Zapis rozmowy Sławomira Wrony z wiceministrem spraw zagranicznych, Arkadiuszem Mularczykiem.

Spory niepokój w ostatnich dniach wywołują kolejne doniesienia o obecności żołnierzy Grupy Wagnera na Białorusi. Mówi się o ich obecności blisko polskiej granicy. Jest tu wyzwanie dla polskiej dyplomacji? Jakieś działania są podejmowane?

- Tak. Sprawa jest monitorowana. Nasi sojusznicy są też informowani o sytuacji. Większość krajów NATO ma świadomość zagrożeń. Nasze siły zbrojne monitorują sytuację. Jesteśmy przygotowani na różne wydarzenia. Nie można wykluczyć, że celem grupy będzie destabilizacja i prowokacje. Przyglądamy się tej sprawie. Monitorujemy te działania.

W szerokiej debacie w Polsce pojawiają się dwa skrajne stanowiska. Z jednej strony mówi się, że kraj NATO, który ma silną armię, nie powinien się bać armii najemników. Z drugiej mówi się, że działania, które może podjąć Grupa Wagnera, mogą być bardziej niebezpieczne, bo niestandardowe, wymykające się ustalonym procedurom. Która z tych opinii jest bliższa słusznej diagnozie tego zagrożenia?

- Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie liczy, że Grupa Wagnera – kilka tysięcy żołnierzy – zaatakuje Polskę. Trzeba się liczyć jednak z działaniami niestandardowymi. Może to być próba destabilizacji punktowej granicy, jakieś ataki terrorystyczne. Trzeba być gotowymi. Nie można wykluczyć, że ci terroryści mogą być w grupach uchodźców, które codziennie szturmują nasze granice. Nie można tego lekceważyć. Powstał 200 km płot, który jest monitorowany. Straż Graniczna, WOT i żołnierze chronią nasze granice.

Część ekspertów apeluje do polskiego rządu o precyzyjne uzgodnienie ewentualnych działań z sojusznikami z NATO. Chodzi o ostre działania, które mają odstraszyć. Istnieje ryzyko, że taka prowokacja może eskalować do poważnego międzynarodowego incydentu. Takie uzgodnienia są gotowe lub negocjowane?

- Tym zajmuje się MSW. Pod nich podlegają służby. Nikt z nas tej sprawy nie lekceważy. Podchodzimy do tego poważnie. Temu służą też działania na granicy, sprowadzanie wojska, SG, WOT. Obserwujemy komunikaty. Snajperzy patrolują granicę. Wysyłamy jasne sygnały. Każda próba destabilizacji, ataku spotka się z sankcjami,

Ta sprawa stała się też elementem wewnętrznej gry politycznej w Polsce. Są komentarze sugerujące, że niepokój związany z Grupą Wagnera służy rządzącej partii, żeby manipulować datą wyborów. Był nawet tweet Donalda Tuska, w którym sugerował on, że ta sprawa jest jakoś uzgodniona z reżimem Łukaszenki.

- To są jakieś kuriozalne sformułowania. Nasz rząd wydał niemal 2% PKB na pomoc dla walczącej Ukrainy. Jesteśmy liderem wsparcia dla Ukrainy, mobilizujemy innych, zabiegamy o sankcje na Rosję. Z drugiej strony pan Tusk oskarża nas o konszachty z Łukaszenką? To kuriozalne. W takich emocjach jest sztab PO. Najgłupsze i skrajne komunikaty idą w przestrzeń. Ci terroryści z Grupy Wagnera niedawno mordowali ukraińskich żołnierzy i cywilów. Oni dziś są na Białorusi, pewnie kilkaset metrów od polskiej granicy. To nie są żarty. To terroryści, którzy brali udział w wielu wojnach, także w Afryce. Sprawa jest poważna. Mówienie, że komuś służy obecność tych terrorystów na granicy, jest śmieszne i niepoważne. Chcemy zapewnić bezpieczeństwo granic i dla ludzi, którzy mieszkają przy granicy. Jest szereg województw, tysiące wiosek, miasteczek. Mieszkańcy mają prawo do bezpieczeństwa i chcemy im to zapewnić. Apelujemy do opozycji i pana Tuska, żeby się opamiętał. Takie działania są niedopuszczalne.

