Z Andrzejem Stawiarskim, fotografem, rozmawiał Tomasz Buszewski.

Przede wszystkim jest pan dziennikarzem. Przy okazji utrwalał nam pan na kliszy fotograficznej to, co się działo 25 lat temu.

Ale wówczas jeszcze nie byłem dziennikarzem. Fotografowałem, bo uważałem, że trzeba to fotografować. To był akurat taki czas, kiedy fotografia była istotnym zapisem rzeczywistości. Rok 89' to było zamknięcie pewnego okresu. To był moment, który był zwieńczeniem tego wszystkiego, co się działo w latach 80. Również te zdjęcia są inne niż te z lat wcześniejszych.

Ktoś powiedział: "Zdjęcia Andrzeja Stawiarskiego są czarno-białe. Ale powoli zaczyna wychodzić z nich kolor".

Mam nadzieję, że nie sepia! Może tak... Starałem się, żeby te zdjęcia miały emocje. Żeby pokazywały emocje ludzi: pozytywne i złe. W 80' roku to były te pozytywne emocje. Ale to zawsze będzie się tu mieszało.

Całe szczęście, że radość tę niepewność zepchnęła na drugi plan. Teraz trzeba było postawić kropkę nad "i".

Nie myślałem nawet o niepewności, która się wiązała z tym, co będzie później. Wtedy przy wyborach większość ludzi myślała bardzo optymistyczne. Była w jakiejś euforii. Ale trzeba pamiętać, że w okresie poprzedzającym były tu, w Krakowie, ostre manifestacje studenckie i różnych organizacji młodzieżowych. Ci młodzi ludzie krzyczeli "Za mało! Nie pozwólcie komunie się odrodzić! To nie są wybory!!".

Młodzież ma w sobie ten gen buntu.

Ale jest on bardzo cenny. On wszystkim starszym, również politykom, pokazuje, że to nie jest jeszcze ta ściana, do której doszliście i cieszycie się, że to osiągnęliście. Można pójść dalej. Ale od rozsądku, trzeźwego spojrzenia zależy, czy ktoś pójdzie dalej. Młodzi na ulicach niekoniecznie muszą się liczyć z konsekwencjami.

Przypomnijmy rok 1990. Mamy już rok nowej rzeczywistości. Na ten radosny tłum spadają takie pojęcia jak kapitalizm, jak wolny rynek. Jak ten świat wtedy wyglądał?

Wtedy to jeszcze było za wcześnie na kapitalizm. Pozostawało pewne uczucie, że są pewne koszty, które trzeba ponieść. Może niektórzy historycy są innego zdania, ale wydaje mi się, że polskie elity nie były przygotowane do tych zmian. Nasze wyobrażenie o wolnym rynku to było wyobrażenie z filmów amerykańskich. Że są hamburgery, samochody i jeansy. Że to nie jest ten siermiężny socjalizm, który nas gnębił. Ale z drugiej strony nie dopuszczaliśmy czegoś takiego jak bezrobocie, problemy życiowe. Ci, którzy do tego doprowadzili będą mieć lepiej od tych, którzy z tym walczyli.

Olbrzymi dysonans.

Myślę, że pozostał w sercach wielu ludzi.

A te 25 lat w pana wizjerze?

To był bardzo krótki czas. Chyba poczucie satysfakcji, że wiele się zmieniło. Wszystko jest nadal w naszych rękach, choć mamy pretensje do klasy politycznej czy do rzeczywistości. To jednak dzieje się w naszej Polsce, w której o wielu rzeczach możemy decydować. To jest też Polska młodych. Niech mają poczucie, że to ich kraj i ich ojczyzna. Powinno to dać siłę młodym, żeby zmieniać na lepsze. I... wyrzucić nas starych na śmietnik.