Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS, Arkadiuszem Mularczykiem.

 

Decyzja o nieobecności prezydenta Andrzeja Dudy w Jerozolimie jest ostateczna – tak mówi Kancelaria Prezydenta. Było jakieś inne rozwiązanie?

- Myślę, że nie. Polska musi jasno odpowiedzieć na to, co dzieje się na wschodzie. Myślę o propagandzie z Rosji. Cel jest oczywisty. Chodzi o osłabienie Polski, stworzenie współodpowiedzialności za II wojnę, holokaust. Rosja i Putin chcą skłócać Polskę z USA i Izraelem. To element polityki rosyjskiej, której zależy na osłabianiu UE i stwarzaniu konfliktów.

 

Spodziewa się pan kolejnych oskarżeń Polski ze strony prezydenta Federacji Rosyjskiej? Zaraz po przyjęciu przez Sejm uchwały przeciwko zakłamywaniu historii, takie głosy strony rosyjskiej się pojawiły.

- Władimir Putin od 20 lat rządzi w Rosji. To państwo imperialne. Rosja chce odbudować imperium i Związek Radziecki. To państwo, które działa wedle zasad KGB. Ta polityka informacyjna, propaganda i ataki to zorganizowana praca służb KGB, FSB. Ci ludzie realizują swoją politykę. Oni wiedzą, że odbudowa Związku Radzieckiego musi się wiązać z osłabieniem UE i USA.

 

Uroczystości w dawnym obozie Auschwitz-Birkenau, które odbędą się 27 stycznia, powinny stać się okazją do polskiej odpowiedzi, czy to nie jest to miejsce i ten czas?

- Polityka historyczna jest ważna dla wielu państw. Izrael buduje całą swoją politykę na holokauście, wywierając presję na inne kraje, domagając się odszkodowań. USA wspiera Izrael. Polityka historyczna to niezwykle ważny element polityki państwowej. My też musimy głośno, odważnie prezentować nasze stanowisko, naszą ocenę historii. Inaczej nasz głos nie będzie słuchany. Musimy mówić jasno. Odpowiedzialność za wywołanie II wojny spoczywa na Hitlerze i potem na Stalinie. Wojna zaczęła się 1 września, drugim elementem był atak 17 września Stalina na Polskę. Rosjanie mają inną perspektywę, ale my musimy prezentować swój punkt widzenia.

 

Nadal nie mamy raportu o polskich stratach w czasie II wojny światowej. Dlaczego to się tak przeciąga?

- Sprawa jest zakończona. Raport jest finalizowany. Moment publikacji będzie się wiązał z kolejnymi działaniami. Czas będzie czasem decyzji politycznej. Publikacja tych informacji, podanie kwoty będzie miało wpływ na politykę międzynarodową, reperkusje niemieckie. Moment musi być dobrze wybrany.

 

Może 75. rocznica zakończenia wojny? To za kilka miesięcy.

- W tym roku podejmiemy działania związane z publikacją raportu, ale nie chcę się przywiązywać do daty. Poza pracą merytoryczną to też dokładne tłumaczenie na co najmniej dwa języki. To wielka praca.

 

Czyli na pewno w tym roku?

- Takie jest moje zdanie.

 

Jak pan przyjął międzynarodowy marsz tysiąca tóg? Byli przedstawiciele wielu europejskich wymiarów sprawiedliwości.

