Gdzie Pan był 4 czerwca 1989?

- Wtedy mieszkałem w Gdańsku. Tam było czuć, że coś się wydarzy.

Na samych wyborach też pan był?

- Oczywiście. To było coś niesamowitego, że w ogóle takie wybory były. Było czuć, że można na coś zadecydować wreszcie.

Miał pan jakieś nadzieje związane z tymi wyborami?

- Wiedzieliśmy, ze to nie może tak dłużej trwać, że musi to być koniec.

Koniec czegoś i początek czegoś innego?

- Tego nikt nie wiedział, cokolwiek będzie, będzie to lepiej. Najgorsze było to, że żyliśmy w takim zakłamaniu, coś innego było w mediach, co innego odbieraliśmy na co dzień. Na dłuższą metę było to nie do zniesienia, żartowaliśmy z tego, ale wiedzieliśmy, ze jeśli tak będzie to nie pójdziemy do przodu. Wszyscy liczyliśmy, że to się zmieni. Już wcześniej mieliśmy taką próbkę oo 1981 roku, kiedy był rozkwit różnych publikacji, ludzie mówili to, co myśleli. Były czasem takie szokujące zdarzenia, z czasów moich studiów osoba, która prowadziła zajęcia polityczne, nagle okazała się działaczem Solidarności, który mówił o tym, jak to było. Wiedzieliśmy, że długo się nie utrzyma.

Oczekiwania w ciągu tych 25 lat spełniły się?

- Zaczęliśmy żyć w normalnym świecie, bez cenzury. Była możliwość czucia, że jest się częścią świata. Pamiętam jak jeździłem za granicę i pytano mnie, ile zarabiam, to wstydziłem się powiedzieć, że kilkanaście dolarów, tego nikt nie rozumiał. To była jedna rzecz, poza tym nagle się okazało, że jesteśmy „sto lat za murzynami” - to było najgorsze, to poczucie bezradności tu było. To, ze ta bariera runęła, powoduje, że ludzie świetnie sobie radzą, wyjeżdżają już bez kompleksów, znają języki, są świetnie wykształceni. Zresztą my zawsze byliśmy dobrze wykształceni. Zawsze liczyłem, że to się tak zmieni, na to liczyłem.

A porażka?

- Właściwie dwie rzeczy, że młodzi ludzie niestety muszą wyjeżdżać w poszukiwaniu pracy, to mnie niestety trochę martwi. Druga rzecz, przemysł stoczniowy, elektrotechniczny, samochodowy – mieliśmy znakomity, w dużym stopniu zostało to zaprzepaszczone i to bezpowrotnie. Zrobilibyśmy to dużo lepiej, a właściwie tego nie ma.

W ciągu tych 25 lat miał pan swoją porażkę?

- Właściwie to nie. Jestem przekonany, ze zawodowo jestem beneficjentem tego, co się stało, bo przede wszystkim pamiętam na początku, kiedy udawało się wyjeżdżać na kongresy na zachód, to było jak „lizanie przez szybę”. Mogliśmy się uczyć, ale nie mieliśmy choćby sprzętu. Po transformacji kupujemy sprzęt taki jak wszędzie, jak na zachodzie, w związku z tym możemy wykonywać badania naukowe, tak jak na świecie.

Czy angażował się pan politycznie i społecznie?
- Jestem zwierzęciem niepolitycznym. Działałem za danych czasów, założyłem Klub Wypraw Trampingowych. Zauważyłem, że jest świetną rzeczą, jeśli ludzie wyjadą, nawet za tamtych czasów i sami zobaczą, żeby ta propaganda nie zrobiła nam wody z mózgu. Najpierw robiliśmy to raczej dla siebie, później, jak to zaczęło działać, to mieliśmy poczucie, ze prowadziliśmy „małą wojnę” walcząc z tym systemem. Uważam, ze udało mi się dołożyć małą cegiełkę. Cały czas zresztą integruję takie środowisko podróżnicze. Pierwsze przewodniki, jakie były wydawane o świecie to ja i moi znajomi robiliśmy.

Pamięta pan pierwszą wyprawę, którą pan zorganizował?

- W latach 70. zacząłem organizować wyprawy do Turcji, Grecji. Spotykaliśmy się w takim klubie, który zresztą nadal istnieje

Jak zmienił się pana status finansowy?

- Zmienił się tak, że bardziej przystaje do standardów na świecie. Kiedyś pamiętam nawet nie było nas stać na Coca-Colę gdzieś na świecie. Już poziom jest porównywalny.

Jaki jest dla pana autorytet tego 25-lecia dla pana?

- Jak jeździłem po tych zmianach na świecie, to zawsze patrzono na mnie z dużą sympatią jako na Polaka, zawsze podawano papieża i Wałęsę. Te dwie osoby są ikonami naszych przemian i to jest fakt historyczny.


Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego

 


Partner Główny: