Jak dodaje prof. Piasecki, dobre notowania Marka Lasoty i zmęczenie Jacka Majchrowskiego pokazują, że gdyby o prezydenturę Krakowa walczył Jarosław Gowin lub Andrzej Duda, to byłaby ogromna szansa na zmianę na fotelu prezydenta. Tymczasem dzisiejszy sondaż Gazety Wyborczej jednoznacznie wskazuje na zwycięstwo dotychczasowego prezydenta Krakowa.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Andrzejem Piaseckim
Jacek Bańka: Wynudził się pan podczas tej kampanii samorządowej?
Andrzej Piasecki: Wręcz przeciwnie. Sam nie wiem, na co zwracać uwagę: na duże czy na małe miasta. Ten, kto się nudzi niespecjalnie śledzi polską lokalną scenę polityczną. Uważam, że wybory są ciekawe. Jeszcze wiele się może zmienić i wynik w wielu przypadkach nas zaskoczy.
J.B.: Jeśli spojrzelibyśmy na prezydenckie miasta w Małopolsce, to zaskakujący może być wynik w Nowym Sączu. Czy Ludomir Handzel ma szansę z Ryszardem Nowakiem?
Andrzej Piasecki: Nowy Sącz jest świetnym przykładem fali, która wzbiera w polskich samorządach, czyli głosowania na nowych ludzi. Nie wiem, czy to wystarczy by przekroczyć barierę 50%. Ale w wielu miastach głosuje się przeciw urzędującym partiom, prezydentom czy burmistrzom. Na ile ta koalicja protestu okaże się skuteczna?
J.B.: W mateczniku prawicy elektorat protestu głosuje także przeciwko prezydentowi popieranemu przez PiS.
A.P.: Ludzie myślą kategoriami komunistycznymi: "o, partyjny!". Te podziały polityczne, partyjne w tych wyborach się szczególnie pozamazywały. I dobrze.
J.B.: W Wadowicach jest II tura. Mamy tam urzędującą od wielu lat Ewę Filipiak i Mateusza Klinowskiego, kiedyś popieranego przez Janusza Palikota. To jeszcze większe zaskoczenie.
A.P.: Z pewnością. W tym mieście, w tym momencie, kandydat o takich poglądach i takich słabościach jest zaskoczeniem. Ten elektorat, który zdobył świadczy o tym, że część mieszkańców Wadowic chce zmiany. Natomiast, czy to wystarczy do zdobycia większości? To zależy od ostatnich dni i przyłożenia się do kampanii. Uważam, że tu też zadecyduje frekwencja. Wyższa frekwencja sprzyja nowym kandydatom.
J.B. W wypadku Wadowic, Olkusza czy Krynicy mieliśmy taką sytuację, że na lokalne debaty organizowane przez media nie przychodzili kandydaci. W Krynicy burmistrz, w Zakopanem kontrkandydat aktualnego burmistrza. O czym to świadczy? Nie potrzebują wyborców?
A.P.: Przychodzili, ale może nie na wszystkie. W Zakopanem była debata, urzędujacy burmistrz i kontrkandydat wzięli w niej udział. Organizował to "Tygodnik Podhalański". W innych miastach też konfrontacje były. To też dorobek tej kampanii, że te debaty się odbywają: z udziałem mediów czy bez - jak w Proszowicach. Wzrasta kultura polityczna. Nie słyszałem o większych nadużyciach czy niekulturalnych zachowaniach podczas debat. Kandydaci stosują triki makretingowe. Starają się być nad wyraz uprzejmi. Te debaty może chwilami są nudne. Ale są. Kandydaci nie boją się konfrontacji.
J.B.: Trudno sobie wyobrazić, że w Krakowie na debatę telewizyjną czy organizowaną przez radio publiczne nie przychodzi jeden z kandydatów. Nie bo nie. To wyraz arogancji?
