Zapis rozmowy Sławomira Wrony z wiceministrem sportu i turystyki, Andrzejem Gutem-Mostowym.
W ostatni weekend w Skopje odbyło się walne zgromadzenie Europejskiego Komitetu Olimpijskiego, na którym Polska przedstawiła stan przygotowań do Igrzysk Europejskich 2023 i poddała ocenie te przygotowania. Jak wypadliśmy?
- Wypadliśmy bardzo korzystnie, czego dowodem jest brak pytań po naszej prezentacji. Nie było uwag. Zgromadzeniu były przedstawiane podsumowania z ZIO w Pekinie, plany na Igrzyska w Paryżu 2024. Nasz punkt był przedstawiony przez specjalną komisję. Były przedstawione dane, informacje. Na koniec podkreślono, że 17 maja podpisano umowę host city w Warszawie z udziałem premiera rządu, co gwarantuje wsparcie wszystkich dla tej ważnej inicjatywy.
Na spotkaniu potwierdzono plan, że Igrzyska w Polsce będą formą kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Czyli mamy gwarancję poziomu sportowego?
- Tak. To był zasadniczy punkt w naszej prezentacji. Pokazaliśmy, że 95% dyscyplin będzie w randze kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie Paryż 2024. To gwarantuje poziom sportowy i frekwencję najlepszych sportowców Europy. Reakcja sali była pozytywna. Fundamentalnym dniem będzie 21 czerwca. W Krakowie odbędzie się prezentacja loga Igrzysk, która rozpocznie wielką kampanię promocyjną. 21 czerwca w Krakowie należy śledzić doniesienia.
Według badań instytutu Pollster 59% Polaków nie wyjedzie w tym roku na wakacje. Inne badania wskazują, że większość z tych, którzy wyjazd planują, zapowiadają, że zamierzają wyjechać nie dłużej niż na 7 dni. Może brakować turystów? Będą mniejsze dochody dla branży?
- Na pewno sytuacja po pandemii, wzrost cen w turystyce, inflacja powodują pewną korektę decyzji turystycznych. W moim przekonaniu ten spadek nie będzie tak duży. Branża nie mówi o tak wielkich spadkach ruchu na wakacje. Dane z marca wskazywały, że poziom rezerwacji jest nawet wyższy niż w latach poprzednich.
Dane z marca były pewnie przygotowane w oparciu o rzeczywistość bez wojny na Ukrainie?
- To już było po rozpoczęciu wojny. Wojna w Ukrainie wpłynie tak, że przekona do podróży bliższych. Dalsze podróże będą obiektem rzadszym. Wynika to ze wzrostu cen biletów lotniczych i z poczucia bezpieczeństwa. Dlatego wyjazdy samochodowe, autokarowe są popularniejsze w wakacje.
Do końca września Polacy mogą skorzystać z bonu turystycznego. To będzie jeszcze wpływać na wakacyjną rzeczywistość?
- Tak. Około 1/3 kwoty z bonu nie ma na kontach przedsiębiorców. Te wakacje w turystyce krajowej upłyną też pod kątem wykorzystania bonu. W czerwcu będzie wielka akcja informacyjna, żeby pobrać bon, jeśli ktoś tego nie zrobił. Turystyka krajowa w tym roku znowu będzie miała dobre obroty. Widać to. Ten sam trend, który dominował niedawno, czyli wypoczynek na łonie natury, znowu dominuje. Statystyki z majówki pokazały jednak, że wraca turystyka do miast. Powoli wracamy na tory sprzed pandemii.
Bułgaria interesuje się bonem turystycznym. Był pan tam niedawno na rozmowach z pana odpowiednikiem, który zajmuje się branżą turystyczną. Być może Bułgaria w podobny sposób będzie wspierać swoją branżę?
- Tak. Bułgaria mocno pracuje nad pewną formą bonu turystycznego u siebie. Interesują się też naszymi przepisami ws. biur podróży. Nasze przepisy przedstawialiśmy w formie konsultacji. Jak stworzyć system, żeby upadłość biur podróży nie wpływała negatywnie na wizerunek branży. Pokazaliśmy im, jak działają nasze przepisy.
Tam pojawiła się też zapowiedź promocji wymiany turystycznej między Polską i Bułgarią. Dla Polaków kiedyś i ciągle Bułgaria jest atrakcyjna na letni wypoczynek. Co w tej sprawie jest planowane?
- Nasze konsultacje były połączone z forum biznesowym. Dziennikarze, przedsiębiorcy mogli poznać bułgarską ofertę. Na najbliższe miesiące planowane są następne wydarzenia. W ostatnich tygodniach widać wzrost zainteresowania Bułgarią. Bułgaria jet atrakcyjna cenowo. Inne kierunki mają wzrosty cen, Bułgaria jest atrakcyjna cenowo. Dodatkowo duża część osób do Bułgarii jedzie autokarami. Ten transport jest dalej niedrogi. Bułgaria jest kierunkiem, który w te wakacje odżyje. Planujemy następne działania, które mają zachęcić turystów bułgarskich do odwiedzenia Polski. Kraków i Małopolska budzą zainteresowanie.
Jest pan przedsiębiorcą i to dosyć majętnym. Zainwestował pan, wzorem innych polityków, w obligacje skarbowe?
- Akurat ja nie zainwestowałem w obligacje. Nie miałem takiego zainteresowania, nie miałem takich zapasów gotówki, które by wymuszały inwestycje w obligacje.
Nie ufa pan polskim papierom dłużnym?
- Moja strategia inwestycyjna to nieruchomości w Zakopanem, na Podhalu. To robię od ponad 20 lat. W tym kierunku dalej pójdę.
Trwa spór. Z jednej strony oskarża się premiera, że uciekł w obligacje, bo wiedział, że zbliża się duża inflacja. Druga wersja mówi, że premier tak promuje polskie papiery, sugerując, że taka inwestycja ma sens. Prasa i media ujawniają, że politycy chętnie kupują obligacje. Także zrobiła to Katarzyna Lubnauer, Marek Belka, Dariusz Rosati. Po czyjej stronie jest racja?
- Absolutnie wszelkie zarzuty w stronę premiera są inspirowane polityką. Każdy ekonomista inwestuje w ramach swoich planów. Ja takich potrzeb nie mam. Jestem majętnym politykiem, ale jak ktoś nie ma możliwości i nie ma konieczności takiej strategii, obligacje są jedną z najbezpieczniejszych inwestycji. Tak robią politycy ze wszystkich opcji. To, że inflacja się pojawiła, była to wiedza powszechna. Gdy środki mają być nieefektywnie ulokowane, obligacje to najbezpieczniejsza przystań dla kapitału.