Zapis rozmowy Jacka Bańki z liderem krakowskiej listy KO do Sejmu, Bartłomiejem Sienkiewiczem.
Dlaczego Kraków?
- Tak postanowił Donald Tusk, szukając optymalizacji list w kraju. Przyjąłem to z radością. To miasto mnie ukształtowało.
Dlaczego zatem 4 lata temu były Kielce?
- Wtedy nie było takiej potrzeby. Listy wyborcze są pochodną konfiguracji politycznych w danym momencie.
Ocena stanu osobowego w Krakowie nie wynika z tego, że jest jakiś problem...
- Jaka ocena?
Chodzi o optymalizację listy PO w Krakowie. Brakuje liderów? Teraz jest pan, 4 lata wcześniej - Paweł Kowal, 8 lat temu - Rafał Trzaskowski.
- Nie wchodzę w historię. Tu sprawa jest prosta. To chyba jedne z najważniejszych wyborów w Polsce. Szuka się osób na czoło list, które mają zdolność wydrapania pazurami ostatnich 100 osób, które są gotowe głosować przeciwko PiS. Jestem dla PiS diabłem. Nie dziwię się tej decyzji.
Wrócę do krakowskiej PO. Problemy z wyłonieniem solidnego kandydata na prezydenta Krakowa Platforma ma od lat. Jest postrzeganie struktur krakowskich jako niezbyt mocnych?
- Praca, jaką wykonał Aleksander Miszalski nad udoskonaleniem struktur przez ostatnie 4 lata, jest imponująca. Nie będę jednak komentował wyborów prezydenckich. To jest kosmicznie odległa przyszłość. Jest 48 dni do wyborów, które zdecydują o przyszłości Polski. Nic innego mnie nie interesuje. O tym będziemy rozmawiać po wyborach 15 października.
Było słynne spotkanie z panem na barce. Był delikatnie mówiąc brak entuzjazmu niektórych sympatyków PO.
- To był jeden występ, który się zakończył. Jestem wdzięczny tej osobie. Ona powiedziała na głos, że będę jedynką, zanim nastąpiła kampania. Ja nie mogłem tego powiedzieć. Jestem wdzięczny.
Dlaczego na pana wczorajszym spotkaniu zabrakło krakowskich liderów PO?
- Jak zabrakło? Było 5 osób z listy krakowskiej PO. Była pani Dorota Małek, czwórka na liście PO. Szef struktur - pan Filipiak - był. Nie zostałem osamotniony. To fałszywa teza.
Nie było senatorów.
- Senatorowie wieją, kędy chcą. Jak Duch Święty.
Rafał Trzaskowski w Krakowie był w sumie kilka razy. Częściej bywał Paweł Kowal. Jak będzie z panem przez 4 lata?
- Będzie tak jak do tej pory przez wiele lat. Co tydzień, dwa jestem w Krakowie w różnych sprawach. Mam tu rodzinę od strony mamy, mam tu syna. Przyjeżdżałem do Krakowa non stop, ale nie politycznie. Nic się nie zmieni.
W Kielcach ile razy pan interweniował podczas sprawowania mandatu posła?
- Kielce to specyficzne miejsce. Przez dwa lata pracuję w sztabie Donalda Tuska. Szef jest wymagający. Ta praca była prawie 24 godziny na dobę. Naturalnie nieco aktywność moja w Świętokrzyskiem była inna. Udało się jednak obronić Krzemionki Opatowskie przed zniszczeniem przez firmę powiązaną z panem Sasinem, która chciała tam zrobić kopalnię gipsu. Obroniliśmy to wspólnie z mieszkańcami. To jeden z moich największych sukcesów w Świętokrzyskiem.
Z Kielc ma wystartować teraz Roman Giertych. Były minister w rządach Jarosława Kaczyńskiego, były szef LPR i Młodzieży Wszechpolskiej i jednocześnie szef AgroUnii na listach KO zostaną przyjęci ze zrozumieniem przez wyborców PO?
