam o uchwałę, którą posłowie przyjęli jednomyślnie w 80. rocznicę Rzezi Wołyńskiej. W tekście czytamy: „pojednanie polsko-ukraińskie, budowane od lat, musi objąć także uznanie win i upamiętnienie ofiar z lat II wojny światowej”. Ma pan nadzieję, że w krótkim czasie strona ukraińska zacznie aktywnie odpowiadać na polskie oczekiwania ws. możliwości przeprowadzenia ekshumacji i pochówków polskich ofiar Rzezi?
- To podstawa do tego, żeby mówić o pojednaniu. Najpierw trzeba dokonać ekshumacji, otworzenia cmentarzy. Świętej pamięci minister Przewoźnik uzyskał przed laty takie porozumienie. Miało powstać około 100 cmentarzy na Wołyniu w miejscach masowych mordów. Od tego trzeba zacząć. Nie można mówić o pojednaniu bez tego. To wymaga aktu dobrej woli ze strony Ukrainy, żeby to rozpocząć. To już się rozpoczęło. Pierwsza taka ekshumacja ma miejsce.
Są gesty, ale brakuje słów. Ostatni była wspólna obecność prezydentów Polski i Ukrainy podczas nabożeństwa w Łucku. Brakuje mocnych słów prezydenta Zełeńskiego. Jego wstrzemięźliwość to kwestia wątpliwości, którymi musi się kierować w polityce wewnętrznej swojego kraju?
- Zapewne tak. Dlatego jest jednak potrzebne pokazanie faktów przez ekshumacje i cmentarze. To musi przemówić do obywateli Ukrainy. Oni mają inną narrację. Dla nich najważniejsze jest to, że UPA walczyła z Sowietami. Szukając tożsamości antysowieckiej, przymykają oczy na zbrodnie. Wielu Ukraińców nawet o tym nie wie. Nie uczono tego. Potrzebna jest edukacja w szkołach ukraińskich.
Z pewnością nie ma powodów do zadowolenia prezydent Ukrainy, jeśli chodzi o wyniki trwającego szczytu NATO w Wilnie. Zapamiętamy pewnie to wydarzenie głównie z powodu zgody Turcji na przystąpienie Szwecji to NATO. Jens Stoltenberg mówi jednak, że zaproszenie Ukrainy do członkostwa w NATO zostanie wystosowane, gdy sojusznicy wyrażą zgodę i zostaną spełnione warunki. Dawno tak ogólnego tekstu nie słyszałem. NATO nie popełnia błędów z 2008 roku? Wtedy nie odpowiedziało jednoznacznie na aspirację Gruzji i Ukrainy co do członkostwa i przyczyniło się do tego, że w 2008 roku Putin natarł na Gruzję. 6 lat potem to samo zrobił na Ukrainie.
- Tutaj jest nieco inna sytuacja. Ukraina jest w stanie wojny po agresji Rosji. Stąd ostrożność USA. Oni chcą uniknąć generalnej konfrontacji NATO-Rosja. Przyjęcie Ukrainy by wymagało wsparcia sojusznika w walce. NATO nie chce tak iść, boją się zamienienia tej wojny w III wojnę światową. Stąd ostrożność. Francja i Macron zmienili stanowisko na proukraińskie. Nie opowiedział się za blokowaniem przystąpienia Ukrainy do NATO. Nie myślę, że to wielki zawód dla Zełeńskiego. On podnosi poprzeczkę w czasie wojny. To widać. Upadają kolejne bariery w wysyłaniu broni. Mówi się o szkoleniu pilotów F16. NATO jednoznacznie powiedziało, że będzie wspierało zbrojnie Ukrainę. Zmieniła się atmosfera. Zwiększył się lęk przed konfrontacją bezpośrednią z Rosja, ale jest droga otwarta do wspierania Ukrainy. Francja wyśle rakiety dalekiego zasięgu dla Kijowa.
Czyli NATO robi wszystko pomagając i wysyłając uzbrojenie na Ukrainę? NATO jest pośrednio zaangażowane w konflikt, z tą różnicą, że na terytorium Ukrainy nie ma ani jednego natowskiego żołnierza?
