Zapis rozmowy Jacka Bańki z Andrzejem Nowakowskim, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego i szefem wydawnictwa Universitas.
Petycja z 18 tysiącami podpisów, która trafia do rektora UJ to może być groźny precedens?
- Precedens to nie jest. Za starych czasów komuny takie akcje były na porządku dziennym. Problem jest złożony. Ludzie protestują i sądzę, że nie bardzo wiedzą o co w tym zapisie wycofanym przez profesora było. Z jego deklaracji wynika, że on chciał podjąć dyskusję na temat problemu kazirodztwa, gdy o tym problemie mówi się na zachodzie. Z tego ma wynikać, że profesor popiera kazirodztwo? Chyba nie. Jednak profesor Hartman popełnił błąd. On powinien wiedzieć, że jak lokuje się w polityce to tam są inne reguły gry. Mieszanie roli polityka z rolą etyka jest mieszaniem, które niesie za sobą negatywne skutki.
To może to jest ten przekaz tych osób? Może one nie chcą takiego wykładowcy?
- Z drugiej strony nie może być tak, że profesor UJ czy środowisko uniwersyteckie ma zakaz podejmowania tematów tabu. Tak nie jest. Błąd Hartmana jest w tym, że pomieszały mu się role. Pytanie czy w środowisku akademickim można takie tematy podejmować? Tak. Pytanie w jakim celu. Nikt rozsądny nie podjąłby tego tematu z tezą, że to jest dozwolone. Nikt nie ma wątpliwości.
Pan nie przyzna racji tym, którzy domagają się odwołania profesora? Oni mówią, że to jest za publiczne pieniądze i chcą zmian.
- Zakładam dobrą wolę tych ludzi. To oczywiste, że taki temat może niepokoić. Z drugiej strony nie wiem czy ci, którzy to podpisali, wiedzą co było w tych dywagacjach. O ile wiem on nie nawoływał do kazirodztwa i nie wyrażał dla tego zgody. O ile wiem to była kwestia prawnej dyskusji, gdy taka dyskusja jest na zachodzie. W Niemczech sądy przestały skazywać obywateli za kazirodztwo. Podejmowanie takiej dyskusji nie ma nic wspólnego z kazirodztwem. Jak ci ludzie chcą pozbycia się profesora to ja chciałbym, żeby oni wiedzieli w imię jakiej racji występują z takim zwolnieniem.
Pan opublikowałby taką pracę naukową?
- My dużo takich rzeczy wydawaliśmy. Jednak to jest dyskusja naukowa. Nie miesza się tutaj ról. Była masa rzeczy o gender. To przestrzeń naukowa. Takie książki mogą się pojawić po stwierdzeniu, że to jest na poziomie drukowalności i coś wnosi do dyskusji. Niebezpieczne jest nazywanie czegoś tematem tabu. Nie chciałbym doczekać czasów, że będzie lista tematów zakazanych.
Ta słynna ”Historia masturbacji” wydana przez Universitas wywoływała dyskusje?
- Ona wywołała dyskusję, ale o charakterze naukowym. Nie wyobrażam sobie, żeby taka „Historia” mogła powodować listę osób protestujących przeciwko temu. Podkreślam, że jak chce się być politykiem to bez względu na to co się powie, jest duże prawdopodobieństwo, że się uwikła w taki rodzaj dyskusji.
Jak pan to robi, że publikuje pan „Historię masturbacji” i nie ma protestów czy obelg?
- To książki naukowe. Ona mają obieg międzynarodowy w dysputach i dyskusjach naukowych. To jest coś normalnego. Dlaczego nie ma podpisów i list protestujących? Nie wiem. To jest stan normalny. Dyskusja w aspekcie prawnym w tym przypadku, która się toczy na świecie, nie była podejmowana w Polsce. Profesor Hartman ma do tego prawo, żeby podnieść taką dyskusję. Jednak głupotą jest mieszanie ról i jako polityk powinien być ostrożny.