- Tak. Ja przypomnę, dlaczego Roman Giertych znalazł się w Kielcach. Jarosław Kaczyński uciekł przed Donaldem Tuskiem. Przestraszył się, zresztą nie pierwszy raz, konkurencji na liście warszawskiej. Podobnie ucieka przed debatami. Dlatego Roman Giertych goni Jarosława Kaczyńskiego. Będzie na ostatnim miejscu. Był wicepremierem jego rządu. CBA politycznie nadzoruje Jarosław Kaczyński, jako faktyczny premier rządu. CBA ścigało Giertycha wszędzie, także na łóżku szpitalnym. Panowie mają o czym porozmawiać w Kielcach.
PO była partią wielkomiejską. Na listę trafia Michał Kołodziejczak. To pożegnanie z etosem inteligenckim?
- Nie. To poszerzenie pola walki. To naturalne poszerzenie. Mówi pan, że PO zawsze była partią miejską. Ta partia ma 20 lat za sobą. Prawie dekadę temu miała 22% poparcia na wsi. Chcemy to odbudować. Wiemy z kim i dlaczego.
Ten protokół rozbieżności z AgroUnią może się zacząć w okolicach 15 września, kiedy Komisja Europejska będzie decydowała, co dalej z embargiem na ukraińskie zboże?
- Jeśli jest protokół rozbieżności, to nie wewnątrz PO, ale między PO a PiS. Ukraińskie zboże zalazło nasz rynek i doprowadza do bankructwa polskich rolników. To nie jest spór w PO. Nie potrafiono zorganizować tranzytu, że nie znamy listy firm, które zarobiły na ukraińskim zbożu i ukrywa je minister Telus, nie jest to spór wewnątrz PO. To spór między opozycją i nieudolnymi rządami PiS.
Może być spór między AgroUnią a KO.
- Nie. Jak pan chce mieć tezę, że jest spór w PO, proszę nadal próbować. To jednak daremne.
Co jeśli Komisja Europejska będzie chciała uchylić embargo? Ze strony rządzących słychać, że chcą przedłużenia do końca roku. Jest głośny apel komisarza Wojciechowskiego o wsparcie do szefa PSL.
- Apel komisarza UE ds. rolnictwa z PiS do lidera opozycji świadczy o izolacji i bezradności wobec tego problemu. To izolacja Polski od UE, która jest znakiem firmowym propagandy i działania PiS… Doprowadziło to do takiej izolacji Polski, że nie jesteśmy w stanie w Unii załatwić sprawy oczywistej, którą nasz rząd by załatwił w dwa tygodnie. To taki system przewozu ukraińskiego zboża, które nie będzie problemem. Na stole jest propozycja PSL, czyli kaucja za wwóz. Rząd nie jest zainteresowany. Pikniki na wsi za państwowe pieniądze z helikopterami polskiej policji – na to są pieniądze. Na pomoc polskim rolnikom już nie. Nie sądziłem, że będziemy mieć bardzo przyzwoity kwadrans rolniczy w Radiu Kraków, ale jestem gotowy.
To był apel do Władysława Kosiniaka-Kamysza, żeby szukać wsparcia w Europejskiej Partii Ludowej, nie ogólnie w Komisji Europejskiej. Wspomniał pan system kaucyjny proponowany przez PSL. Co jeśli Komisja Europejska zdecyduje o końcu embarga? Co na to KO?
- To odpowiedzialność rządu. Rząd rządzi i ma się przygotować. Ma już teraz powiedzieć jasno rolnikom i Polakom, jakie warianty uważa za słuszne, kiedy to się stanie. My wierzymy, że 15 października PiS utraci władzę w Polsce. My wszystko naprawimy galopem po rządzie PiS. Nie będziemy mieli problemu, żeby się dogadać z Unią.