Jest pan od lat zaangażowany w kwestię relacji polsko-niemieckich. Wygląda na to, że może się pojawić kolejne zarzewie sporu między Polską i Niemcami. Myślę o planach budowy portu kontenerowego w Świnoujściu. Mamy tu zdecydowany sprzeciw niemieckiego samorządu, włączają się w to organizacje ekologiczne. Pojawia się też zapowiedź, że jak zacznie się formalne wydawanie zgód, będzie też oficjalny sprzeciw do instytucji europejskich. Jak przygotowuje się do tego strona polska?

- Od dłuższego czasu widzimy, że różne strategiczne inwestycje służące polskiej gospodarki, które są w pobliżu Niemiec, najczęściej napotykają na opór niemieckich ekologów, którzy chcą, żeby nie robić żadnych inwestycji. Trzeba być naiwnym, żeby nie widzieć, że wiele tych organizacji służy temu, żeby sabotować działania inwestycyjne. Chodzi o poprawę konkurencyjności naszego kraju, zapewnienie lepszej komunikacji morskiej. To jasne, że jak część statków popłynie do Świnoujścia, one nie popłyną do Hamburga. Polska osiągnie z tego zyski. Wszyscy chyba widzimy, że to działania hybrydowe, gdzie różne podmioty rzekomo chroniące środowisko, mają uniemożliwiać rozwój naszych inwestycji.

W tej sprawie nie chodzi tylko o rację, ale o zdolność przeforsowania swojego projektu, kiedy będzie rozstrzygać na przykład TSUE. Takie ewentualne protesty zapowiada strona niemiecka, gdyż port miałby powstać w sąsiedztwie obszaru Natura 2000. Nie mamy doświadczenia i przykładów, że Polska przed europejskimi trybunałami wygrywa swoje projekty.

- Róbmy swoje. Na dziś są realizowane projekty. Obserwujemy działania przeciwko tym inwestycjom. Widzimy, że w wielu miejscach, jak przy elektrowni Turów, ekologiczne organizacje blokują, skarżą, wyszukują przeszkody, żeby polska gospodarka nie mogła się rozwijać. To działania hybrydowe strony niemieckiej.

Trudno też tę sytuację nazwać wygraną strony polskiej. Choć elektrownia działa, jej działanie drogo nas kosztuje...

- Musimy wszyscy zadać sobie pytanie, kto ma cel w tym, żeby ograniczać rozwój naszego kraju, utrudniać rozwój gospodarki, tworzenie miejsc pracy. Dziś wprost większość dostrzega, że to działania hybrydowe przeciwko Polsce. Kilkanaście lat temu nie mieliśmy świadomości, że za ekologicznymi organizacjami kryją się różne działania lobbystyczne, których celem jest blokowanie rozwoju dużych inwestycji w Polsce.

Według najnowszych sondaży, PiS na Sądecczyźnie może liczyć na 6 mandatów sejmowych. To o dwa mniej niż dziś posiada. Kto te mandaty straci? Dlaczego sądecki wyborca traci zaufanie do PiS?

- Według mojej wiedzy są to prognozy, które sprawiają wrażenie wróżenia z fusów. One się zmieniają co miesiąc. Raz przybywa mandat, raz ubywa.

Te 6 mandatów utrzymuje się chyba z trzech ostatnich fali sondażowych.

- Nie sądzę. Jestem przekonany, że możemy w regionie powalczyć o świetny wynik i utrzymać 8 mandatów. Wszystko będzie zależało od mocnej listy wyborczej, jak mocne będą kandydatury reprezentujące cały region, czyli powiat gorlicki, Nowy Sącz, Sądecczyznę, Podhale, powiat limanowski. Dużo będzie zależało od kandydatów i kampanii. Biorę udział w kampaniach od lat. Jeszcze nigdy sondaże nie pokrywały się w Polsce z wynikami.

Jak bardzo ta sprawa dotyczy pana? Będzie pan startował z okręgu nowosądeckiego i myśli pan o otwieraniu listy? Nieoficjalnie słyszymy, że wystartuje pan z Warszawy.

- Nie wiem, kto takie informacje rozpuszcza. Nigdzie się nie wybieram. Wystartuję z Nowego Sącza. Liczę, że nadal będę mógł reprezentować nasz piękny region w Warszawie.

Decyzje zapadły? Będzie pan otwierał listę PiS?

- Decyzje nie zapadły. Jak zostanie ogłoszony termin wyborów, ruszy kalendarz wyborczy. Rozstrzygnie się to w najbliższych tygodniach. Na pewno w kraju rodzi to napięcia. Władze naszej formacji będą chciały w ostatnim możliwym momencie ogłosić listy.