Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PO, Bogusławem Sonikiem.

 

Co w sytuacji na Bliskim Wschodzie może zmienić coraz bardziej prawdopodobne zestrzelenie ukraińskiego samolotu przez siły irańskie?

- Ja myślę, że w sytuacji na Bliskim Wschodzie wiele nie zmieni. Wiele będzie zależeć od tego, jak zachowają się Irańczycy, którzy nie chcą udostępnić Boeingowi czarnych skrzynek. Zdecyduje opinia ekspertów ukraińskich. Ukraińcy powinni zażądać międzynarodowej kontroli. W obliczu konfliktów na większą skalę, takie sprawy nie stanowią czynnika zapalnego. Podobnie było z zestrzeleniem holenderskiego samolotu rosyjskim sprzętem. Holendrzy wskazali winnych. Za tym idzie atmosfera w stosunkach międzynarodowych, ale nie powoduje to retorsji.

 

Na pokładzie było 63 Kanadyjczyków. Ta tragedia może mieć realny wpływ na wewnętrzną sytuację w USA?

- W USA raczej nie. Teraz Donald Trump upaja się swoim sukcesem. Chodzi o posunięcie w Bagdadzie. Poszły za tym symboliczne retorsje Teheranu. Póki co, Trump może się pokazać jako główny sprawiedliwy, który karzącą ręką uderza w każdego, kto zamachnie się na interesy USA.

 

Jaką rolę do odegrania w tej sprawie ma UE? Szef Rady Europejskiej mówił, że chce większego zaangażowania Unii na Bliskim Wschodzie.

- UE nie uzyskiwała znaczących sukcesów w ostatnich latach na Bliskim Wschodzie. Tam głównym graczem jest USA. Stany kierują się zapewnieniem bezpieczeństwa Izraelowi. Jest symboliczne wsparcie, jak przeniesienie ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. UE finansuje administrację palestyńską. To znacząca pomoc dla Bliskiego Wschodu na rzecz pokoju tam. Poza tym jedyną rzeczą, którą może UE próbować realizować, to powrót do porozumienia ws. broni jądrowej z Iranem. To był znaczący sukces.

 

Jak należy odbierać apel w wystąpieniu Donalda Trumpa o większe zaangażowanie NATO na Bliskim Wschodzie?

- To raczej retoryka. NATO angażowało się w Iraku, ale jako misja szkoleniowa. NATO nie brało udziału w działaniach zbrojnych koalicji międzynarodowej. Nie sądzę. To by był kolejny punkt podziału w NATO. Pamiętamy stanowisko zachodnich krajów Europy w stosunku do interwencji w Iraku. Był sprzeciw Paryża. Jeśli Trump by chciał wymuszać coś na NATO, może to prowadzić tylko do rozdźwięków w NATO. Nie mówiąc o tym, że większe zaangażowanie na Bliskim Wschodzie mogłoby oznaczać zmniejszenie wagi flanki wschodniej, czyli naszego kraju.

 

Wczoraj Sejm przez aklamację przyjął uchwałę ws. zakłamywania historii przez Rosję. Jakie znaczenie ma ten gest? W Polsce przecież nikogo do tego nie trzeba przekonywać.

- W Polsce nie. To ma znaczenie w skali międzynarodowej. Chodzi o linię Moskwa-Warszawa. Jaką reakcję wściekłości wzbudziła uchwała Parlamentu Europejskiego, która wspomniała, że te dwa totalitaryzmy są odpowiedzialne za II wojnę. To było powtórzenie uchwały z 2008 roku. To było ustanowienie dnia ofiar obu totalitaryzmów. Symbolicznie jest to data paktu Ribbentrop-Mołotow.

 

Dzisiaj kolejne spotkania Komisji Weneckiej, między innymi z Pierwszą Prezes Sądu Najwyższego i Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Jakie charakter ma ta wizyta? Przedstawiciele rządu mówią, że prywatny.

- Zostanie wydana opinia organu Rady Europy, jakim jest Komisja Wenecka. To wyznacznik dla opinii publicznej europejskiej, która będzie się odnosić do tych zmian w polskim ustawodawstwie. Po to została powołana Rada Europy, po to ma organy doradcze, żeby bronić pewnych standardów demokratycznych.

 

Jakiej opinii pan się spodziewa? Ona ma być znana w przyszłym tygodniu.

- Sądząc po ostrej ocenie polskich naukowców i sędziów dla tego prawa, nie spodziewam się niczego innego. Raczej w opinii będzie wskazanie, że tak nie można wpływać na działanie sędziów, żeby to ograniczało ich niezawisłość. Zostaną podane punkty, które wskażą, że to za duża ingerencja.

 

Ledwo wystartowała kampania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, ale już została zawieszona z uwagi na wybór przewodniczącego PO. Idzie to jak po grudzie. Jakoś nie może się rozpędzić kandydatka.

- Niech pan nie przesadza. Nie ma jeszcze kampanii prezydenckiej. Nie ma ogłoszonej daty wyborów.

 

Ale aktywność każdego kandydata już widać.

- Jak pan postrzega innych kandydatów? Podobnie rozpędzają się. Przygotowują się, żeby wystartować z odpowiednim hukiem, gdy kampania zostanie ogłoszona. Tak samo jest w przypadku Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.

 

To dobrze, że Małgorzata Kidawa-Błońska zawiesiła działania prekampanijne na czas tych wyborów?

- Te działania są prowadzone przez kandydatów. Każdy kandydat na szefa PO ma wspieranie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w swoich obowiązkach. Tak jest to realizowane.

 

Kto dzisiaj ma największe szanse na wygraną w wyborach na szefa PO? Jest radykalna zmiana – Bartosz Arłukowicz i Bogdan Zdrojewski, umiarkowana zmiana, czyli Borys Budka i żadna zmiana Tomasza Siemoniaka. Tak należy czytać część z szóstki kandydatów?

- Tomasz Siemoniak zgłosił się kilka dni temu. Proszę mu dać czas. On zdąży do 25 stycznia z aktywną kampanią i prezentacją siebie, programu i pomysłu na działanie partii. Do tego musi być plan na Polskę. Myślę, że Tomasz Siemoniak i Borys Budka to osoby, między którymi rozegra się finałowa walka. Bogdan Zdrojewski to ciekawy kandydat. On opublikował pogłębioną analizę działania PO i zmian. Nie sądzę jednak. On chyba był za długo nieobecny w polskiej polityce, żeby zagrozić tej dwójce.