Gościem Mariusza Bartkowicza jest poseł PO, Bogusław Sonik
Dzisiaj o poranku ważne oświadczenie w sprawie wyborów prezydenckich ma wydać Donald Tusk, przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej. Tak zapowiada jego najbliższy współpracownik, Paweł Graś. Czego spodziewa się pan w oświadczeniu byłego premiera, współtwórcy PO?
Wczoraj czytałem pobieżnie oświadczenie EPL, które było bardzo krytyczne wobec przeprowadzenia wyborów w Polsce w sytuacji pandemii. Myślę, że w tym duchu będzie się wypowiadał Donald Tusk, prezentując oświadczenie i kontynuując jego tezy.
Wybory są ogłoszone na 10 maja, ale mało kto już chyba wierzy, że tego dnia będą mogły się odbyć. Mamy kampanię, chociaż bez możliwości organizowania spotkań z wyborcami czy konwencji. Jaki scenariusz w związku z tym kreśli pan na najbliższe tygodnie?
Decydujące tutaj jest, jaką rozgrywkę prowadzi Jarosław Gowin z częścią swojej grupy Porozumienia. To oni stanowią języczek u wagi, który będzie decydował o tym, czy 6 lub 7 maja ustawa, która wróci z Senatu, będzie przyjęta. Wydaje się w tej chwili, że determinacja tej części Porozumienia jest tak duża, że ustawa zostanie odrzucona również w Sejmie. W związku z tym staniemy przed czymś nowym, co spowoduje, że wybory w maju nie będą możliwe.
Słyszy się o podziałach wewnątrz ugrupowania Jarosława Gowina – wielu publicystów o tym mówi. O tym, jak wielu posłów zagłosuje za, a jak wielu przeciw ustawie o wyborach korespondencyjnych, to pewnie dowiemy się dopiero w dniu głosowania. Chciałem jednak zapytać, czy dochodzą pana słuchy, że możliwe są transfery lub próby pozyskania posłów przez Prawo i Sprawiedliwość, chociażby z Konfederacji lub PSL?
Czytam o tym, osobiście nie mam żadnych sygnałów, żeby takie próby były podejmowane. Wydaje się to jednak naturalne, że przed tak ważnym głosowaniem obóz rządzący próbuje sobie zapewnić większość różnymi sposobami. Faktem jest, że stajemy w obliczu decyzji bardzo istotnej. Z jednej strony są kwestie zdrowotne, z drugiej karkołomne terminy, które powodują, że jest wiele wątpliwości co do sposobu przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych, ich legalności. Dlatego lepiej byłoby je przesunąć i przygotować za kilka miesięcy, tak aby nie były kwestionowane ani podważane. Potrzebny jest do tego konsensus, który jest konieczny także do walki z pandemią, tak aby można było przyjąć jakieś reguły gry akceptowalne dla wszystkich obozów politycznych.
Zapytam pana jako polityka, który jest bardziej realistą niż idealistą, jaki scenariusz w tym momencie jest najbardziej prawdopodobny, tzn. wybory jeszcze latem lub wczesną jesienią, czy przełożenie ich na później? To – tak, jak pan mówi - kwestia politycznego porozumienia, o które teraz jest wyjątkowo trudno.
Bardzo trudno. Tutaj są dwie kwestie. Ja sądzę, że te wybory powinny się odbyć w ciągu 3-4 miesięcy. Pamiętajmy, że kadencja prezydenta skończy się z początkiem sierpnia. To jest kwestia z jednej strony przeprowadzenia wyborów, a z drugiej prowadzenia kampanii. Od półtora miesiąca, kiedy rozpoczęto kwarantannę i wprowadzono te wszystkie zakazy, kampania zamarła. Nie tylko bezpośrednia, również w telewizji. Spodziewałem się, że kampania będzie jednak obecna w telewizji, że będą regularne debaty. Natomiast tego w ogóle nie było. Przekaz został zdominowany przez sytuację pandemii, co jest naturalne. Teraz zaczynamy już w całej Europie mówić o odchodzeniu od tego i liberalizowaniu gospodarki, zakazów. Uwaga skupia się na tym, jak żyć z wirusem, bo wszyscy specjaliści twierdzą, że on będzie obecny w naszym życiu. W związku z tym przygotowywane są takie rozwiązania, które umożliwiają z jednej strony w miarę normalne funkcjonowanie, a z drugiej minimalizują zagrożenie. To samo musi się odnosić do wyborów. One nie mogą zostać wyjęte i stać się jakimś wyjątkiem, bo są elementem naszego życia społecznego. Muszą i powinny się odbyć z zapewnieniem maksymalnej ostrożności.
Jeśli te wybory, tak jak pan mówi, miałyby się odbyć za 3-4 miesiące, a nie teraz, w tym majowym terminie i trzeba by było je rozpisać na nowo, to czy w sierpniu lub wrześniu kandydatką KO powinna być nadal Małgorzata Kidawa-Błońska? W tym pytaniu rzecz jasna jest zawarte drugie pytanie, jak pan ocenia dotychczasową kampanię i wyniki sondażowe Małgorzaty Kidawy-Błońskiej?
Wyniki sondażowe nie są najlepsze, to jest pochodna między innymi ogłoszenia wezwania do bojkotu przez panią Małgorzatę Kidawę-Błońską.
To była dobra decyzja?
Wyborcy odebrali to jednoznacznie jako równoznaczne z wycofanie się z wyborów, stąd sondaże ewoluowały w tę stronę. Czy to była dobra decyzja? Myślę, że ryzykowna. Chyba nie zostało sprawdzone, że zostanie to odebranie jako wola niewzięcia udziału w wyborach, w związku z czym automatycznie ci, którzy byli sondowani, nie brali pod uwagę tej kandydatury.
Redaktor Joanna Miziołek w portalu wprost.pl pisała wczoraj, że kierownictwo Platformy zaczyna się dystansować od Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Podczas jednego z ostatnich spotkań kierownictwa Platformy Borys Budka miał oświadczyć, że Kidawa-Błońska nie jest jego kandydatką, tylko Grzegorza Schetyny. I w związku z tym Małgorzata Kidawa-Błońska ma być teraz obrażona na Borysa Budkę. To oddaje stan emocji w partii z tego, co panu wiadomo?
Proszę pamiętać, że komunikacja wewnątrz partii wygląda tak, jak komunikacja w ogóle, czyli jest osłabiona. Możliwość rozmów, debat. W związku z tym przepływ informacji nie jest taki, jakby się chciało. Trudno więc mi powiedzieć, natomiast wydaje się, że przesunięcie wyborów przy wprowadzeniu stanu klęski zamraża jakoś kandydatury i odmraża je w momencie, kiedy zostanie wyznaczony nowy termin. Nie sądzę, żeby była możliwość wezwania do zbierania na nowo 100 tys. podpisów, więc kandydatury będą według mnie takie same i trzeba się z tym skonfrontować i z tym żyć.
W kontekście dyskusji o odmrażaniu gospodarki, jakie są pańskie nadzieje? Że Unii uda się realnie stworzyć drugi plan Marshalla, co pozwoli także tej organizacji samą siebie uratować?
Przyglądałem się i brałem udział w wychodzeniu z kryzysu finansowego, bankowego kilka lat temu. Widziałem, z jaką energią, wiedzą i sprawnością Michel Barnier, przewodniczący Rady Van Rompuy pracowali nad zabezpieczeniem się na przyszłość przed taką ewentualnością, jaką przeżyliśmy w 2008 r.: klęski bankowej, kryzysu i groźby rozpadnięcia się strefy euro. Wydaje się, że przy tego typu zagrożeniu, jaki mamy w tym momencie, które jest wielokrotnie większe niż kryzys bankowy, bo dotyczy wszystkich sfer naszego życia, przywódcy unijni i przywódcy poszczególnych krajów staną na wysokości zadania, zdając sobie sprawę, jak wielki kryzys ekonomiczny, gospodarczy i społeczny może nas czekać, jeśli się takich działań nie podejmie.
Na koniec zapytam pana o wątek krakowski. Władze miasta zdecydowały, że wykupią dokumentację praw autorskich do stadionu Wisły Kraków za 9,7 mln zł. Decyzję tę podjęto w kontekście trudnej sytuacji finansowej nie tylko samorządu gminy Kraków, oszczędności i ograniczeń kursowania komunikacji miejskiej i wyłączania miejskiego oświetlenia w nocy, wreszcie zapowiedzi nawet miliardowej dziury w budżecie. Czy pana zdaniem to jest dobra decyzja?
Ten stadion, który kosztował 800 mln zł, jest ciągle niewykorzystany, jest dziurą w budżecie i takim niechcianym grzybem, który wyrósł na tkance Krakowa. Więc dołożenie 9 mln, które umożliwią ruszenie z pracami adaptacyjnymi, co umożliwi racjonalne wykorzystanie stadionu, jest chyba sensowne. Przy wydatku tak kolosalnym, jaki poniesiono przy budowie tego stadionu, wydaje się, że te 9 mln – chociaż to suma bardzo duża, jak na dzisiejsze potrzeby – jest uzasadnione.