Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceprezydentem Krakowa, Bogusławem Kośmiderem.
Zobaczymy pana na krakowskiej liście w wyborach do Sejmiku Małopolski?
- Zobaczymy. Myślę, że tak. Przez 7 kadencji wchodziłem do Rady Miasta. Mam kilka dobrych pomysłów na rozwój województwa. To jest w interesie też moich kolegów, żeby ludzie z pomysłami byli na liście.
Jak wiceprezydent to pewnie na czele listy KO?
- Zawsze wolałem gonić niż uciekać. Pierwsze miejsca mnie nie interesują.
Jeśli wybory prezydenckie wygra Aleksander Miszalski, chce pan pozostać wiceprezydentem?
- Idzie nowa zmiana. Ona powinna do końca pójść, także personalnie. Mam kilka tematów miejskich, które muszą skończyć z jakiejś perspektywy. To moje przeznaczenie.
Czyli koniec z samorządem gminnym, od nowej kadencji województwo?
- Mam nadzieję. Kilka spraw w mieście chcę dokończyć.
Krakowska PO rozmawia z Łukaszem Gibałą o ewentualny współrządzeniu, jeśli wygra lider Krakowa dla Mieszkańców? Tak pokazują sondaże.
- Nic nie słyszałem o rozmowach. Przyjmuję, że ich nie ma. Dziś wszystkie ręce na pokład, żeby nasz kandydat był w II turze i ją wygrał.
Wiadomo, jak przedstawia się sejmowa większość. W interesie wszystkich będą takie rozmowy, jeśli wygra Łukasz Gibała.
- Zobaczymy. Łukasz Gibała przeszedł tyle różnych partii, że wszyscy go znają.
Także z PO.
- Tak. Z Palikota, PO... Znamy go. Wiemy, co może, czego nie. Zobaczymy.
Na razie kandydata KO Aleksandra Miszalskiego chce poprzeć w Krakowie Nowa Lewica. Kto w zamian trafi z Lewicy na listy KO do Rady Miasta?
- Nie wiem. To jest w trakcie dogadywania. Lewica ma swoje oczekiwania. Często nie trzeba startować z czołowych miejsc, ale trzeba być znanym w swoim środowisku. Lewica powinna tu upatrywać swojej szansy.
Mówi pan o obecnych radnych z prezydenckiego klubu?
- Mówię o szerokiej grupie osób, które czują się lewicowcami.
Jak utrudni odbicie Małopolski fakt, że w wyborach do Sejmiku osobno pójdzie KO i Lewica?
- Cóż, wydaje się, że lepiej by było, jakby to było wspólne w Małopolsce. Choć nie wiemy, ile byśmy zyskali, ile stracili. Jest decyzja, trzeba się dostosować. Samodzielnie mamy szansę na wygraną w Małopolsce.
Przed poprzednimi wyborami była licytacja, kto szybciej kupi Wesołą. Czemu dziś nikt nie licytuje, kto ją pierwszy zagospodaruje? Wszystkich to przerosło?
- Nie. Źle od początku niektórzy do tego podeszli. Wesoła to dużo większy i skomplikowany projekt niż choćby rozbudowa okolic dworca. Przypomnijmy, że to trwało 20 lat. Wszelkie duże projekty, jak w Eindhoven czy Luksemburgu, muszą trwać. Tego się nie zrobi w rok, dwa. Obiekty są zabytkowe, wymagają troski i nie ma na to pieniędzy. W budżecie nie ma teraz wielkich pieniędzy na spółkę od Wesołej. Podejdźmy do tego realnie. Wiele osób w Krakowie szybko oczekuje efektów bez narzędzi ku temu.
Można nazwać Wesołą największym rozczarowaniem kończącej się kadencji?
- Myślę, że nie. Wesoła to szansa i perspektywa. Jak ktoś myślał, że to się zrobi w kilka lat, musi się nauczyć miasta.
Do tej pory na utrzymanie tych terenów poszło 17 milionów. Dalej będzie trzeba płacić...
- Cały obiekt był kupiony za prawie 300 milionów. To perspektywa 1,5-2 miliardów na zagospodarowanie. Lepiej to robić wolniej i dokładniej. Konsultacje społeczne wskazywały na organiczne podejście, nie szybkie. Nie da się równolegle szczegółowo badać i konsultować, a z drugiej strony mieć szybkie efekty. To wielki projekt. On wymaga cierpliwości i pieniędzy. To duża perspektywa. Wesoła w przyszłości będzie pokazywana jako jeden z sukcesów tej kadencji.
