Kraków co roku dostaje około 40 milionów złotych na ten cel. "To nie są duże pieniądze, ale to ważne symboliczne wsparcie" - przekonywał profesor Rzegocki. "Wrocław zamiast starać sie o podobne wsparcie, płaci za bilbordy w dodatku po angielsku" - mówił profesor Rzegocki w porannej rozmowie Radia Kraków.

Przypominamy: Nieładna kampania przeciw Krakowowi

 

Zapis rozmowy Jacka Bańki profesorem Arkadym Rzegockim, radnym miejskim z klubu PiS.

Wczoraj policja wkroczyła do erotycznych klubów w centrum Krakowa. Znalazł się w końcu skuteczny sposób na wyrzucenie takich przybytków z centrum?

- Fakt, że takie miejsca, które nagabują spacerowiczów nie powinny być w centrum. To problem i wstyd dla miasta z takim dziedzictwem. Mam nadzieję, że takie przybytki, jak są potrzebne, to niech będą na peryferiach.

 

Są skuteczne sposoby, żeby walczyć? Sprawa katastrofy budowlanej sprawdza się tutaj, ale klubów jest około 11 w centrum.

- To nie jest łatwe, ale dobrze by było, żeby Kraków w ramach strefy ochronnej przewidział, że takie usługi nie powinny być tutaj świadczone.

 

Może jest ważny przekaz, że nie są bezkarni i są na celowniku?

- To ważna metoda. Szczególnie dla takich miejsc, których nie powinno być w centrum Krakowa. To przekazanie informacji, że nie życzymy sobie, żeby takie miejsca były w sercu Polski.

 

Myśli pan, że ci którzy kręcą tym biznesem, przejęli się tym wejściem śledczych?

- Muszą to wziąć pod uwagę. Zostały zamknięte dwa kluby. Działajcie sobie, ale nie w centrum.

 

Jak pan, jako członek SKOZK, przyjmuje akcję miłośników Wrocławia, którzy na bilbordach przekonują, że cena za odnowę zabytków Krakowa to ruina zabytków w innych miastach?

- To jest dla mnie dziwna akcja. To jest piękna tradycja, że zaczęto rewaloryzować zabytki Krakowa. Prezydent RP przekazuje niewielką część swojego budżetu na zabytki Krakowa. Kraków jest traktowany jako serce Polski, gdzie każdy kamień jest Polską. Kraków był zniszczony w wyniku zaniedbań komunizmu. Teraz też nie mamy szczęścia do powietrza. Wydaje się, że to nie są duże pieniądze. To 40-kilka milionów. To niewielki procent budżetu miast. To jednak ważne wsparcie. Stowarzyszenie wrocławskie zamiast się starać o wsparcie z innych źródeł, wykupuje bilbordy z literówką w języku angielskim. Komu one wyjaśniają, że Kraków ma za dużo pieniędzy? Turystom? To nie jest ładne.

 

Wspomniał pan tę tradycję. Może jest tak, że skoro wszyscy się zrzucają to może powinniśmy zrewitalizować najważniejsze zabytki a resztę przekazujemy innym?

- Problem jest taki, że widzimy, iż potrzeby w Krakowie są ogromne. Nawet centrum nie wygląda tak jakbyśmy chcieli. Jest wiele kamienic w złym stanie. Mamy niedoświetlony Kraków. Niewiele pałaców jest oświetlonych. Ciężko nam się porównywać z Europą. Rozumiem, że we wszystkich miastach jest ten problem. Były zaniedbania. Mieliśmy prawo, które utrudniało właścicielom remontowanie i czerpanie zysków z tych kamienic. Nadal nie jest to prawo zbyt przychylne. Podobnie lokatorzy się skarżą.

 

Jesteśmy w zawieszeniu. Miał powstać Fundusz Miast Historycznych, który by dzielił pieniądze między miasta. Tego nie ma i jest po staremu. Prezydent przekazuje pieniądze ze swojej puli. To zawieszenie jest dla nas korzystne?

- Ja jestem stronniczy. Kocham Kraków i sądzę, że rola Krakowa powinna być większa. Kraków jest marką i poznawanie Polski przez Kraków jest dobrą metodą. Ten zwyczaj warto utrzymać. Mamy tradycję i osiągnięcia. SKOZK przyznaje dotacje jak ktoś drugie tyle doda od siebie. Głównym źródłem jest kancelaria prezydenta, ale są też inne. Są skarbonki i prywatni sponsorzy. Warto to utrzymać. Warto też walczyć o dokończenie reformy samorządowej, żeby większość środków pochodziła ze środków własnych. Nie z budżetu państwa.

 

Radni PiS zdecydują się na wiceprzewodniczącego rady czy będą się nadal dąsać?

- To nie jest kwestia dąsania się. Mamy do czynienia z poważnymi ludźmi. Klub radnych PiS jest największy w radzie miasta. Wygrał wybory a nie zawsze jest przestrzegana wola mieszkańców. Chodzi o komisje i prezydium rady. Stąd głos sprzeciwu i prośba o opamiętanie się do PO. W większym stopniu powinna być respektowana wola mieszkańców.

 

Jeśli chodzi o prezydium to jest dwóch przedstawicieli PO, jeden przedstawiciel prezydenckiego klubu. Jedno miejsce czeka na przedstawiciela PiS. Była mowa o Marku Lasocie i Józefie Pilchu. Jak pytałem Marka Lasotę to powiedział, że nie chce i wskazał na pana.

- To jest miłe ze strony doktora Lasoty, który zdobył ogromne poparcie mieszkańców i jest autorytetem. To zaszczyt dla mnie, ale to wewnętrzna sprawa klubu. Klub musi wybrać osobę, która zagwarantuje respektowanie woli wyborców. Może klub PiS powinien mieć dwóch przewodniczących, żeby zrównoważyć przewagę PO? 19-osobowy klub miałby mieć jednego członka w prezydium tak jak 6-osobowy klub prezydencki.