- Priorytety USA w relacjach międzynarodowych
Profesor Rybkowski zauważa, że administracji amerykańskiej wydaje się bardziej zależeć na poprawie stosunków z Rosją niż na zabezpieczeniu przyszłości Ukrainy. Świadczy o tym dążenie do przywrócenia relacji gospodarczych z Moskwą, mimo wcześniejszych negatywnych doświadczeń amerykańskich inwestorów w Rosji. - Brak strategicznego podejścia
Ekspert podkreśla, że działania USA w kontekście konfliktu ukraińskiego są chaotyczne i pozbawione spójnej strategii. Toczące się rozmowy pokojowe nie dają podstaw do optymizmu ani nie wskazują na poprawę bezpieczeństwa w regionie. - Małe zainteresowanie społeczeństwa amerykańskiego Ukrainą
Zdaniem profesora Rybkowskiego, przeciętny Amerykanin nie wykazuje większego zainteresowania sytuacją na Ukrainie. Społeczeństwo USA koncentruje się na wewnętrznych problemach, takich jak przestępczość czy kwestie migracyjne, co sprawia, że temat Ukrainy schodzi na dalszy plan. - Obawy Ukrainy
Ukraina ma powody do niepokoju w związku z polityką USA, która może prowadzić do ustępstw na rzecz Rosji kosztem ukraińskich interesów. Brak jednoznacznego wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych budzi wątpliwości co do przyszłości i bezpieczeństwa Ukrainy. - Krytyka działań administracji Trumpa
Profesor Rybkowski krytycznie ocenia działania prezydenta Donalda Trumpa i jego administracji, wskazując na brak kompetencji i chaotyczne decyzje w polityce zagranicznej, zwłaszcza w kontekście konfliktu ukraińskiego.
- A
- A
- A
Amerykanista: Stanom Zjednoczonym bardziej zależy na dopieszczeniu Rosji niż zadbaniu o przyszłość Ukrainy
Dla Amerykanów Ukraina jest czymś bardzo, bardzo dalekim. Oni mają swoje problemy, strachy podsycone kampanią wyborczą, boją się przestępczości, migrantów; to jest to, co ich interesuje. Nie interesuje ich Ukraina. Chcieliby przestać słuchać już o Ukrainie. Nawet jak Ukraina coś na tym straci, to według nich będzie to lepsze, bo w końcu zapanuje spokój. Będzie można wrócić do budowania potęgi, tej złotej ery Ameryki, którą zapowiadał Donald Trump 20 stycznia tego roku - mówi profesor Radosław Rybkowski, szef Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, kóry był gościem Radia Kraków.Jak Amerykanista spogląda na rozmowy Stany Zjednoczone – Rosja, które toczą się w Rijadzie, i czy temu spojrzeniu towarzyszy refleksja pełna radości czy smutku?
- Najlepsze określenie: mixed reviews or mixed feelings. Bardzo dobrze, że w ogóle toczą się jakiekolwiek rozmowy, które miałyby doprowadzić do zakończenia konfliktu, bo to przede wszystkim strona ukraińska ponosi ogromne konsekwencje z powodu agresji Rosji. Z drugiej strony sposób działania reprezentantów administracji amerykańskiej, samego Donalda Trumpa, wskazuje, że w wielu wypadkach można odnieść wrażenie - i nie sądzę, żeby to było mylne wrażenie - że Amerykanom bardziej zależy na dopieszczeniu strony rosyjskiej niż zadbaniu o to, co jest istotne dla przyszłości Ukrainy.
Nic nie wiadomo, nie ma żadnej strategii
Amerykanom chodzi o reset z Rosją?
- Myślę, że słowo „reset” byłoby trochę na wyrost, ale na pewno chodzi o przywrócenie relacji gospodarczych ze stroną rosyjską i to jest dla Amerykanów bardzo ważne. Już podczas pierwszego spotkania mocno podkreślali, że zależy im na otwarciu rynku rosyjskiego na amerykańskie inwestycje, co oczywiście świadczy o krótkowzroczności Amerykanów, bo inwestycje amerykańskie były i co się z nimi stało? Musiano je na gwałt sprzedawać z gigantycznymi stratami albo były nacjonalizowane przez Rosję.
Amerykanie często powtarzają błędy, nie uczą się z historii.
Opowieści o modlącym się Putinie w intencji zdrowia Trumpa, to jak opowieści o dobrym Stalinie.
- Nie tylko to co się dzieje, ale to jak Amerykanie opowiadają o tym co się dzieje, powinno budzić niepokój. Myślę, że niepokój po stronie ukraińskiej naprawdę jest wielki. Patrząc na to wszystko z europejskiej perspektywy, z perspektywy Polski, która graniczy z Rosją, nie znajduję w tych rozmowach pokojowych niczego, co sprawiałoby, że oddychamy z ulgą - będzie dobrze, widzimy przyszłość, będzie bezpieczniej, będzie stabilniej, będzie lepiej.
Czy najbliższe otoczenie Trumpa to osoby kompetentne? Steve Witkoff, szef Pentagonu i dziennikarz przez przypadek dołączony do dyskusji dotyczącej ataku na Huthi, który się oczywiście wypiera wszystkiego…
- Można mieć gigantyczne zastrzeżenia. Ronald Reagan mówił, że najważniejsze w przypadku prezydenta nie jest to, żeby on sam był mądry i znał odpowiedzi na wszystkie pytania. Reagan mówił, że kluczowe jest dobranie sobie współpracowników i to oni mają być przygotowani, mają mieć dobre rozeznanie, mogą budować długofalowe strategie. A Donald Trump przedstawia się jako ten, który zna odpowiedzi na wszystkie pytania i wie o wszystkim najlepiej.
I najgorsze w tym wszystkim jest to, że trudno znaleźć po dwóch miesiącach funkcjonowania nowej administracji długofalową strategię, która byłaby strategią spójną. Jeżeli nawet popatrzymy na zapowiedzi dotyczące ceł, to znowu jest tak, że 2 kwietnia cła będą, a może nie będą; wiemy, ale jednocześnie nie wiemy. Trump znowu wymyśli, że jakieś kraje zostaną objęte tymi cłami, ale być może jakieś, które padną na kolana przed stabilnym geniuszem Donalda Trumpa, z tych ceł zostaną zwolnione. Nic nie wiadomo, nie ma żadnej strategii.
"Zwijanie się Stanów Zjednoczonych z relacji międzynarodowych"
Mówi pan o czymś, co moglibyśmy nazwać - nie wiem czy to sformułowanie będzie tu uzasadnione - rodzajem pamięci instytucjonalnej. Jak George W. Bush zostawał prezydentem, wiele osób łapało się za głowy, no ale najbliższe otoczenie i deep state sprawiało, że ten tankowiec płynął w odpowiednim kierunku.
- Pamiętam ten czas, bo to był początek mojej pracy w Instytucie Amerykanistyki i Studiów Polonijnych (wtedy jeszcze była to Katedra Amerykanistyki). Wydawało się, że w porównaniu ze swoim ojcem George W. Bush, to naprawdę postać innego pokroju - słabszy intelektualnie, mówcą nie był. Wydawało się, że Ameryka pędzi w stronę upadku, ale George W. Bush miał dobrze dobranych doradców. Oczywiście część była radykalnie konserwatywna i to było widać w sposobie ich działania, ale jednocześnie nie ulegało wątpliwości, że jest tam – między innymi - wizja strategicznego miejsca Ameryki w świecie.
Za czasów prezydentury George'a W. Busha uczestniczyłem w międzynarodowej konferencji (razem z premierami, prezydentami, zwłaszcza krajów Europy Wschodniej i Środkowej), przyjeżdżał Dick Cheney, wiceprezydent USA i było widać, że Amerykanie mają wizję współpracy z sojusznikami, zdanie na temat ewentualnego rozszerzenia NATO. A tu jest szybkie, zasadniczo na wszystkich kierunkach, zwijanie się Stanów Zjednoczonych z relacji międzynarodowych, podważanie stabilnej myśli o tym, jak wygląda sojusz, w tym Pakt Północnoatlantycki. Myślę, że to jest wielki problem dla wszystkich, którzy z sympatią, szacunkiem i uznaniem patrzyli do tej pory na Stany Zjednoczone.
Czy to jest spektakl, w którym sprytny manipulant ogrywa naiwniaka?
- Tak niestety może być. I może dlatego, nawiązując do tego o czym mówiłem wcześniej, w przypadku Federacji Rosyjskiej nie ulega wątpliwości, że za tym stoi jakaś strategia. Sposoby działania mogą nam się absolutnie nie podobać, nie powinny nam się podobać, ale tam jest długofalowa wizja przywrócenia Federacji Rosyjskiej potęgi imperium w tym rejonie świata. Z tego powodu ludzie, którymi otacza się Władimir Putin, to potakiwacze sprzyjający reżimowi rządzącemu na Kremlu, ale to nie są osoby, które pojawiają się, bo tydzień temu napisały pozytywną książkę o Putinie. To stare wygi, które doskonale znają triki negocjacyjne; tak było za czasów Związku Radzieckiego. Negocjatorzy radzieccy w Genewie wiedzieli, jak rozgrywać przeciwnika. Możemy się zżymać na takie funkcjonowanie, ale trzeba uznać, że to ludzie dobrze przygotowani do prowadzenia tego rodzaju negocjacji.
