Zapis rozmowy Ewy Szkurłat z Anną Dudą, gospodynią domową, która zalicza się do budowniczych Nowej Huty. W czasie strajków i później ukrywała działaczy Solidarności. Mama, babcia i prababcia.

Jak zapamiętała pani dzień wyborów?

- Emocjonalnie. Z sąsiadką ganiałyśmy pod szkołę i liczyliśmy ile ludzie idzie do głosowania i kto to jest. To było wielkie przeżycie. Chcieliśmy żeby komuniści przegrali.

Na kogo oddała pani głos?

- Na związek zawodowy Solidarność. Liczyliśmy, że to przyszłość, oderwanie się od innych wpływów.

Jakich zmian spodziewała się pani po wyborach?

- Nie takich jakie nastąpiły. Myślałam, że to będzie bardziej pozytywne, że będzie się lepiej żyło, że sklepy będą lepiej zaopatrzone. Ja mam podstawowe wykształcenie, wtedy już byłam wdową i było mi ciężko.

Które z oczekiwań zostały spełnione?

- Żadne.

A jakie były pani największe rozczarowania?

- Rozbicie się ludzi, którzy w momencie kiedy potrzebowali siebie to była jedność a z upływem czasu ludzie zaczęli się od siebie oddalać. Nie ma otwarcia na drugiego człowieka, nie tylko wtedy kiedy jest wojna. Zawsze człowiek powinien pomagać drugiemu człowiekowi.

Zmiany zachodziły powoli czy gwałtownie?

- Chyba gwałtownie. Wszystko szybko się stało. Wszystko się nagle zmieniło.

Która ze zmian była najbardziej zaskakująca?

- Gdy ludzie, którym pomagałam, nagle udawali, że mnie nie znają.

Komu pani pomagała?

- Panom z Solidarności, z Kombinatu, którzy potem byli wysoko postawieni w mieście. Jak obok nich przechodziłam to byłam czerwona, nie wiedziałam jak się mam zachować. Nie potrzebowałam ukłonu, ale ludzkiego odruchu.

Jak im pani pomagała?

- Dostawali jedzenie, paczki. Na Mogilską zanosiłam paczki i klawisz mi powiedział, że nareszcie ktoś do tego kogoś z paczką przyszedł. Tam przetrzymywali tych z Solidarności, którzy zostali na prędce złapani. Jeździłam tam. Z trudnego okresu Solidarności, kiedy się ukrywali, są trzy osoby, które to pamiętają.

Ile osób pani ukrywała?

- Bardzo dużo, przeszło 30 osób przez nasz dom.

Co pani traktuje jako swoją osobista porażkę?

- To nie porażka, ale rozczarowanie. Chodzi o służbę zdrowa. Jestem chora od paru lat i nie mogę się dostać do lekarza. Nie mogę oglądać ciągle potrzebujących dzieci. Ja bym im pomogła, ale boli mnie to, że naszego kraju nie stać, żeby dzieci miały opiekę.

Gdzie je pani widzi?

- W telewizji, na ulicy. Miałam podopiecznego z zespołem Downa, musiałam go oddać do Radwanowic. On nie miał nikogo. Dokąd mogłam to się opiekowałam, ale jak moja mama zachorowała to nie dałam rady. Oddałam go do Radwanowic i było mu tam bardzo dobrze. Życzę wszystkim dzieciom upośledzonym, żeby mieli taką opiekę jak tam.

Co zalicza pani do sukcesów?

- Może to, że mam dzieci i jestem z nich dumna. Mam dwoje dzieci, prawnuków i wnuków też dwoje. Największą zapłatą w moim życiu, za to co zrobiłam, to był ten chłopak. On miał już wtedy paręnaście lat. Jak umierał to mało co mówił, ale trzymał mnie za rękę i mówił: „Hanka moja”. On mnie całował po rękach. To była moja jedyna przyjemność w życiu za to co dla kogoś zrobiłam. To było bezinteresowne i z mojej i z jego strony.

Angażowała się pani w działania polityczne lub społeczne po wyborach?

- Nie. Pomału się od tego odsuwałam. Ludzie też się odsuwali, myśleli tylko o sobie. To umierało naturalną śmiercią.

Jak zmienił się pani status materialny w ciągu ostatnich 25 latach?

- Nie bardzo. Byłam na emeryturze po mężu i do tej pory jestem. Głodem nie przymieram.

Kto jest symbolem tego 25-lecia?

- Papież jest dla mnie najuczciwszym człowiekiem, któremu zależało na kraju, narodzie, kulturze i na wszystkim co można było dobrego dla Polski zrobić.


Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego

 

 


Partner Główny: