Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem PO, Bogusławem Sonikiem.
Wczoraj dowiedzieliśmy się po zarządzie PO, że biorą państwo pod uwagę zmiany programowe po wakacjach i zmianę nazwy ugrupowania. Już była dyskusja na ten temat, czy ten pomysł usłyszeli państwo dopiero po zarządzie?
- Usłyszeliśmy z mediów. Zarząd coś postanowił. Sam fakt, że takie pomysły się rodzą, wymaga – i dobrze – konsultacji i rozmów na wszystkich szczeblach PO. To ma być nowy rodzaj podejścia, że nie przychodzi instrukcja z centrali, ale pomysł. Jeśli sięgniemy wstecz, pamiętajmy, że kilka lat temu był pomysł Klubów Obywatelskich, szerokiej debaty. To konsekwencja tego, żeby przekuć to w formę stałą. To dobry pomysł.
Przypomniałem sobie, że PO została jako partia zarejestrowana w marcu 2002 roku. Osiągnęła zatem pełnoletność. Ta obecna formuła ugrupowania opozycyjnego – pytam w kontekście wyniku Rafała Trzaskowskiego – uległa wyczerpaniu? Jest potrzebne nowe otwarcie?
- Każda instytucja, także partia, wymaga refleksji nad swoim funkcjonowaniem. Świat się zmienia. Widzimy coraz więcej młodych wyborców, którzy licznie poparli Rafała Trzaskowskiego. Trzeba znaleźć odpowiedź także idącą z duchem czasu. Nie zasklepiamy się w formule wyjadaczy partyjnych, którzy decydują raz na cztery lata o kształcie list. Tu jest wymagana większa otwartość. Przypominam sobie 2002 rok i prawybory wyłaniające lokalnych liderów. Inaczej było niż teraz. Pomysł powrotu do obywatelskiego charakteru partii ma swoje racje.
Wspomniał pan o poparciu młodych. Poparli oni Rafała Trzaskowskiego, czy stojące za nim ugrupowanie? Co dalej? Sam Rafał Trzaskowski zdaje się nie mieć pewności. Mówi, że potrzeba nowego ruchu i otwarcia, ale w wywiadzie dla Katarzyny Kolendy-Zaleskiej zachęcał, żeby wstępować do partii politycznych, istniejących ugrupowań.
- Dlatego, że one są osią życia politycznego. Budowanie niechęci wobec partii jest mało twórcze. Należy zmieniać partie, dążyć, żeby one były bardziej demokratyczne. Na pierwsze pytanie też odpowiem. To na pewno osobisty sukces Rafała, który pokazał pogodną, radosną twarz polityki. On potrafi rozmawiać z obywatelami, przyciąga swoimi urokiem osobistym. To polityk w stylu amerykańskim. Nie boi się świata, wyzwań. Młodych ludzi to przyciągnęło. Oni uznali, że to człowiek, który jest w stanie zaproponować coś, co odpowie na oczekiwania młodych. Przed Rafałem Trzaskowskim i PO ważne pytanie. Jak nie zawieść tych, którzy poparli licznie naszego kandydata?
Na ile ta radosna twarz polityki Rafała Trzaskowskiego jest też udziałem otaczających go polityków? Pytam o Sławomira Nitrasa, o którym przed kilkoma dniami mówił pan w Telewizji Republika, że nie pochwala pan praktyk posła Nitrasa, nawet jeśli tacy ludzie w kampanii się przydają. Są też słowa prof. Gadacza – małopolskiego radnego KO – o elektoracie Andrzeja Dudy, których określił mianem wiejskich buraków.
- Jeśli chodzi o drugą wypowiedź, to radziłbym unikać takich słów. One sugerują zgorzknienie i niechęć do części wyborców, dużej części. Oni nie głosują tak, jak oczekujemy.
Ponad połowy...
- Właśnie. Ja bym unikał takich wypowiedzi. To buduje niechęć do polityków, to przykład języka pogardy. Jeśli ktoś ma jakąś funkcję społeczną z wyboru, powinien być oszczędny w takich słowach. Powinien wykorzystać mandat do przyciągnięcia i przekonania ludzi. Nie można tkwić w zamkniętej bańce towarzyskiej. Jeśli chodzi o radosną twarz... Mówiliśmy o Rafale Trzaskowskim. On proponował wspólnotę, myślenie o Polsce. Natomiast odniosłem się raz do zachowań w kampanii niektórych działaczy. Drugi raz nie będę się powtarzał.
Jak sobie wyobrazić nowe otwarcie szerokiej opozycji? Bliskie są panu poglądy Władysława Kosiniaka-Kamysza, szefa PSL. Co pan myśli o opinii Kosiniaka-Kamysza, który powiedział, że jeśli PO się śni znowu hegemonia na opozycji, to przegra kolejne wybory?
- Nie chodzi o hegemonię na opozycji. Chodzi o wygranie następnych wyborów. Wygrywa się zdobywając jak największą liczbę głosów i szerokie poparcie.
Iść razem w wielkim bloku, jakim była Koalicja Europejska przed wyborami europejskimi, czy iść każdy osobno?
- Za wcześnie na mówienie o tym. Na 3-4 miesiące przed wyborami można się nad tym zastanowić. Można po wyborach stworzyć też rząd, jeśli wygramy. Mówienie o szerokim froncie teraz do niczego nie prowadzi. Trzeba przekonywać ludzi, że warto nas poprzeć. Władysław Kosiniak-Kamysz też tak robi. Hegemonia na opozycji nie jest ważna. Ważne jest bycie silną partią. Każda partia tego chce.
Część polityków PSL ma wątpliwości co dalej robić. Świadczą o tym wyniki wczorajszego głosowania ws. wotum nieufności dla szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Serwis 300polityka zauważył, że Urszula Nowogórska, Paweł Kukiz i Zbigniew Ziejewski wstrzymali się od głosowania przy wotum nieufności dla Mariusza Kamińskiego. Nowogórska i Ziejewski także wstrzymali się przy głosowaniu nad wotum dla Zbigniewa Ziobry.
- Tak. To decyzje, które podejmie PSL. Być może jest rozwiązaniem pomysł Niemców, którzy od lat budują wspólną programową pozycję partii CDU z bawarskim CSU. Podpisanie stałej formuły współpracy między PO i PSL i tworzenie takiej koalicji? To jednak wybór przed PSL. Porażka dotkliwa PSL powoduje, że na pewno są siły odśrodkowe. Sukces PSL przy wyborach parlamentarnych mógł być przejściowy. Nie udaje się wejść im do środowisk wielkomiejskich. Zamyka to ich w formule partii klasowo-środowiskowej.
Jeśli nie PSL to może Lewica? Widzimy jednak wymianę złośliwości w mediach między Włodzimierzem Czarzastym i Borysem Budką.
- Na dzisiaj to mało realne. Jest pewne porozumienie co do odsunięcia PiS od władzy. Na tym się kończy. Jak patrzę na wypowiedzi środowisk lewicowych, każdy chce osłabić PO i rozgrabić nasze dobra. Przez moment przy kryzysie kandydatury pani Kidawy-Błońskiej wydawało się, że to się stanie. Teraz koledzy z Lewicy mogą o tym zapomnieć.
Jutro pierwszy od dawna szczyt Unii Europejskiej z udziałem fizycznym szefów państw i rządów. Będzie dyskusja o unijnym budżecie. Jak donosi Rzeczpospolita, upada koncepcja powiązania wypłat z przestrzeganiem praworządności. Temu mają się stanowczo przeciwstawiać Węgry.
- Tak. Słyszałem o tym. Rada może nie być skłonna do przeforsowania tego zapisu. Jest też wstrzemięźliwość krajów, w których jest duża korupcja. Bułgaria, Rumunia i Włochy mogą się tego obawiać. Ten nacisk na praworządność jednak się nie zmniejszy. Wiem, że można stosować różne sposoby, żeby utrudniać krajom, które mają z tym problem, korzystanie z szerokiej gamy funduszy. Sprawa praworządności na pewno będzie wracać. Pora na poważne traktowanie tych zarzutów stawianych przez Radę Europy i instytucje europejskie. Nie mówmy, że działają tylko wrogowie Polski. To realne fakty, które rząd powinien wziąć pod uwagę.