Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PO, Bogusławem Sonikiem.

 

Dzisiaj wizytę w Polsce zaczyna Emmanuel Macron. To może być początek budowy nowego ładu w UE po Brexicie?

- Jest to jakaś próba otwarcia na nowo stosunków polsko-francuskich. Paryż i Macron uznał, że nie trzeba antagonizować Polski, ale mieć partnera, a może nawet sojusznika w rozmowach budżetowych i innych sprawach dotyczących przyszłości UE. 9 maja ma się rozpocząć dwuletnia debata na temat przyszłości UE. Macron zaczynał z wysokiej tonacji mówienia o Europie i Unii.

 

Dzisiaj możliwa jest realna odnowa Trójkąta Weimarskiego?

- Już było jedno spotkanie. Chodzi nie tylko o takie protokolarne spotkania. Ta wizyta będzie służyć też wspieraniu interesów francuskich, poszukiwaniu kontraktów zbrojeniowych, atomowych, żeby odnowić możliwości współpracy gospodarczej.

 

Budowa elektrowni atomowej w Polsce, w oparciu o francuski wkład?

- Na pewno Francuzi będą to proponować. Mają doświadczenie. W 70-80% ich energia pochodzi z atomu, mają też broń atomową. Warto skorzystać z tego doświadczenia.

 

Polskie władze powinny zdecydowanie upomnieć się o pracowników delegowanych, którzy nad Sekwaną są nękani przez Urząd Pracy?

- Oczywiście, ale to szerszy problem. Urząd Pracy nie działa sam. To polityka francuska. Ona jest widoczna od lat, żeby zablokować polskich transportowców i pod pozorem dbania o ich interesy stworzyć reguły, które eliminują z rynków zachodnich polskich kierowców. Jeśli chodzi o nękanie to słyszałem. Powinno to być postawione w rozmowie.

 

Protekcjonizm gospodarczy to powinien być jeden z głównych tematów?

- Tak, ale protekcjonizm jest wpisany w naturę Francji. Ten kraj jest przyzwyczajony do napoleońskiego systemu, gdzie państwo odgrywa we wszystkich dziedzinach dużą rolę. Protekcjonizm zawsze był, on był nieco łamany przez Komisję Europejską.

 

Jakie dzisiaj mamy wspólne interesy? Przede wszystkim słyszymy o polityce rolnej.

- Polityka rolna tak. Ona zawsze była istotna. To Francja nadawała ton tej polityce. Komisarz w UE jest Polakiem, Francja jest przywiązana do wspólnej polityki rolnej. Ona z budżetu na budżet ma mniejsze środki. To dzisiaj ledwo koło 40% budżetu. W sprawie roli przemysłu zbrojeniowego… Francja nie zarzuciła pewnie myśli o współpracy w tej dziedzinie.

 

Na ile to może być szansa przełamania barier i różnic, które sprawiają, że niezbyt przychylnym okiem Warszawa patrzy na Paryż i odwrotnie?

- Paryż jest bardzo protekcjonistyczny tak samo w polityce zagranicznej. Należy nie dać się zwieść. Pozory przyjaźni, sympatii, poklepywania i odwoływania się do wspólnej historii to wierzchołek polityki. Potem jest gra interesów. W naszym interesie też jest zbliżenie się z Francją. Jest to jakaś okazja. Chociaż będzie na pewno poruszona kwestia praworządności, kwestia odchodzenia Polski od demokracji liberalnej. To będzie na pewno stało na przeszkodzie.

 

Jak wygląda kondycja UE po Brexicie?

- To było doświadczenie, które było przerabiane od kilku lat. Unia przygotowywała się na odejście Wielkiej Brytanii, były warianty zabezpieczenia, że kiedy Wielka Brytania by odeszła bez umowy, żeby nie ucierpiały kraje członkowskie i ludzie. To było przygotowane. To jednak smutna historia. Wielka Brytania to potężne państwo, które zawsze było przywiązane do gospodarki rynkowej. Wielka Brytania zawsze była trzeźwa w materii geopolityki. Będzie brakować Wielkiej Brytanii. Z drugiej strony nieprzypadkowo teraz zaczynają się debaty o przyszłości Europy. 9 maja ma to ruszyć. Nie przywiązuję do tego wielkiego znaczenia, chyba że się uda zachęcić do tego obywateli. Pytanie jest, co dalej z UE, jak pogodzić rosnące przywiązanie do funkcji narodowych państw z zarządzaniem Unią i jej kompetencjami, żeby one nie wywoływały złych emocji.

