Z Andrzejem Pacułą rozmawiała Jolanta Drużyńska:


25 lat mija od odzyskania przez Polskę niepodległości. Ja bym chciała zapytać o czerwiec. Jak zapamiętałeś czerwiec 1989 roku? Brałeś udział w wyborach, głosowałeś?

- Byłem członkiem komitetu obywatelskiego Bochni. O 4.30 już wiedzieliśmy, że wygraliśmy. Wtedy z Jurkiem Orłem, naszym kandydatem do Sejmu, siedzieliśmy w biurze "Solidarności" w rynku. Rano przyszła wiadomość, że wygraliśmy. Wtedy przytomnie wziąłem afisz wyborczy Jurka i poprosiłem go o autograf. Zapamiętałem to jako radość, twórcze działanie. Był ten sam entuzjazm co w sierpniu. Był karnawał wolności, przyjaźni i życzliwości. 6 dni potem pojechałem do Anglii pracować na budowie i przez 6 miesięcy byłem robotnikiem.

Trudno było przygotować te wybory? Była świadomość, że coś się może po nich zmienić? Był entuzjazm, że tym razem się uda?

- Było przekonanie, że to się musi udać. W Bochni społeczność żyła blisko siebie. Jeździliśmy po całym powiecie, ktoś podstawił samochód, ktoś zrobił herbatę, ktoś przyjął a ktoś inny zorganizował wiece. Wielu ludzi się do tego przyłożyło. Nas było 50 osób w komitecie. Był entuzjazm i patrzenie na to, że to ma nam służyć. Nie było zawiści, że ktoś jest kandydatem. To nie było wtedy obecne.

Czego się spodziewałeś?

- Wiedziałem, że będzie zmiana, ale w to uwierzyłem dopiero gdy będąc asystentem posła Orła, w 1990 roku z rąk ostatniego I sekretarza komitetu miejskiego PZPR w Bochni przejęliśmy budynek, który jest teraz domem kultury. Ja byłem reprezentantem komitetu obywatelskiego. Przejmowaliśmy to od człowieka, który był kiedyś moim nauczycielem. To się odbyło kulturalnie. Wtedy zrozumiałem, że jesteśmy odpowiedzialni. Potem były wybory samorządowe. Jurek Orzeł miał w nich wielki udział, współtworzył ustawę o samorządach. Ona oczywiście nie była doskonała, ale to już była rewolucja. Najpierw były wygrane wybory a potem wybory samorządowe, które nam dały demokratyczne narzędzie. Teraz my zarządzaliśmy. Jerzy Orzeł to był lider bocheńskiej "Solidarności" i kandydat na posła. Potem poseł i od 1991 roku wojewoda tarnowski.

Minęło 25 lat od zwycięskich wyborów. Jest rozczarowanie? Nie wszystko się pewnie udało. Co rozczarowało?

- Utrata dialogu, tego, co było wyróżnikiem naszej rewolucji. My z każdym rozmawialiśmy. Okrągły Stół to fenomen, zmiana przez ewolucję. Nam się nie udała reforma kultury. Za dużo jest jeszcze instytucjonalnych przedsiębiorstw kultury a za mało przedsiębiorstw projektowo zarządzanych, lepiej reagujących na zmiany. Odsunięcie z przestrzeni publicznej kultury, która tworzy refleksje, to zawód. Sukcesem jest polski przedsiębiorca, który jest fundamentem ekonomicznym kraju. Nie ci, którzy są pokazywani jako najbogatsi, chociaż dla nich też mam szacunek. Ten średni przedsiębiorca jest sukcesem. Nie udała nam się też biurokracja. Żyjemy w państwie totalnej biurokracji. Nie chcę cytować Kisielewskiego, ale jest dyktatura totalnej biurokracji.

Jest coś, co się nie udało przez te 25 lat? Coś o czym myślałeś, że po zmianie ustroju będzie możliwe, ale się nie udało?

- Ja jestem zadowolony, wdzięczny żonie i córkom. Uważam, że jesteśmy krajem gigantycznego sukcesu. Ci, którzy mówią o klęskach, są wrogami tego kraju. Kiedyś żartowałem, że największym wrogiem Polaka jest sukces. Jak to się rozłoży na szacunek dla tych, którzy o 4 rano przygotowują ciepłe bułeczki, na tych, którzy tworzą warunki do rozwoju, to nasz sukces jest za mało powszechny. Wiem, że jest bieda i wykluczenie, ale możemy być dumni. Ktoś kiedyś powiedział, że Polskę remontujemy jak statek, którego nie można wyciągnąć z wody. Nie można wstawić do doku, opukać, zdiagnozować. Remontujemy ją w biegu. To kolejny zawód. Nie potrafimy koordynować. Kadencyjność rad powoduje, że następca nie kontynuuje projektów poprzednika. Upolitycznienia samorządów się nie spodziewałem. Nie sądziłem, że polityka zejdzie tak głęboko i ludzie będą się dzielić wedle kolorów partyjnych a nie wedle kompetencji.

Jak ci się udało materialnie? Każdy chce żyć dostatniej. III RP jest dla ciebie dostatnia?

- Jest dostatnia we wrażenia, ale jak patrzę na dysproporcje między pracami, to jest żal. Nie jestem majętny, ale chciałbym być bezpieczny socjalnie. Niestety nie jestem. Moje prace nie są specjalnie nikomu potrzebne. Mam na bieżące wydatki. Moje dzieci studiują zagranicą, ale się same utrzymują. Młodsze dziecko studiuje w Oslo i pracuje. Poza tym kończy pracę magisterską z historii kultury. To sukces i porażka. Ja bym chciał, żeby ona pracowała w kraju, ale ona mówi, że nie ma warunków.

To, że dzieci się kształcą za granicą, to też sukces III RP. To otwarcie na świat.

- Żeby być otwartym na świat, trzeba wiedzieć, kim się jest. Wtedy się człowiek dobrze czuje wszędzie.

Jest jakaś jedna osoba, instytucja czy wydarzenie, które może być symbolem ostatniego 25-lecia?

- W skali kraju jest profesor Purchla i profesor Hausner. Profesora Purchlę cenię za to, co potrafi powiedzieć o miastach i jak bezkompromisowo walczy o ochronę Krakowa. Profesor Hausner jest Balcerowiczem polskiej kultury, bardzo niedocenionym, ale tym, który buduje ramy dla racjonalizowania wydatków w kulturze. Pieniądze są, ale trzeba jest racjonalnie wydawać. To są ważni ludzie dla mnie.


Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego

 


Partner Główny: