Bartosz Żurawiecki – krytyk filmowy, dziennikarz, dramaturg, felietonista, pisarz, obserwator i badacz polskiego queeru.

Kaczyński zainspirował mnie jako pewien przykład takiego polskiego kampu, który nie do końca jest świadomy swojej kampowości. Myślę też, że by się obraził, gdyby ktoś mu powiedział, że jest kampowy. Niemniej on był przegięty. Był rzeczywiście kimś, kto nie jest z tego polskiego społeczeństwa, takiego bardzo tradycyjnego.

Tadeusz Marek: Porozmawiajmy o tym, w jaki sposób Bogusław Kaczyński wpisuje się to, co nazywamy kampowym.

Bartosz Żurawiecki: Z tym kampem a Kaczyńskim to jest skomplikowana sprawa. On prawdopodobnie obraziłby się gdyby to usłyszał…

Tymczasem takie skojarzenia nasuwają się samoistnie.

Absolutnie, bo on był przegięty. To nie jest coś, co wywodzi się z tego polskiego społeczeństwa, takiego bardzo tradycyjnego, takiego właśnie maczystowskiego. No nagle przychodzi taki właśnie pan, który jest przegięty, który gdzieś samym sobą komunikuje, że może jest jakiś właśnie „ten tego”, jak to się niegdyś mówiło…

Czyli, że jest gejem.

Dokładnie tak. Ale oczywiście dzieckiem epoki jest też w tym sensie, że on nigdy z tej szafy nie wyszedł. Nigdy wprost nie powiedział prawdy o swojej orientacji. I ten człowiek staje się nagle ulubieńcem tłumów tego polskiego społeczeństwa, które jest bardzo tradycyjne, konserwatywne, a które jednak wierzy Kaczyńskiemu, ceni Kaczyńskiego, szanuje go bardzo. Ob był takim pasem transmisyjnym właśnie między tym światem kampu, takiego operowego nadmiaru a tą szarą rzeczywistością. Także opery rozumianej jako swoiste schronienie, które stanowiła ona dla ludzi o orientacji homoseksualnej. Opera była miejscem, gdzie geje mogli być trochę sobą w tym przebraniu, w tym nadmiarze operowym. W tych operach, które pokazują właśnie jakieś takie tragiczne, niemożliwe do spełnienia uczucia. To, co jakby gdzieś korelowało z doświadczeniem właśnie osób homoseksualnych.

No i właśnie ten Kaczyński stał się tym łącznikiem. On wprowadzał do tych polskich domów, poprzez telewizję, właśnie przegięcie i ten kamp. Tylko oczywiście ludzie nie mieli pewnych narzędzi, żeby to zidentyfikować. My dzisiaj możemy z pewnej perspektywy to interpretować i rozbierać na czynniki pierwsze.

To jest opowieść równocześnie o tej telewizji, która no właśnie kreuje świat i sprawia, że pojawia się możliwość zakrzywienia jakiejś czasoprzestrzeni. To znaczy, z jednej strony mówimy o tym, co związane z przebraniem, co związane z jakąś taką konwencją, czemu bliżej byłoby prawdopodobnie do rewii drag queen niż do nawet reality show. A jednak pozostaje to wszystko przypudrowane. To jest taki przypudrowany nosek, któremu jest dobrze pod tym pudrem.

Kaczyński absolutnie nie był rewolucyjny i to nie było tak, że on to przegięcie wykorzystywał w jakichś celach emancypacyjnych. On po prostu skorzystał z pewnego, tak jak właśnie pan powiedział, tej możliwości ucieczki do tego świata, w którym to przebranie, te maski, te jakieś takie właśnie nienormatywne uczucia, emocje były dozwolone. I on tam się czuł dobrze, tam się czuł bezpiecznie.

Ja jestem ciekaw, co pana pociągnęło w tym procesie, bo do niego trochę wrócę, właśnie zmywania tego metaforycznego makijażu.

Kaczyński mnie no właśnie zainspirował jako pewien przykład takiego polskiego kampu, tak bym jednak powiedział, który właśnie nie do końca jest świadomy swojej kampowości i tego, co ta kampowość znaczy na przykład na Zachodzie. On jest właśnie dla mnie takim symbolem pewnych strategii, jakie przybierały osoby homoseksualne, czy w ogóle nienormatywne, w takim bardzo normatywnym kraju jak Polska. Właśnie taka dwoistość, taka niejednoznaczność, nie tylko jego biografia, ale także on, jako zjawisko mnie zainspirowało.

Pełnej rozmowy posłuchasz w podkaście.