A już 15 lutego Anna Dymna odbierze w Radiu Kraków Nagrodę im. Romany Bobrowskiej. Tego dnia wystąpi także w premierowym słuchowisku Radia Kraków - "Dymna!Dymna!" w reżyserii Ewy Ziembli.

Zobacz: "Dymna!Dymna!"

O nagrodzie, nowym słuchowisku i trwającym wiele lat związku Anny Dymnej z Radiem Kraków rozmawiamy w programie "Przed hejnałem"

 

W poniedziałek, 15 lutego o godz. 19, w Radiu Kraków odbędzie się niezwykłe spotkanie z panią: wręczenie nagrody  im. Romany Bobrowskiej. Nagroda ta przyznawana jest  każdego roku artystom wspierającym ideę radia publicznego i promującym ambitne gatunki sztuki radiowej. Wśród laureatów są m. in. Andrzej Seweryn, Anna Polony, Krzysztof Globisz i Jerzy Stuhr. Pani znała Romanę Bobrowską przez wiele lat. To ona chyba ściągnęła panią do radia.

 

Romana, czyli Małgosia - tak o niej mówiliśmy - ona zawsze była w Radiu i tu się zawsze przychodziło. To jest całe moje życie i Małgosia jest mi osobą bardzo bliską. Aktorzy, reżyserzy - my jesteśmy jak rodzina i ona taką była. To, że dostaję tę nagrodę jej imienia, to cieszy. Widać, że jej praca owocuje i że dzięki tej nagrodzie będziemy mogli o Romanie mówić i mówić. 

 

Już zdradziła pani, że nie pamięta pani tych pierwszych ról w radiu.

 

Radio to jest pełna emocji chwila. W teatrze nad czymś się długo pracuje, potem długo gra i to się rejestruje w pamięci bardzo mocno. W Radiu przeżycia są bardzo mocne, ale one szybko umykają.  

 

15 lutego premiera nowego spektaklu radiowego. Gra w nim pani podwójną rolę: Nefretete i aktorki, która z nią prowadzi dialog.

 

To jest przedziwny monodram: o przemijaniu, o młodości. Mamy Nefretete wiecznie młodą i aktorkę 65-letnią, która swoje życie ma niezbyt udane, nie ma za dużo sukcesów, jest sama, nie ma męża, nie ma dzieci. Dotyka to spraw bardzo bolesnych. Najgorsze jest to, że to będzie nagrywanie słuchowiska przy obecności publiczności. Nie dość, że czytam, to muszę jeszcze wyglądać. Nie mogę włożyć okularów, więc musiałam wydrukować sobie rolę dużymi literami. Trudno mi się utożsamiać z tą rolą, bo ja jestem raczej odwrotna niż ta postać. Ja się tyle nagrałam w życiu, że ja nie jestem niespełnioną aktorką, choć takie problemy jak niespełnienie, samotność oglądam na co dzień. 

 

Znajduje pani w życiu czas na tyle rzeczy, które pani robi poza aktorstwem. W ostatnich latach to chyba przede wszystkim Fundacja.

 

Zorientowałam się w pewnym momencie mego życia, że życie to jest taka nieprawdopodobna szansa, że nie wolno go tracić na nudę, na nienawiści, na głupoty, natomiast można robić rzeczy, które dają tyle radości i siły. Teraz mam takich przyjaciół,  którzy mnie uczą, że trzeba się cieszyć codziennie z każdej chwili. 

 

Uwielbiam pani dystans do siebie. Choćby pani ostatnia rola w "Ekscentrykach, czyli po słonecznej stronie ulicy". Po tych wszystkich wielkich rolach decyduje się pani na rolę babci klozetowej i gra ją pani tak, że czujemy cały dramat tej postaci, choć jest ona napisana w sposób komiczny.