Trochę wygląda tak, jakby Stany Zjednoczone były wciągane do czegoś, co moglibyśmy nazwać rozbiorem Ukrainy. Tutaj metale, dostęp do surowców, tutaj część terytorialna…
- Nie jest zaskoczeniem, że Amerykanie godzą się. Trochę jak Lord Farquaad w „Shreku”, kiedy mówił: zapewne wielu z was zginie, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów. Amerykanie są gotowi poświęcić część terytorium Ukrainy po to, żeby pokój został zawarty. Czy to się Ukraińcom podoba? Na pewno nie, ale trzeba zrozumieć istotną rzecz: dla Amerykanów Ukraina jest czymś bardzo, bardzo dalekim. Oni mają swoje problemy, swoje strachy podsycone kampanią wyborczą Donalda Trumpa, boją się przestępczości, migrantów; to jest to, co ich interesuje. Nie interesuje ich Ukraina. Chcieliby przestać słuchać już o Ukrainie. Nawet jak Ukraina coś na tym straci, to ich zdaniem będzie to lepsze, bo w końcu zapanuje spokój. Będzie można wrócić do budowania potęgi, tej złotej ery Ameryki, którą zapowiadał Donald Trump 20 stycznia tego roku.
Ale Grenlandia Amerykę interesuje.
- Kanada też. Ciągle pojawia się stwierdzenie, że to byłby bardzo dobry 51 stan i że dzięki połączeniu Kanadę czeka świetlana przyszłość. Porównując potencjał Kanady i Grenlandii, to oczywiście Kanada ma większe poczucie stabilności i bezpieczeństwa, bo to jednak jest państwo z całkiem dużą liczbą mieszkańców. Jest bogata w zasoby mineralne, surowce, które już eksploatuje, a nie, że dopiero trzeba było rozpoczynać eksploatację surowców, więc Grenlandia przy tym nieustającym powtarzaniu, że jest ważna dla bezpieczeństwa międzynarodowego, rozumianego jako bezpieczeństwo Ameryki, może czuć się zagrożona.
Tym bardziej, że Trump mówi, że być może trzeba byłoby skorzystać z pomocy NATO, żeby doprowadzić do porządku kwestie Grenlandii, nie biorąc pod uwagę, że ta wyspa jest częścią autonomicznego terytorium Danii, która należy do NATO.
Demokraci w kryzysie
Podobno malarz, który jest autorem portretu Donalda Trumpa, dostał też zlecenie od Putina, żeby namalował podobny portret Kamali Harris. Co słychać dziś u demokratów? Bernie Sanders objeżdża kraj pod hasłem sprzeciwu wobec oligarchizacji Stanów Zjednoczonych. Czy dostrzegają to Amerykanie?
- Myślę, że część Amerykanów to dostrzega, część nie. Ci, którzy głosowali na Trumpa i uznawali go za lepszy wybór, dopóki naprawdę się nie pogorszy, czyli cena jajek znowu nie wzrośnie, będą uznawali, że wszystko jest w porządku. Bernie Sanders objeżdżający Stany Zjednoczone, to przejaw gigantycznej słabości po stronie demokratów. Sanders jest starszy od Donalda Trumpa, choć intelektualnie - i jeżeli chodzi o energię życiową - jawi się zdecydowanie lepiej niż Biden pod koniec swojej kadencji. To, że tak doświadczony polityk musi wziąć sprawy demokratów we własne ręce, świadczy o tym, że demokraci znaleźli się w bardzo głębokim kryzysie i nie wiedzą, jak sobie poradzić. Muszą się zastanowić, bo cała opowieść o lepszej Ameryce proponowana przez demokratów, nie jest zbyt pociągająca dla amerykańskiego społeczeństwa.
Wizja, że kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych będzie syn Donalda Trumpa, nie musi być tylko i wyłącznie żartem?
- Jeżeli demokraci nie znajdą nowego lidera, który będzie rozumiał specyfikę komunikacji za pomocą mediów społecznościowych, to będą mieli wielkie problemy, żeby przynajmniej rywalizować z kandydatem republikanów w kampanii prezydenckiej.
Komentarze (0)
Najnowsze
-
21:37
Muzeum AK otworzyło wystawę stałą o swoim patronie - gen. Emilu Fieldorfie "Nilu"
-
21:25
Rekordowe wsparcie z UE dla krakowskiej onkologii. Więcej poradni, sprzętu i miejsc dla pacjentów
-
21:16
Zapadł wyrok w procesie znanego biznesmena Zbigniewa S.
-
20:52
Miś nie tylko dla dzieci
-
20:03
Jamniczy konkurs w Radiu Kraków!
-
19:13
Nowy program szkolenia wojskowego. Gen. Pacek: „Potrzebujemy czasu, systemu i specjalistów”
-
18:31
130 milionów długu i możliwe odwołanie dyrektorki. Szpital Narutowicza czeka kontrola NIK?
-
17:24
Czy sztuczna inteligencja może pomóc osobom z niepełnosprawnościami?
-
16:50
Jak wybrać pierwsze książki dla dzieci?
-
16:08
Bezpłatne studia podyplomowe dla osób bezrobotnych