Zapis rozmowy Sławomira Wrony z posłem PiS, Arkadiuszem Mularczykiem.
Dziś w Strasbourgu głosowane Europarlamentu ws. zmian unijnych traktatów. Projekt tych zmian zawiera ponad 260 poprawek. Zjednoczona Prawica od tygodni grzmi w Polsce, że kryje się w nich - zdaniem autorów tych głosów - zagrożenie dla polskiej suwerenności. Dlaczego te kwestie są tak ważne?
- Dlatego, że ponad głowami narodów urzędnicy w Brukseli, sterowani przez Niemców, którzy przygotowali ten raport... Jego celem jest ingerencja UE w systemy konstytucyjne i ustrojowe państw. To się przyłoży na to, że decyzje dotyczące wewnętrznych spraw krajowych, jak polityki zagranicznej, bezpieczeństwa, podatków, polityki społecznej, będą podejmowane w Brukseli ponad głowami parlamentów. Dlatego grzmimy. Przygotowaliśmy projekt uchwały Sejmu, ale marszałek Hołownia nie poddał go pod debatę sejmową, skierował do komisji. Chcieliśmy, żeby uchwała Sejmu jednoznacznie wyraziła stanowisko narodu w tej sprawie i zobligowała wszystkich europosłów z Polski do głosowania przeciwko zmianie traktatów.
Jak się okazuje, nawet bez tej uchwały jest jednomyślność. Europoseł Halicki zapowiedział, że reprezentacja KO i Trzeciej Drogi w Brukseli będzie przeciw.
- Pożyjemy, zobaczymy. Czy to wystarczy? Oczekujemy nie tylko, że ci europosłowie będą przeciw, ale też, żeby aktywnie zaangażowali się przeciwko tym zmianom.
Inne państwa też zapowiadają sprzeciw. Na ile realne jest zagrożenie, że zmiany w traktatach zostaną wprowadzone?
- Trudno ocenić, jak się rozłożą głosy na sali PE. Zdumiewające jest to, że przedstawiciele wszystkich grup politycznych, którzy reprezentowali je w komisji konstytucyjnej, to byli Niemcy. Oni ponad swoimi podziałami prą do zmiany traktatów. Oni uznają, że mają takie lewary, lobby, tylu urzędników w UE, że te zmiany im będą służyły. W tym problem. Coraz więcej krajów sobie z tego zdaje sprawę. Śledzę dyskusje różne. Niemcy używają lewarów dyplomatycznych, politycznych, gospodarczych, finansowych, żeby rządy średnich i mniejszych państw do tego przekonywać. Nie wiemy, jakie będzie stanowisko rządów państw. Polska na pewno jest liderem tej dyskusji.
Widać presję choćby na Włochy. Żeby takie zmiany zaczęły jednak funkcjonować, w Polsce konieczna by była zmiana konstytucji. Przy obecnym układzie sił, gdzie pewnie opozycja przejmie rząd, nie będzie większości, która wprowadzi zmiany w konstytucji.
- UE, Komisja Europejska, TSUE nie liczą się z polską konstytucją. Jest szereg spraw w TK, gdzie my kwestionowaliśmy decyzje UE i TSUE, które ingerują w naszą konstytucję. Dziś toczy się batalia o suwerenność na różnych poziomach. Brukselscy biurokraci, sędziowie TSUE wywierają presję, żeby wbrew traktatom zagarniać dla siebie różne kompetencje.
Wyobrażam sobie głos, który pojawi się w odpowiedzi na pana słowa – tak było do niedawna, teraz wszystko się zmienia. Przykładem może by decyzja Rady Komisarzy, że wkrótce Polska otrzyma pierwsze ponad 5 miliardów euro z KPO. To taka zaliczka. Jest sygnał, że Bruksela otwiera się na głosy z Polski.
- Zwrócę uwagę, że przez dwa ostatnie lata była w Polsce dyskusja, gdzie twierdzono, że Polska musi zrealizować kamienie milowe. Nagle po wyborach KE mówi, że środki wpłyną. To pokazuje instrumentalizm, brak przestrzegana reguł, równego traktowania krajów przez KE.
Ale to dobrze? 5 miliardów euro to duża kwota.