- Tak. Trzeba pamiętać, że USA liczy na osłabienie Rosji w tym konflikcie. Obawiają się jednak totalnego rozpadu Rosji, biorąc pod uwagę czynnik nuklearny. Waszyngton patrzy z ostrożnością i wspiera Ukrainę. Niemcy nieco inaczej. Oni od początku są wstrzemięźliwi. Z przymusu wywieranego przez kraje środkowej Europy, pomagają militarnie. Polska i kraje Europy Środkowej muszą utrzymywać wspólną politykę nacisku na USA i Unię. Ten temat musi być najważniejszy. To spojrzenie musi dominować w polityce europejskiej.
Trwa posiedzenie Sejmu. Dziś parlamentarzyści – na wniosek klubu PiS - mają wysłuchać informacji bieżącej ws. fałszywych zarzutów o napływie migrantów do Polski i przedstawienia realnie prowadzonej polityki migracyjnej i wizowej w celu zapewnienia Polakom bezpieczeństwa. Debata migracyjna trwa od kilku tygodni. Przewija się tu wątek francuski. Żył pan wiele lat we Francji. Jak pan sądzi, dlaczego państwo francuskie nie poradziło sobie z kwestią integracji migrantów? Jakie wnioski z tych złych doświadczeń Francji możemy wyciągnąć my, żeby tych błędów uniknąć? Widzimy powtarzające się zamieszki, gdy kraj staje i płonie.
- Te zamieszki były wywołane przez potomków tych, którzy przyjechali do pracy do Francji w latach 60. Francja zaprzeczyła swojej własnej historii. Stąd się to nie udało. Oni odrzucili tradycję chrześcijańską, na której budowano tradycję francuską. Dlatego kolejne pokolenia nie miały się z czym integrować. Ten kraj nie ma swojej tożsamości, zatraca ją. Dlatego ci ludzie szukają odniesienia się do tradycji islamskiej. Nastąpił rozdźwięk. Francja na własne życzenie zostawiła tych ludzi bez przekazu, czym jest tożsamość francuska i Francja. To nie tylko przykład Francji, ale też wielu innych krajów Europy Zachodniej. Potrzebne jest silne państwo, które mówi jasno - przyjeżdżający mają respektować prawa republikańskie. Nie będą żyć według własnej tradycji z krajów afrykańskich. Kanada jasno postawiła, że przyjmie migrantów, ale na swoich zasadach Podzieliła ich na trzy kategorie i wnioski rozpatruje na swoich zasadach. Chodzi o to, żeby migranci czuli się użyteczni dla nowego państwa. We Francji nastąpiło wykorzenienie. Był mecz piłki nożnej Francja-Algieria. Na stadionie francuskim, gdy grano hymn Francji, 70% widzów gwizdało i buczało. To brak utożsamienia się z krajem, w którym się mieszka. Jest pielęgnowana nienawiść do tego kraju.
Nasi politycy powinni brać pod uwagę to, co się we Francji dzieje...
- Tak. Potrzebna jest polityka migracyjna. Nie wystarczy wystawić wizę. To za mało. Trzeba myśleć długofalowo. Tam było widać w rozporządzeniu, że stara się sprowadzać migrantów nawet z krajów islamskich, ale spoza pasa północnoafrykańskiego. On nakręca agresję, terroryzm, nienawiść w Europie. Byłem w Bahrajnie. Oni przyjmują masowo Filipińczyków, buduje się dla nich kościoły katolickie. Może być sensowna polityka migracyjna, ale państwa muszą to kontrolować.
Jaka będzie dalsza pana przyszłość po opuszczeniu szeregów PO? Dwa miesiące temu powiedział pan, że godne rozważenia byłoby wystartowanie z list PSL-Polski 2050. Były rozmowy z liderami tych formacji? Bogusław Sonik będzie na listach wyborczych w wyborach do Sejmu?
- Jest życzliwość obopólna w moich rozmowach z prezesem PSL. W najbliższym czasie to się skonkretyzuje.
To kwestia dni? Tygodni?
- Pewnie wszystkie partie do połowy sierpnia będą ustalały listy i ostateczne decyzje.