Zapis rozmowy Jacka Bańki z zastępcą prezydenta Krakowa, Andrzejem Kuligiem.

 

W odpowiedzi na nowy cennik biletów autorstwa Koalicji Obywatelskiej, na oficjalnym profilu miasta czytamy, że utrzymanie komunikacji zbiorowej na dotychczasowym poziomie nie będzie możliwe. Co to oznacza? Oznacza to cięcia, skracanie linii? Jeśli tak to od 1 lutego?

- Będziemy przymierzać się do różnych wariantów. Każdy tydzień przynosi nowe rozwiązania. Nie wiemy, co się wydarzy. Możemy ten komunikat interpretować jasno. Wprowadzona podwyżka nie usuwa problemu finansowania komunikacji. Różne rozwiązania wchodzą w grę.

 

Zmiany budżetowe, przesunięcia zadań, oszczędności bieżące?

- Tak. W dobrym kierunku pan idzie. Nie podejmiemy wszystkich zadań inwestycyjnych. Poczekamy, czy nie będzie trzeba tych środków przesunąć na komunikację.

 

W dyskusji ws. cen biletów pojawiała się informacja, że być może trzeba będzie zwalniać. Pracownicy MPK mogą czuć się zaniepokojeni?

- Nie. Podkreślałem to na sesji. To są srebra rodowe naszego miasta. Chodzi o nasze spółki. Wiele miast sprywatyzowało spółki miejskie i teraz płaczą. My nie będziemy dążyć do tego, żeby ludzie mieli retorsje, bo tymczasowo brakuje środków. Nie zabraknie ich. Poszukamy innych rozwiązań.

 

Ile zabraknie w systemie? Komunikacja rocznie kosztuje 650 milionów.

- Chciałbym móc to powiedzieć. Rok temu byłbym w stanie powiedzieć. To, co się jednak wydarzyło, sprawia, że trudno jest cokolwiek prognozować.

 

Podczas dyskusji wczorajszej jeden z prezydenckich radnych wspominał obniżanie cen przed wyborami samorządowymi. 69 złotych to nie była zbyt daleko idąca szarża?

- Z dzisiejszej perspektywy na pewno. Jednak decyzje ws. miasta są obarczone polityką. Wtedy nie dało się zaproponować racjonalnego rozwiązania. To cena populizmu, o której się nie mówi. Nasi następcy będą musieli to zapłacić. To będzie słona cena.

 

Mówił pan wczoraj na sesji, że więcej już pan w sprawie podwyżek nie będzie apelował do Rady Miasta. Będą podejmowane inne środki w związku z sytuacją problemów finansowych.

- Kwestie związane z podnoszeniem cen biletów to droga przez mękę w tej radzie. Wszystkie argumenty upadają, bo oba duże kluby są w sporze i uważają, że ich zachowania będą oceniane politycznie i źle wpłyną na następną kampanię. Były teraz trzy kampanie. Wszyscy byli temu podporządkowani. Na korytarzu mówili, że trzeba podnieść ceny, w dyskusji publicznej, że nie można tego robić. Dzisiaj jesteśmy w takim miejscu, jakim jesteśmy. Teraz jest pytanie, czy rozpadnie się Zjednoczona Prawica, czy nie. Będziemy się tak bawić. Ofiarą będą kwestie fundamentalne dla miasta.

 

Jeśli ustąpi Covid-19 i wrócą pasażerowie – jeden z radnych wyliczał, że około 300 tysięcy użytkowników miasta brakuje, tak mają wskazywać liczby przekazane przez MPWiK – możliwy jest powrót cen biletów MPK do dzisiejszych cen?

- Jeżeli Covid by ustąpił, mam nadzieję, że ta podwyżka w dużym stopniu zrekompensuje nam straty. Wtedy cięcia w innych obszarach będą mniejsze. Cenię radnego Stawowego, ale na sesji zwróciłem uwagę, że ubytek w sprzedaży wody wynosi 4%. Po sesji rozmawiałem z szefem MPWiK. On nie wiedział, skąd radny Stawowy wziął te 300 tysięcy mieszkańców mniej. Jest mniej użytkowników miasta. Jest mniej studentów i turystów. To jest widoczne, ale miasto nie opustoszało.

 

Jednocześnie mówił pan, że brakuje pieniędzy w systemie gospodarowania odpadami. Możliwe będą kolejne podwyżki cen za odbiór śmieci?

- Powiem tak, jak powiedziałem przy cenach biletów. Potrzebna jest rzetelna debata. Jestem do niej gotowy. Ona jednak odbywa się na sesji, gdzie mamy funkcjonariuszy partyjnych. Oni nie chcą tego podnosić. Będą załamywali ręce, że nie ma środków, ale powiedzą na koniec, że to wpłynie źle na notowania partii.