A.P.: W podręcznikach do marketingu piszą, że urzędujący prezydent czy burmistrz miasta może łatwo w takiej debacie stracić. Łatwiej ustawić się w roli atakującego. Z drugiej strony urzędujący burmistrzowie mają ogromną wiedzę merytoryczną i biją na głowę swoich kontrkandydatów. Usprawiedliwiałbym trochę urzędujących włodarzy, że na debaty się nie stawiają, bo ich pozycja jest silna i mają co robić. Po drugie usprawiedliwiałbym też kandydatów, którzy wszystkiego w tym samorządzie od razu się nie dowiedzą. Jeżeli to się jednak zdarza permanentnie, gdzie w mieście nie dochodzi do debaty, bo jedna strona się nie stawia, to nie jest to eleganckie w stosunku do kontrkandydata, ale i do wyborców. Debaty są fundamentem kampanii wyborczych.
J.B.:Łatwo atakować włodarza, trudniej się bronić. Ale ten, który się broni jednocześnie używa argumentów merytorycznych. Najlepszy przykład to Kraków, gdzie mamy energiczny atak i preyzdenta, który broni się, ale ospale.
A.P.: Tam, gdzie jest urzędujący burmistrz czy prezydent, jego wiedza, doświadczenie powodują, że ma sie czym bronić. Z drugiej strony to jest też tak, że ci wójtowie czy prezydenci, którzy są przynajmniej 2 kadencje - dostrzega się w ich zachowaniu pewne znudzenie tą kampanią i przekonanie, że jest to już rozstrzygnięte. To widać w Krakowie. Urzędujący prezydent nie za bardzo ma pomysł na własny wizerunek. Nie chce, nie może, nie potrafi. Choć jego sztab i zaplecze działa na osiedlach i dzielnicach. Jego obecność w mediach jest jakby wymuszona. A postawa wobec kontrkandydata pasywna.
J.B.: Gdyby decydowały debaty prezydenckie w Krakowie to ten młodszy, nowy, energiczniejszy miałby więcej szans.
A.P.: Gdyby takich debat było jeszcze kilkanaście, granica zmęczenia byłaby taka, że kandydat do urzędu pokonałby inkubenta. Ale z drugiej strony też jego zaplecze takie wyraźne nie jest. Ciążą na nim mało wyraziste historie związane z miejscem zamieszkania, przynależnością organizacyjną. Kandydat, który chce pokonać urzędującego prezydenta musi być lustrzanym przeciwieństwem. Musi być bardzo wyrazisty. Debaty są zbyt kulturalne. Niezbyt dobrych doradców miał pan Lasota, bo nie ma w nim alternatywy, której oczekiwaliby wyborcy.
J.B.:Tej kampanii towarzyszy też zmiana form i narzędzi, z których korzystają kandydaci na włodarzy miasta.
A.P.: Tak, ta kampania w wirtualnej przestrzeni jest interesująca i kreatywna. Warto to badać i to jak ona wpływa na rzeczywisty wynik. 4 lata temu tak nie było. Mamy kampanię profejsonalną, opartą na przygotowaniu naukowym. Widziałem plakaty w mieście, które były projektem zaliczeniowym na studiach. A teraz wykorzystuje się je w kampanii.
J.B.:Po tych wyborach zmieni się Małopolska?
A.P.: Trochę się zmieni. Będzie ciekawiej. Mamy też bunt pokolenia 30+, wyżu demograficznego. Będzie też kilkunastu burmistrzów właśnie w tym wieku z poparciem 20-, 30-latków. Będzie też więcej kandydatów bezpartyjnych. A jeśli poptrzeć na powiaty i sejmik, jestem ciekaw jak będzie się układała współpraca powiatów i gmin. Wydaje mi się, że wyborcy nie biorą tego pod uwagę. Wybierają tak jak chcą, a nie tak jak układ polityczny w powiecie się kształtuje. Gdzie indziej już zapowiadają: "mamy koalicję, mamy większość - radni wybierzcie naszego burmistrza!". Wyborcy mogą tu być przekorni. Spisek elit, porozumienie większości radnych to jest to co budzi sprzeciw. Oby ci radni się nie zdziwili.