- Oczywiście, ale nie demonizujmy tych środków. Polska nie jest krajem na dorobku. Cieszymy się, że środki wpłyną, ale one muszą być wydane na rzeczy, które chce UE. To transformacja energetyczna, priorytety UE. Cieszymy się z tych środków, ale to dowód, że instrumentalnie Unia podchodzi do wywiązywania się z umów.
Polski TK zebrał się w końcu w pełnym składzie i ocenił, że TSUE wyszedł poza traktatowe kompetencje, wymierzając kary finansowe za niezastosowanie się Polski do środków tymczasowych, które orzekał Trybunał w Luksemburgu. Sprawa dotyczy między innymi głośnego zamknięcia kopalni w Turowie i nałożenie na Polskę wysokich kar. Decyzja zapadła, wyrok zostanie ogłoszony 30 listopada. Domyśla się pan, jaka będzie decyzja?
- Mam nadzieję, że TK rozstrzygnie tak, że TSUE nie ma prawa decydować o zamykaniu polskich elektrowni. Tego dotyczył wniosek prokuratora generalnego. Z posłem Astem byłem reprezentantem Sejmu na tej rozprawie. Wyznaczył nas poprzedni marszałek Sejmu. Dzień przed rozprawą marszałek Hołownia odwołał nas z tej funkcji. Zdumiewające. Reprezentowaliśmy stanowisko Sejmu, które kontestowało uprawnienia TSUE do decydowania o tym, żeby karami można było zamykać polskie przedsiębiorstwa energetyczne. Niejasne jest stanowisko marszałka Hołowni. Oczekujemy, że TK zakwestionuje prawo TSUE do wymierzania kar na Polskę i nakazywanie zamykania przedsiębiorstw państwowych.
Donald Tusk zapowiada powołanie sejmowych komisji śledczych. Jedna z nich ma się zająć aferą wizową. Obawia się pan?
- Nie. Po pierwsze widać, że następuje proces tworzenia napięć w parlamencie i społeczeństwie. Donald Tusk i PO będą teraz epatować rozliczeniami. Czujemy to. Nie ma PiS w prezydium Sejmu, Senatu. W komisjach złamano parytet sejmowy i dobry obyczaj. Ugrupowania miały parytet w prezydiach komisji. Teraz słyszymy o komisjach śledczych. Idą igrzyska. Czy Polakom będzie się żyło lepiej? Mam wątpliwości.
Sprawa afery wizowej wydaje się znacząca. Jest pan byłym wiceministrem spraw zagranicznych. Wy podejmowaliście decyzje ws. zaangażowania organów prawnych w wyjaśnienie sprawy związanej z handlem wizami. Może komisja rozstrzygnie czy była wina i jak duża?
- Ja miałem nadzór nad departamentem europejskim, nie konsularnym. Nie miałem tu nic wspólnego. Na skutek naszego zawiadomienia toczy się śledztwo. Dotyczy ono pracowników firm konsultingowych, które przygotowywały proces wizowy. Nie dotyczy to urzędników MSZ i pracujących w konsulatach. Próbuje się robić igrzyska. Toczy się postępowanie w prokuraturze. Pewnie będzie akt oskarżenia i winni poniosą odpowiedzialność. Nie jest to temat na komisję śledczą.
Poseł Patryk Wicher to dobry kandydat na prezydenta Nowego Sącza? Może ma pan lepszy pomysł?
- Analizujemy potencjalne kandydatury. Jest kilka osób. Patryk Wicher może być w tym gronie, ale analizujemy też inne osoby.
Na przykład?
- Są ambitni radni miasta, osoby spoza rady miasta…
Michał Kądziołka, były wiceprzewodniczący rady?
- Jest grupa kilku ambitnych polityków i polityczek. Decyzje podejmiemy w najbliższym czasie. Trzeba to skonsultować z władzami partii.
Jest w tym gronie też pana żona, radna Iwona Mularczyk?
- Michał Kądziołka i Iwona Mularczyk są aktywnymi radnymi. Oni pokazują na szereg nieprawidłowości obecnego prezydenta. Mieszkańcy oczekują zmian. Liczba skandali, niegospodarności jest porażająca w Nowym Sączu. Muszą być wyjaśnione kwestie niegospodarności przy budowie stadionu Sandecji, trzech bloków STBS i boiska na Zawadzie. To poważne historie. W mojej ocenie miasto może stracić miliony złotych.