 

Jest sugestia, by budżet na przyszły rok przyjąć w ostatnim możliwym terminie. Ustawodawca przewidział, że z uwagi na Covid budżet będzie można przyjmować do końca marca. Dlaczego taka decyzja?

- Tydzień nie jest podobny do tygodnia. Są nowe trendy, zjawiska. To ma odbicie w dochodach miasta. My zrobiliśmy projekt budżetu w oparciu o zdjęcie sytuacji w okolicy składania budżetu. Może się okazać, że za miesiąc, dwa ten obraz będzie zupełnie inny. Nasza nadzieja polega na tym, że być może uchwalimy budżet, gdy będą jasne trendy dotyczące Covid.

 

Mógłby pan wskazać zadania z projektu budżetu na rok 2021, które trzeba będzie wykreślić z uwagi na sytuację komunikacji miejskiej?

- W tym momencie nie będziemy czegoś takiego robić. Nie wszystkie zadania trzeba zaczynać 1 stycznia. Niektóre będą później, żebyśmy wiedzieli, czy mamy rezerwę finansową, żeby nie realizując jakiegoś zadania, móc przeznaczyć środki na komunikację.

 

Które to by mogły być zadania?

- Nie podam takich propozycji. Nie chcę wychodzić na idiotę, który przed chwilą składał budżet, a za chwile powie, że jest fikcyjny. Rozwiązanie, o którym mówię, to cel absolutnie ostateczny, który wprowadzimy, gdy nie będzie innego rozwiązania na sfinansowanie komunikacji miejskiej.

 

Te wpływy z podatku PIT oszacowane na poziomie podobnym jak w ubiegłym roku, to nie jest zbytni optymizm?

- Myśmy tego nie szacowali w oparciu o własne widzimisię, ale w oparciu o dane z Ministerstwa Finansów. Nie mamy prawa nie wierzyć w te dane. One są takie, że tak to wygląda w budżecie.

 

Dużo inwestycji – tramwajowe, drogowe, budowa szkół. Do tego rekordowy deficyt. To jest na krawędzi ryzyka?

- On jest trudny, ale nie na krawędzi. Nasze zadłużenie mieści się we wszystkich normach. Spełniamy wszystkie kryteria. Moglibyśmy zaciągnąć większy kredyt, ale tego nie robimy. Mamy ważne zadania dla mieszkańców, jak udrożnienie porozumiewania się mieszkańców północnej części Krakowa z resztą. Myślę o komunikacji tramwajowej i samochodowej. Mamy ważne inwestycje, jeśli chodzi o szkoły. Myślę o szkole na Klinach czy Złocieniu. One długo czekały. To niezbędne. Nie odłożymy ich, bo przyszły rok będzie ciężki.

 

Mieszkańcy Nowej Huty przypominają o Kocmyrzowskiej, której zabrakło w projekcie.

- Kwestia Kocmyrzowskiej jest skomplikowana. Wykonawca w obecnych warunkach nie może tego zrealizować. Nie możemy zmusić do tego wykonawcy. Jesteśmy po arbitrażu między nami i firmą Budimex, który toczył się w Prokuratorii Generalnej. Jest porozumienie. Ulica została przełożona na dalsze lata. Tam jest wielka inwestycja drogowa. Byłaby kolizja z tą inwestycją i remontem Kocmyrzowskiej. Na skutek przesunięć, przystąpienie do remontu Kocmyrzowskiej, sparaliżowałoby okolicę. Jak zostanie wykonana obwodnica i S7, wrócimy do Kocmyrzowskiej.

 

Część radnych krytykuje ideę przekazania nieruchomości dawnej dzielnicy Wesoła do spółki Agencja Rozwoju Miasta. Podkreślają, że miasto i rada stracą kontrolę nad nieruchomościami. Nie będzie też społecznej kontroli nad tym, co dzieje się w dawnej dzielnicy Wesoła.

- Słuchałem tej dyskusji. Rozumiem argumenty niektórych radnych. Decyzja dotycząca tego, żeby wrócić do tematu w rozmowach z prezydentem, jest dobrym pomysłem. Trzeba obawy wyeliminować. Toczy się dyskusja ws. przyszłości Wesołej. Konsultacje społeczne i przekazanie terenów do Agencji mogą być sprzeczne. Idea była prosta. Chcieliśmy mieć gospodarza, który będzie mógł wykonywać pewne prawa w stosunku do tych nieruchomości na czas przejściowy. Nim wyłoni się koncepcja, te obiekty powinny pracować. Uznaliśmy, że to dobry pomysł na podejmowanie prac, by te budynki pracowały. Najgorsze by było zamknięcie budynków na kilka lat. Jak jednak mówię, rozumiem niepokoje radnych. Trzeba to przedyskutować, żeby rozwiązanie było satysfakcjonujące dla mieszkańców i firmy, która ma się zająć zagospodarowaniem tego terenu.