Jacek Bańka: W poniedziałek drugie podejście do wyboru marszałka Małopolski. Ci, którzy ostatnio nie poparli Łukasza Kmity zostali już poskromieni?
Arkadiusz Mularczyk, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, były wiceminister spraw zagranicznych: - Mam nadzieję, że rekomendacja Jarosława Kaczyńskiego co do wyboru Łukasza Kmity, zostanie zrealizowana. To wola komitetu politycznego PiS, ale też większości naszych parlamentarzystów w regionie. Łukasz Kmita jest człowiekiem otwartym i bardzo kompetentny, byłby dobrym marszałkiem.
Pojawiły się doniesienia, że Beata Szydło zagroziła rezygnacją z funkcji wiceprezesa PiS, jeżeli nie uda się wybrać posła Kmity (później zdementowała). Gdyby jednak nie udało się po raz kolejny wybrać marszałka, trzeba będzie powtarzać wybory do sejmiku?
- Myślę, że do tego nie dojdzie. Większość z 21 radnych, którzy uzyskali mandat z listy PiS, to członkowie PiS – powinni działać zgodnie z linią partii. Muszą mieć świadomość, że są w organizacji, w której obowiązują pewne zasady. Liczę na ich mądrość i zgodny wybór.
Co się w ogóle wydarzyło w małopolskich strukturach PiS? To, co działo się w maju, te przepychanki...
- Są ludzie, którzy nie chcą zmian w zarządzie województwa i stąd taka postawa kilku radnych.
Kilku radnych, czyli tych, którzy dotychczas tworzyli zarząd województwa.
- Głosowanie było tajne, więc możemy tylko się domyślać, kto był przeciwko. Mam nadzieję, że do tych zmian dojdzie.
Po raz pierwszy od dekady PiS przegrał, chociaż nieznacznie. Czy w Prawie i Sprawiedliwości potrzebne są zmiany, zwłaszcza pokoleniowe? Będą rozliczenia?
- Ta nasza "przegrana" to zaledwie 0,8 proc. PiS zdobyło 20 mandatów, KO 21. Gdyby wybory do Sejmu odbywały się dziś, koalicja, która rządzi Polską od 13 grudnia, już by nie powstała. Trzecia Droga jest na granicy progu, Lewica również. Formacje opozycyjne czyli PiS i Konfederacja miałyby większość, więc zwycięstwo KO jest raczej pyrrusowe.
To będą zmiany w PiS czy nie?
- Uważam, że nasz wynik jest całkiem dobry. Mamy dobrą delegację do Europarlamentu – ludzi młodych, ale też doświadczonych. Wyniki uzyskany przez koalicję rządzącą może wśród jej członków rodzić nerwowość, napięcia; z czasem może dość do upadku koalicji i to jeszcze przed wyborami w 2027 roku. Ciężko pracujemy i zamierzamy kontynuować program, który realizowaliśmy przez 8 lat. Wielu Polaków dostrzega różnicę między tym, co my robiliśmy (zdarzały nam się błędy, owszem), a tym, co dziś robi - albo czego nie robi koalicja - rządząca. Tak naprawdę, to trudno dziś wskazać program koalicji 13 grudnia, poza tym, że przejmuje stanowiska i niszczy to, co zrobiliśmy.
Gdyby wybory odbyły się dziś i PiS udało się je wygrać, to możliwa byłaby koalicja PiS i Konfederacji?
- Wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że rzeczywiście tworzy się nowa większość, ale to jest na razie koncepcja. Widzimy jednak, że istnieją już trendy i poparcie dla obu naszych formacji w społeczeństwie rośnie.
Pan chciałby tworzyć rząd razem z Konfederatami? Bo są takie miejsca w Małopolsce, gdzie sam Grzegorz Braun zdobył więcej głosów, niż wszyscy kandydaci PiS.
- W Małopolsce, na Podkarpaciu, ale też w innych regionach Konfederacja zdobyła trzecie miejsce, ten wynik trzeba respektować. Jest duża grupa wyborców popierających ich program. W kwestii programu Konfederacji – on jest w wielu miejscach zbieżny z naszym, chociaż są i różnice. Duża część społeczeństwa nie chce polityki, którą dziś realizuje koalicja 13 grudnia i Unia Europejska. To sprzeciw wobec tego, co się dzieje w Polsce i w Europie.
Czyli nie wyklucza pan koalicji z Konfederacją?
- Celem każdej polityki jest zdobycie władzy. Jeżeli nie udałoby się zawiązać koalicji z PSL czy innym ugrupowaniem, to można zakładać, że powstanie koalicja z Konfederacją.
W kampanii wyborczej pytał pan swoich kontrkandydatów, czy poprą pomysł uzyskania reparacji od Niemiec. Czy będzie chciał pan wykorzystać mandat europosła do tego?
- Przede wszystkim chciałbym bardzo podziękować wszystkim, którzy oddali na mnie, i na listę PiS, głos. Wynik ponad 93 tys. głosów jest imponujący. Na pewno rozpocznę pracę w komisjach, które - moim zdaniem – dadzą mi możliwość podniesienia tematu reparacji wojennych. Na razie zaczynamy pracę w Brukseli – musimy załatwić formalności, stworzyć biura, zatrudnić asystentów. To zajmie kilka tygodni, ale potem od razu wrócimy do tematu. Przed nami rozmowy, spotkania, trzeba też przygotować rezolucję do PE.
To nie udało się przez ostatnie 8 lat. Jakie nowe możliwości, w tej sprawie, da panu mandat europosła?
- Jest gotowy raport o polskich stratach czyli rachunek za wojnę. Wystosowaliśmy notę dyplomatyczną do rządu niemieckiego, była uchwała w polskim parlamencie popierająca nasze roszczenia, do tego działania międzynarodowe w ONZ i amerykańskim Kongresie. W przyszłym tygodniu będzie sesja PE, podczas której (mam nadzieję), będzie procedowany mój projekt rezolucji dotyczący pojednania i reparacji wojennych. Chciałbym, żeby rezolucja była w przyszłości podstawą prac w PE.