Anna Herbich, dziennikarka, autorka „Dziewczyn z Syberii” i „Dziewczyn z Powstania” była gościem audycji "Przed hejnałem".
Sylwia Paszkowska: Książkę tę dedykuje pani cioci, która przeszła przez 8 sowieckich więzień, aby umrzeć na tyfus w Teheranie. To historia cioci była inspiracją do napisania tej książki?
Anna Herbich: Po części tak. Moja rodzina pochodzi z Kresów i została bardzo doświadczona przez system sowiecki. Ciocia była deportowana w głąb Związku Sowieckiego, przeszła przez te więzienia, potem zmarła na tyfus. Druga ciocia zmarła, wracając pociągiem repatriacyjnym do Polski. Moja rodzina bardzo była doświadczona - to był jeden z bodźców do napisania książki. Drugim było to, że mało się mówi o losie i przeżyciach kobiet w czasie II wojny światowej, zwłaszcza kobiet, które przeżyły deportację na Syberię. Chciałam oddać tym Polkom głos.
W tym roku minęło 75 lat od pierwszej masowej deportacji ludności polskiej w głąb Związku Radzieckiego. Większość pani bohaterek to są panie z dobrego domu, ale te deportacje dotykały nie tylko polskiej inteligencji.
Dotykały wszystkich ludzi, którzy mieszkali na tzw. kresach, czyli ludzi z ziem wschodnich. Dotykały wszystkich klas, niezależnie od pochodzenia i majątku. Tak się złożyło, że na swojej drodze spotkałam te panie, a szukałam ich w wielu instytucjach. Trzy panie z mojej książki mieszkają w Anglii, jedna mieszka na trenie dzisiejszej Białorusi. Są to bardzo różne historie.
W książce opisała pani losy 10 kobiet. To jest 10 kobiet, których losy pani wybrała, spośród wszystkich, czy to są wszystkie panie, z którymi się pani spotkała w trakcie pracy?
Rozmów odbyłam dużo więcej. Z różnych względów wybrałam te 10 kobiet. Te 10 historii było najbardziej zróżnicowanych, z różnych terenów, były to różne deportacje, do różnych miejsc. Te, które odpadły z książki, to były panie, które nie chciały uchylać rąbka tajemnicy, bo były to historie bardzo osobiste.
Czytając te relacje, które się ukazały, odnosi się wrażenie, że pewne trudne tematy dla kobiet są ukazane w sposób skrótowy. Odnosi się wrażenie, że ta trauma nie została przepracowana, np. gwałt, który w warunkach wojennych jest codziennością.
W tej książce są dwie historie prób gwałtu. Pani Grażyna opowiada, jak w Kazachstanie przez klika godzin broniła się przed gwałtem. I gdyby została zbrukana, to nie wytrzymałaby takiej skazy. Druga pani opowiada, jak dostawała propozycje od uprzywilejowanego więźnia, by była jego łagrową żoną, ale nie zgodziła się. Tym Polki różniły się od Rosjanek, Białorusinek, które za jedzenie oddawały się cieleśnie.
Czy z dzisiejszej perspektywy możemy oceniać te kobiety, które decydowały się na opiekę mężczyzn, by przetrwać?
Ludzki organizm potrafi dużo znieść, ale nie wiemy, do jakiego momentu, więc trudno je oceniać.
Większość tych historii zakończyła się powrotem do normalności, ale jest jedna opowieść, która nie zakończyła się happy endem.
Jest to historia Janiny Kwiatkowskiej, która była deportowana do Kazachstanu jako 9-letnie dziecko. Straciła mamę i babcię. Razem z siostrą mieszkały w ziemiance. Później jej mąż i syn zginęli tragicznie. I tej pani życie potoczyło się tragicznie, w przeciwieństwie do innych historii, gdzie kobiety potrafiły po dramatycznych przeżyciach założyć rodziny, cieszyć się z życia. Bardzo podziwiam te kobiety.
Powiedziała pani kiedyś, że dzisiejszego pokolenia nie byłoby stać na takie postawy, jakie możemy obserwować na przykładzie bohaterek pani książki. Dzisiaj jest inne pokolenie. Czy nie wiemy, na co nas stać, dopóki nie staniemy przed wyzwaniem?
Pokolenie II wojny światowej było niesamowicie dzielne i mężne, bo wyssali to z mlekiem matki. Wszystko tchnęło patriotyzmem. Rodzice tych bohaterek z książki byli obrońcami Warszawy, bronili naszych granic, więc młodzi byli kolejnym ogniwem, aby iść i walczyć o wolność.
A nie mitologizujemy trochę tego pokolenia?
Mamy przykład w liczbie ofiar. To są fakty i to jest dowód, że to pokolenie było patriotyczne i romantyczne.
Ale nie zdawali sobie sprawy z tego, co mogło się stać.
Nie zdawali sobie sprawy, z jak wielkim wrogiem mieli do czynienia. Mówię o Związku Radzieckim.
Wśród historii, które pani opisała, jest historia pani Natalii. Straciła brata, ale zyskała miłość.
Pani Natalia chciała dowiedzieć się, co stało się z jej tragicznie zamorodwanym bratem. Poprzez grypsowanie odnalazła pana Olgierda. Po wyjściu z łagru poszła go odwiedzić, nie wiedząc jak wygląda. Olgierd pomógł jej stanąć na nogi. Gdy go zobaczyła, to wiedziała, że to miłość. Wzięli ślub po to, by pan Olgierd mógł być zwolniony z łagru. To był syberyjski ślub, na którym byli wszyscy Polacy. Pamiętajmy o tym, że to były bardzo młode kobiety, dlatego o takie miłości nie było trudno.
Jak panią traktowały te osoby w rozmowach?
Najpierw miałyśmy kontakt telefoniczny, z rezerwową podchodziły do mojego pomysłu. Początkowo były to babskie rozmowy, musiałam zasłużyć na ich zaufanie, by tego wszystkiego wysłuchać. Teraz się przyjaźnimy.