Zapis rozmowy Jacka Bańki z profesorem Andrzejem Piaseckim z katedry samorządu terytorialnego Uniwersytetu Pedagogicznego.

 

Sprawę kadencyjności powinniśmy przedyskutować na poważnie czy to jest problem podnoszony przez tych, którzy nie mogą wygrać wyborów?

- Jest to poważny problem. Jest jeszcze wiele innych spraw. Kto go podnosi? To drugorzędny problem. Ważny jest sam problem. W 2005 roku pewna partia zgłosiła propozycje referendum 6 x TAK. Zniesienia posłów czy senatu. Problem został. Nie analizujmy kto to podnosi, ale czego to dotyczy. To dotyczy ważnego problemu. Ten system dojrzał do zmiany.

 

Jakie pan dostrzega negatywy płynące z tego, że nie mamy kadencyjności władz samorządowych?

- To skostnienie, stagnacja. Z tym się trzeba uporać. Nie bez przypadku mamy kadencyjność na stanowisku prezydenta. Jakby tego nie było to dalej by był nim pewnie Aleksander Kwaśniewski. On był dobrze marketingowo przygotowany.

 

Kadencyjność poza naszymi granicami się sprawdza?

- Ciekawie jest to zrobione w niemieckich landach. Tam są różne systemy wyboru, ale w jednym z nich burmistrz może pełnić funkcje przez dwie 6-letnie kadencje. One są tak trudne, że on ma potem środki, żeby się leczyć i odpoczywać. On by się wypalił i nic nie stworzył jakby to dłużej trwało.

 

Wnoszę zatem, że jakby u nas była kadencyjność to takiemu byłemu burmistrzowi czy prezydentowi musielibyśmy zapewnić środki na utrzymanie.

- To jest szerszy problem. Z nim się trzeba uporać. Po wyborach wszyscy będą śledzili źródła sukcesów. Ci, którzy przegrają, zostaną zapomniani. Chodzi o ich potencjał. Niektórzy są weteranami i powinniśmy stworzyć platformę działania i to wykorzystać. To nie tylko problem ludzi, którzy stracą pracę. Oni stracą pełny mandat. Kiedyś była funkcja członka komisji rady. To funkcja prospołeczna, która zmniejsza podział. U nas to jest zbyt ostre. Warto to rozmyć.

 

Ale mniej by nas to nie kosztowało.

- Nie patrzmy przez pieniądze. Ich zawsze będzie za mało. Ja jestem zwolennikiem tego, żeby było więcej radnych. Słyszę, że to koszty, ale za to mogą być mniejsze diety. To, że radnych będzie więcej nie znaczy, że będzie to droższe. To, że system się zajmie doświadczonymi ludźmi, nie znaczy, że to będzie kosztowało.

 

Prezydent Majchrowski mówi, że czasami inwestycja ciągnie się latami. Trudno byłoby w jednej kadencji zamknąć poważne inwestycje miejskie.

- To jeden z głosów obronnych. Trzeba to zrozumieć. Słyszałem, że pierwsza kadencja jest od nauki. Potem można coś pokazać. To trochę długo. Mimo tych tłumaczeń, jest taka prawda, że pełnienie tej samej funkcji przez kilkanaście lat, nie sprzyja innowacji. To jest priorytet.

 

Jeśli mówimy o Krakowie to nie ma problemów z ludźmi, ale w małych gminach już tak. Wokół może nie być wartościowych konkurentów.

- Jak słyszę głosy, że nie ma ludzi niezastąpionych to widzę moich doktorantów, którzy by dali radę. Są możliwości, żeby w małych gminach wójtem byli ludzie z sąsiedniej gminy. Nie wierze, że nie byłoby takiej osoby w promieniu 50 kilometrów. Jest zasada rotacji. Średnia wieku wójtów to 50+. Kilkanaście procent ludzi pełni funkcję od 20 lat. To granica wieku emerytalnego. Trzeba się rozstać ze stanowiskiem. To daje szansę na pojawienie się młodych talentów. W każdej gminie tacy ludzie są.

 

Tymczasem największe miasta trzymają się mocno. W Krakowie, Wrocławiu, Warszawie, na zmiany się nie zanosi. To się dzieje ze szkodą?

- Można wymieniać. Chociaż w Katowicach prezydent zrezygnował. Czy ci szefowie, pełniąc inne funkcje, nie stworzyliby czegoś nowego? Może prezydent Wrocławia, o którym w 2003 roku Kwaśniewski mówił, że on będzie prezydentem Polski, powinien się sprawdzić w Unii? Po to jest demokracja. Musi być nowa szansa. Te miasta by się też dobrze rozwijały.

 

Jak weźmiemy Małopolskę to są przykłady kadencyjności. Jest prezydent Majchrowski, Nowak w Nowym Sączy, jest pani burmistrz Wadowic.

- Małopolska nie jest skrajnym przykładem. Rekordzista jest z 1974 roku. On był naczelnikiem jeszcze przed reformą. Rekordów jest wiele. Co z tego wynika? Jest niższa kreatywność. Gminy, które maja tych samych wójtów od lat, trwają w skostniałym układzie, ale po to są eksperci i politycy, żeby coś z tym zrobić.