Może sprzedać? Są takie pomysły.
- To ostatnie takie miejsce w Krakowie. Jest świetnie położone. Nie sprzedawać, ale sensownie zagospodarować. Na to trzeba czasu, pieniędzy. To przyniesie efekt. Nie od razu, ale przyniesie.
Pierwsze decyzje nowego prezydenta związane z Wesołą? Czego pan by oczekiwał?
- Pierwsze decyzje zawsze dotyczą analizy możliwości. Pokazanie efektów konsultacji, efektów spotkań. To nowego prezydenta powinno zainteresować. Przestrzegam przed gwałtownym reagowaniem. Szkoda tracić możliwości. One lepsze mogą przyjść nieco później.
Mogłaby tam powstać mieszkaniówka. Ile mieszkań do tej pory pozyskała Społeczna Agencja Najmu w Krakowie?
- Jesteśmy na etapie konsultacji. Jest otwarta storna internetowa, odbywamy spotkania z właścicielami, instytucjami. Badamy możliwości. Mamy kilkadziesiąt chętnych, którzy by chcieli wynajmować mieszkania od agencji i kilkanaście mieszkań. To się może zmienić. W wypadku SAN będzie trzeba pójść drogą, która poszły niektóre miasta. To wydelegowanie miejskiego zasobu do wyremontowania i rozpoczęcie pilotażu. To korzystne, bo będą pieniądze na remont, nie ze środków własnych, ale innych. Wyremontowalibyśmy kilkadziesiąt mieszkań. Dobrze to sprawdzić. W Krakowie są bardzo wysokie czynsze. W Krakowie i innych dużych miastach jest niewielkie zainteresowanie w związku z tym. Kilkadziesiąt osób jest zainteresowanych. Rok temu była akcja z mieszkaniami czynszowymi. Tam było ponad 3000 zainteresowanych. Skala jest o dwa rzędy większa.
Jak poparzymy na statystyki, w samym Krakowie w zeszłym roku oddano 10 tysięcy nowych mieszkań. Co się dzieje?
- Nic. Nowe mieszkania sprzedawane są po bardzo wysokich cenach. To rynek krakowski. Jest grupa osób świetnie zarabiających, oni to konsumują. Jest też grupa osób, które nie są w stanie zabezpieczyć sobie mieszkań nawet wynajmem. Dla nich są mieszkania socjalne. Jest grupa osób pośrodku. Oni nie mogą mieć mieszkań socjalnych, ale nie stać ich też na kupno. Te trzy kierunki wskazujemy. Mieszkanie za remont, mieszkania czynszowe i mieszkania SAN. Ceny mieszkań i wynajmu są bardzo wysokie. To jeden z głównych powodów, że chętnych zgłaszających mieszkania nie ma wiele.
Są dane mówiące, że w Krakowie mamy około 60 tysięcy mieszkań pustych. Ktoś kupuje pod inwestycje i nie musi wynajmować, bo ceny rosną tak szybko, że stopa zwrotu i tak jest okazała. Co z tym zrobić?
- To jest według mnie pewne nieporozumienie. Wynika to ze spisu powszechnego. Tam wpisywało się główne i inne mieszkanie. Tam nie było rubryki, czy one są zajęte. Dobrze sprawdzić, na podstawie jakich danych są te pustostany. Spis powszechny mówił o wszystkich mieszkaniach właścicieli. Nie mówił, czy one są zajęte i w jakiej formie. Ja bym się chętnie zapoznał z danymi źródłowymi.
Co z tym zrobić? Na pewno są mieszkania puste. Po co się szarpać z wynajmującymi. Jak się kupi, cena i tak będzie rosła.
- Trudno zabronić ludziom robienia tego. SAN-y są, ale to na dłuższy okres. Na 10 lat co najmniej. Inaczej nie opłaca się remontować. Dla części to jest rozwiązanie. Dalsze mieszkania w Europie są obdarzone większym podatkiem. W Polsce podatek od mieszkań jest stosunkowo niewielki. Nie ma to wielkiego znaczenia. Trzeba sprawdzić, co to 60 tysięcy oznacza. Dane ze spisu są wątpliwe.
Na pewno polityka mieszkaniowa będzie wiodącym tematem kampanii w Krakowie...
- Mam nadzieję. Ludzie jednak wiedzą, że prostych i przyjemnych rozwiązań tu nie ma. Wielkim wyzwaniem przyszłej kadencji będą też kwestie finansowe.