"To próba uaktywnienia obywateli" - tak natomiast Bogusław Sonik komentował pomysł budżetu obywatelskiego dla całej Małopolski. Trzy miliony złotych miałoby zostać podzielone między pięć subregionów - krakowski, sądecki, tarnowski, Podhale i zachodnią Małopolskę. Sądecczyźnie przypadłoby pół miliona złotych. To niewiele, bo podczas trwającego teraz w Krakowie głosowania na budżet obywatelski, mieszkańcy dziela 14 milionów. "To też rodzaj przypomnienia, że istnieje coś takiego jak samorząd województwa, sejmik województwa" - mówił Bogusłw Sonik w porannej rozmowie Radia Kraków.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z radnym wojewódzkim z PO, Bogusławem Sonikiem.
Rozpoczęły się podobno przymiarki do tworzenia list wyborczych do parlamentu. Coraz głośniej się mówi, że jak chrzanowską listę otworzy Marek Sowa to pan zostanie nowym marszałkiem.
- Nie sądzę, żeby to było powiązane ze sobą. Ja nie wiem czy Marek będzie otwierał tę listę. Trzeba wiedzieć czy będzie chciał objąć mandat. Trudno powiedzieć. Byłem raz kandydatem na marszałka. Nie będę się uchylał od tego, ale ja też rozważam kandydowanie do parlamentu. Karty są w grze.
Rozmowy dotyczące ewentualnego zarządu województwa były?
- Nie. Nie ma takich rozmów.
Czyli możliwa jest lista do Sejmu i marszałek?
- Na razie jestem radnym, są wybory do parlamentu. Tutaj będzie pierwszy krok.
Po porażce Bronisława Komorowskiego mówił pan, że nie można wciąż straszyć PiS-em i forsować kwestii światopoglądowych. Takie osoby jak Joanna Mucha, Cezary Tomczyk czy Marcin Kierwiński gwarantują zmianę języka w PO?
- Język polityki ogólnie powinien się zmienić. Kolejne grupy to deklarują co jakiś czas, chcą odchodzić od oskarżania. Trzeba spróbować. Wyborcy będą wymuszać zmianę języka. To nie przynosi efektów. Dawniej nakręcanie niechęci wobec przeciwnika było popularne. To samo było w mediach. Wystarczyło posadzić dwóch wojowników w studiu i się działo. Dziś ludzie chcą słyszeć czy politycy mają coś ciekawego do powiedzenia.
W pana ocenie jest zmiana jakościowa w PO po tych zmianach personalnych?
- Do zmian w rządzie bym nie przywiązywał wagi. To niewielka zmiana, ale ważna. Są konsekwencje z taśm. Ta zmiana jest widoczna. Sam fakt jest ważny. Ci młodzi ludzie, jak Mucha czy Kierwiński, mają szanse tworzenia nowego obrazu PO.
Kilka tygodni temu mówił pan prawie to samo co senator Sepioł. On mówił o wielkiej koalicji wobec ruchów populistycznych. Porozumienie PO – PiS byłoby możliwe?
- Moje doświadczenie polityczne powoduje, że różne warianty rozważam. Ważna jest zdolność koalicyjna. Takiej nie ma. To dwie rywalizujące prawicowo partie i nasza partia centroprawicowa. Istotne z punktu widzenia Polski będzie, żeby te nienawiści nie były tak mocne. W sytuacjach ważnych, te nienawiści powinny rozwalić ten mur a niego dalej budować.
Władze Małopolski chcą wprowadzić budżet obywatelski na poziomie 5 subregionów. Co Sądecczyzna może zrobić za 500 tysięcy?
- Przed rozmową z panem spoglądałem na budżet Podlasia, który to już zrobił. Tam wzięło udział 28 tysięcy mieszkańców a suma była 100 tysięcy na całe województwo. Wygrał projekt telewizji studenckiej. Drugim projektem jest przestrzeń do robienia murali. Nie należy patrzeć na budżet jako na inwestycję. To pobudzenie do myślenia o projektach miękkich. To mogą zrobić ludzie z pasją, którzy nie mogą się przebić. To też rodzaj przypomnienia, że istnieje sejmik, samorząd. To główna wartość. Nie wiem jakie środki będą przekazane. Zarząd zdecyduje.
W Krakowie dzielimy 14 milionów i są głosy, że to mało. Tu mowa o 3 milionach na 5 subregionów. To PR i zagrywka przedwyborcza?
- Nie. To próba uaktywnienia obywateli. Jest problem. Jest mała aktywność, widzimy to przy wyborach. Radni są od prezentowania projektów, robienia różnych rzeczy. Oni są od walki o pieniądze. Jak radni nie będą aktywni przy pobudzaniu ludzi do myślenia to ich pochłonie ten budżet. Stworzą się nowi liderzy.
Zgoda, że trzeba pokazywać czym jest samorząd. Rozpoznawalność jest słaba, pokazały to ostatnie wybory.
- Wybory i badania. Jest bardzo słabo.
Jako pierwszy alarmował pan, że do handlarzy wypływają fotografie ze zbiorów Krakowskiego Towarzystwa Fotograficznego. Od lat 90. trwają rozmowy władz miasta z Towarzystwem. Kto ponosi odpowiedzialność za to, że tak się dzieje?
- Przede wszystkim to stowarzyszenie. To właściciel zbiorów. Oni przez te lata nie mieli propozycji, poza magazynowaniem tego. Jeśli im zależało na porozumieniu to powinni byli przedstawić swoje warunki. Z drugiej strony, jak kolejne ekipy samorządowe nie przywiązywały wagi do tego to też można powiedzieć, że ponoszą część odpowiedzialności.
Ma pan pomysł jak ratować te zbiory? Co teraz, kiedy trafiają one do handlarzy?
- Mam nadzieję, że to zostało powstrzymane. Powinny być wszczęte procedury śledcze. To powinno wrócić do zbiorów. Trzeba zabezpieczyć i powołać komitet czy zespół do rozwiązania sprawy. Archiwa państwowe powinny w tym pomóc. Dzisiaj są środki europejskie na ratowanie takich rzeczy, jest ministerstwo kultury, samorząd wojewódzki. Ta sprawa jednak nie wybrzmiała. Nikt się tym nie zajmował. Decydujący musi być wiceprezes tego stowarzyszenia, który powinien powiedzieć, że trzeba znaleźć rozwiązanie.