 

Jądro niemiecko-francuskie to jedyny możliwy scenariusz?

- Możliwe są inne, ale do tej pory się zawsze okazuje, że to co akceptuje Berlin i Paryż, nadaje ton i wszyscy się do tego przyzwyczaili. Powstał pomysł, żeby kraje wyszehradzkie, ta część Europy… To sprowadza się jednak do tego, że te kraje raczej coś blokują niż proponują. Nasza część Europy ma szansę na zacieśnienie współpracy wewnątrz UE. Nie widzę jednak wielu inicjatyw między Pragą, Bratysławą i Warszawą. Tu trzeba pokazać, że możemy realizować wspólne przedsięwzięcia.

 

Jak możliwi są kolejni uciekinierzy z UE? Nigel Farage mówił o Duńczykach, Włochach, Polakach.

- Nie sądzę, żeby to było zaraźliwe. Raczej doświadczenie wychodzenia Wielkiej Brytanii pokazuje karkołomność tego procesu. Dzisiaj Farage może to mówić w euforii. On odniósł sukces, ale rysują się czarne chmury nad Wielką Brytanią. Będą płacić mniej składki do UE, ale będą wielkie straty gospodarcze. Miejsca pracy też mogą być stracone. To się okaże za kilka lat.

 

Alarmuje pan o ofensywie historycznej prezydenta Rosji, której efektem ma być potępianie usuwania pomników żołnierzy radzieckich. Na jaki grunt w Europie padają te rosyjskie enuncjacje?

- To powrót do Rady Europy, który Moskwa zaznacza. W debatach to było widać, na Radzie Europy było też widać butę. To kolejny krok, gdzie się pisze, żeby uznać te pomniki za dziedzictwo europejskie. Chodzi o to, żeby pomniki odbierane jako akt imperialny Rosji, instalowane w krajach podbitych… Teraz one są przenoszone na cmentarze, gdzie jest ich miejsce. Następne posiedzenie Rady Europy to koniec kwietnia. Można się spodziewać kolejnych takich inicjatyw.

 

Te pomniki praktycznie już zniknęły w naszym kraju.

- Chyba nie wszystkie. Ciągle są przedmiotem sporu między Polską i Rosją. W innych krajach też pewnie są. Jest to próba nawiązania do narracji o II wojnie, że nie było sojuszu Hitlera i Stalina i to Armia Czerwona niosła wolność. To wpisanie się w tę narrację.

 

Wspólnota europejska to kupuje?

- W Radzie Europy nie ma limitu podpisów, które sprawiają, że deklaracja jest ważna. 77 posłów podpisało. Nie ma większości do tego. Ta rezolucja jest tak skonstruowana, że próbuje pokazać, że broni cmentarzy, ale faktycznie broni chwały Armii Czerwonej.

 

Jest efekt Borysa Budki, czy na razie nie?

- Oczywiście będzie. Efekt jest taki, że wielu członków PO chciało zmiany. Zagłosowali w ponad 70% na Borysa Budkę. Oczekują na jego programowe wystąpienie. To będzie początek odnowy, reaktywacji. To zaprowadzi do zwycięstwa wyborczego.

 

Odnowa na czym powinna polegać?

- Odnowa powinna polegać na aktywizowaniu działalności członków w regionach, trafianiu do małych miast i wsi z programem, pomysłem na to, jak PO może działać. Co niesie ze sobą program, który ma dać wygraną? Chodzi o walkę w klimatem, usługi publiczne, szpitale, sądy. To nęka obywateli. Nie tylko sprawy socjalne.

 

Wśród członków PO są dyskusje o ewentualnej zmianie kandydata w wyborach prezydenckich, czy suflują takie informacje przeciwnicy polityczni?

- Przeciwnicy mają rozterki ze swoim kandydatem. On przyjął zbyt radykalną formę przed wyborami i szukają rozwiązania, przerzucając tematy.

 

Czyli rozmowy się nie toczą?

- Nie będą się toczyć. Czekamy na datę wyborów.