- W sposób mieszany. W Polsce mamy prawie 70 tysięcy prawników. W marszu wzięło udział około tysiąca prawników. Do tego politycy opozycji, KOD. Wsparcie prawników międzynarodowych było, przy nikłym wsparciu obywateli Polski. Część aktywistów sędziowskich to ludzie, którym bliższe są międzynarodówki. Dzisiaj jest tak nikłe poparcie dla takich protestów. To nie jest zaskoczenie. To reakcja społeczna na to, co działo się w sądach przez dziesiątki lat. Kontrowersyjne wyroki, sposób traktowania stron w sądach… Nie generalizuję, ale sądy nie mają dobrej opinii w Polsce. Stąd oczekiwanie, że miliony będą popierać sądownictwo, jest błędne. Problem dotyczy tego, że sędziowie nie chcą się podporządkować ustawom. Oni szukają wytrychów prawnych, odwołują się. To ich cel. Dziś rząd próbuje uchwalić ustawy, które dyscyplinują sędziów. Oni twierdzą, że to ustawy kagańcowe, które naruszają niezawisłość. To bałamutne. Jest niewielka grupa aktywistów sędziowskich, która straciła przywileje. Oni chcą bronić status quo.

 

Ustawa jest w Senacie. Większość sejmowa byłaby skłonna przyjąć jakąkolwiek zmianę, którą może nanieść Izba Wyższa?

- Na razie zmian nie widzimy. Dzisiaj ustawa sejmowa jest wysłana do Senatu i przesyłana do instytucji europejskich. Marszałek Grodzki prosi o opinie. To dziwne. W tym procesie legislacyjnym nagle używa się instytucji międzynarodowych. Czemu prawnik z Rosji, Irlandii, Szkocji lub Francji ma oceniać naszą ustawę? Nie ma to uzasadnienia. W UE każdy kraj może tworzyć swój system. Specyfika krajów jest inna. Szukanie modelu jednolitego dla Polski jest nieuzasadnione. Każdy kraj może tworzyć swój system wymiaru sprawiedliwości i reagować na patologie. My to robimy. Opozycja próbuje zwalczać ustawy sejmowe działaniami międzynarodowymi. Będziemy świadkami inicjowania akcji międzynarodowych, podważania tej ustawy.

 

Jak pan odbiera spekulacje niektórych amerykańskich tytułów, które pytają o ewentualne uzależnienie współpracy militarnej USA i Polski od wycofania się z niektórych zmian w polskim sądownictwie?

- Trzeba mieć świadomość, że polska opozycja jest wspiera przez część mediów lewicowych. Oni mają kontakty w USA. Te działania w Polsce będą miały echo w różnych krajach. Tam będzie dyskusja na temat Polski i będzie szukanie dźwigni międzynarodowej, żeby Polska się wycofała z reform. My mówimy o naszym kraju, skuteczności naszego wymiaru sprawiedliwości. Część aktywistów musi się stosować do ustaw. Będą jednak dźwignie, żeby zmiany blokować. Jest pomysł, żeby z perspektywy amerykańskiej kontestować polskie reformy.

 

Jeszcze Nowy Sącz. Doszło do transferu i prezydent Ludomir Handzel ma większość w Radzie?

- Mam nadzieję, że nie. PiS ma większość w Radzie Miasta. Przy ostatnim głosowaniu budżetu jeden z radnych PiS wstrzymał się od głosu. To nie doprowadziło do przyjęcia poprawek PiS. Pan Kwiatkowski nie sygnalizował nam jednak przejścia do obozu prezydenta. PiS ma dalej większość. Jeśli tak by się stało, pożegnamy się z panem Kwiatkowskim.

 

Sądecki PiS przyjąłby ofertę współpracy z prezydentem w Radzie Miasta, jakby taka oferta się pojawiła?

- Cały czas wyciągamy rękę do współpracy. Druga strona używa różnych metod do przeciągania radnych na swoją stronę. Tu jest rozbieżność sfery werbalnej i faktycznej. My jesteśmy gotowi do współpracy. Niepokoi nas to, że szuka się oszczędności na sprawach społecznych. Inaczej prowadzi się politykę rozdawnictwa. W Radzie Miasta jesteśmy w pewien sposób w opozycji. Prezydent próbuje wyciągnąć większość. Mam nadzieję, że tego nie zdobędzie. Wtedy nie byłoby kontroli radnych nad działalnością prezydenta.