 

To są ryzykowne role, ale na takie czeka się całe życie. Nie rozumiem tych pytań i anonimów, jak mogłam przyjąć tę rolę. Jest taki film "Dzień babci" - to jest dyplom chłopca z gdyńskiej szkoły. Gram tam uzależnioną, chorą, samotną kobietę. Każdy wiek ma swoje cudowne strony. W "Ekscentrykach" musiałam walczyć o to, by nie była to rola wulgarna. To też jest rola wolności - nie musisz ładnie wyglądać, być szczupła i zadbana. 

 

Kiedy patrzy pani na te wczesne swoje role, to czuje pani więź z tą dziewczynką, jaką wtedy pani była?

 

Takie mam wrażenie, jakby to była moja córka lub wnuczka. Czuję więź. Taka byłam prawdziwa i niczego nie udawałam i cieszę się, że to się komuś przydało.


12 lutego to też ważna data - 38. rocznica śmierci Wiesława Dymnego. Za kilka dni świętowałby 80. urodziny. Ukazuje się książka Moniki Wąs. "Dymny. Życie z diabłami i aniołami". 

 

Wiele lat temu Monika pisała pracę magisterską o Dymnym, wtedy przegadałyśmy dziesiątki godzin, udostępniłam jej wszystko, co po Wiesiu zostało. Wydawnictwo Znak od dawna namawia mnie, żebym napisała książkę o Dymnym, ale ja znałam Wiesia osiem lat. Ostatnie osiem lat jego życia. Tak naprawdę ja o nim wiedziałam tyle, ile on chciał, żebym wiedziała. Książka Moniki jest bardzo wniklliwa. Przez to, że pracę magisterską pisała wiele lat temu, rozmawiała jeszcze z wieloma osobami, które znały Wiesia, a które już nie żyją. To jest książka o Dymnym, który pozostał w pamięci ludzi, a trudno jest pisać książkę o człowieku, który przede wszystkim pozostał w mitach. W takich zniewolonych czasach to był taki dziki człowiek. Moja książka o Wiesiu to byłaby książka o spotkaniu, które może człowiekowi dodać siły na całe życie i nadać sens. To byłaby bardziej impresyjna książka. To byłaby książka dla ludzi, którzy stracili kogoś bliskiego i muszą dalej z tym żyć. Ona w 80. procentach składałaby się z listów czy tekstów Dymnego - takich, których nikt nie widział.

 

Ma pani też jego nazwisko.

 

Umówiliśmy się, kiedy się pobieraliśmy, że na to nazwisko będziemy pracować do końca życia. Ja już 38 lat bez Wiesia nadal staram się pracować na to nazwisko, żeby mu wstydu nie przynosić. 

 

A te wszystkie jego prace, listy, to wszystko gdzieś pani ma?

 

Nieszczęście polegało na tym, że trzy miesiące przed Wiesia śmiercią mieliśmy pożar, w którym spaliło nam się prawie wszystko, ale część została. Wiesiu zresztą był takim twórcą, który nie szanował tego, co robił. Wydawało mu się, że i tak tego nikt nie doceni. 

 

Podkreśla pani, że jako aktorka jest pani spełniona.

 

Gram teraz w pięciu przedstawieniach. Marzę o spotkaniach z fajnymi reżyserami, z dobrą obsadą - wtedy to jest przeżycie. 

 

Warto wspomnieć jeszcze o niedzielnym, walentynkowym koncercie. 

 

W niedzielę moja Fundacja już po raz ósmy organizuje razem z Filharmonią Krakowską koncert dla uczczenia święta miłości. To zawsze jest koncert i aukcja na rzecz jakiegoś kolegi artysty. W zeszłym roku robiliśmy koncert dla Krzysia Globisza, w tym roku z myślą o Marku Pacule, który trzy lata jest w śpiączce mózgowej po upadku i wylewie. A ludzie w śpiączce mózgowej są, jak napisał prof. Szczeklik, jak  Odys, który wędruje i nie może trafić do domu. Basia, jego żona, jest jak Penelopa. To będzie piękny koncert i aukcja m.in. piór . Nam się będzie lepiej żyło, jak tacy ludzie nigdy nie będą sami.