Zapis rozmowy Magdaleny Wadowskiej z Aldoną Jankowską, która swój sukces medialny zawdzięcza parodiom m. in. Zyty Gilowskiej, ojca dyrektora Rydzyka, posłanki Hojarskiej czy Beaty Tyszkiewicz. Mało kto wie, że ta wybitna aktorka komediowa przez lata grała przede wszystkim role dramatyczne w norweskich teatrach offowych. W Krakowie jej talent komediowy odkrył Jerzy Stuhr, obsadzając ją w „Poskromieniu złośnicy”. Dziś podsumowuje swoje 25 lat od wolnych wyborów, Doskonale pamięta, gdzie była 4 czerwca 1989 roku.

Gdzie była pani 4 czerwca 1989 roku?

- Byłam w Poznaniu, moim mieście rodzinnym. Tam oszołomiona usiłowałam dobrze zagłosować. To nie było oczywiste. Wiele razy się upewniałam się, żeby głos był ważny. Głosowałam na Solidarność, na ten obóz anty. Wtedy mi się wydawało to oczywiste. Myślę, na jakim etapie byłam. Miałam 25 lat i byłam nigdzie. Nie miałam pracy, byłam po stypendium w Norwegii. Pracowałam tam w teatrach offowych. Widziałam aktorów pracujących jako taksówkarze, a wieczorami grających w teatrach. Widziałam wolny rynek, uczyłam się dziwnych rzeczy. Wróciłam na styk, tuż przed wyborami. Pierwsze pytanie było, w jakim teatrze pracuję. To było dziwne, żeby aktor nie pracował. 4 czerwca to był stres, nie euforia. To było napięcie. Nie do końca rozumiałam, co się dzieje. Dzisiaj mam świadomość wagi. Powrót z Norwegii, gdzie o wszystkim się dyskutowało, gdzie była demokracja, to była taka przepaść. Czułam się udręczona. Powrót i oglądanie skali różnic było ciężkie. Wiedziałam, że droga przez teatr instytucjonalny i etat to nie jest moja droga. Młody człowiek, który wie, że nie ma alternatywy, nie miał za co żyć.

Liczyłaś na coś po wyborach?

- Ja się czułam upokorzona. Za pieniądze zarobione nie mogłam podróżować. Granice nie były otwarte. Potrzebowałam zaproszenia, wizy. Czułam, jako młody człowiek, kompleksy i upokorzenie. Chciałam być wolna, chciałam mieć równe prawa jak ludzie z innych krajów. Dlaczego Norweżki mogły przyjechać do nas i siedzieć ile chciały? Ja byłam inwigilowana. Jak skończyła mi się wiza, to nie przedłużono mi jej. Oni się bali, że zostanę. Chciałam być wolna. Chciałam tworzyć tam gdzie chcę, za godziwe pieniądze.

Możesz powiedzieć dzisiaj, że to się stało?

- Na pewno wszystkie zmiany, łącznie z wejściem do Unii, przywróciły mi, jako obywatelowi Polski, godność. Jestem w stanie zarobić, żeby podróżować. To cudowne. Mogę pracować poza Polską, ale pracuje tutaj, bo chcę. W głowie też nie mam zamkniętych granic. Uczę młodych ludzi i widzę, że oni nie mają takich kompleksów, jakie ja miałam. Jednak wielu młodych ludzi inteligentnych wyjechało.


Co uważasz za porażkę III RP? To, że ludzie emigrują?

- Tak. To wielka porażka. Wartościowi ludzie, których należy zatrzymać, którzy mają pomysły, z powodów ekonomicznych wyjeżdżają. Uczyłam młodych i na grupę 20 osób, 10 mieszka poza Polską. Szkoda.

Widzisz jeszcze jakieś porażki?

- Służba zdrowia. To mnie teraz dotyczy. Mam rodziców w takim wieku, że zaczynają się choroby. Oni pracowali całe życie i maja katastrofalne emerytury. To jest coś, za co się wstydzę. Starzy ludzie źle żyją w naszym kraju. Opieka socjalna i służba zdrowia to niewydolne dziedziny. Widzę jednak wspaniałych lekarzy, którym o coś chodzi. Ta budowla im się zwaliła na głowę. Nie wiem dlaczego to mi przyszło do głowy, ale wszystkie autorytety jesteśmy w stanie obśmiać i zbrukać. Powinniśmy być z tego dumni. To porażka. Powstała w III RP WOŚP, a my to opluwamy. Plujemy także na Wałęsę. Łatwo nami manipulować. Staram się jednak myśleć pozytywnie. Ja się cieszę, nie ma we mnie frustracji. Myślę, że my się tego musimy uczyć.

Jakie są największe sukcesy III RP?

- Kraj pięknieje, widzę cudowne przemiany. Drugą sprawą jest to, że ludzie uwierzyli w to, że mogą coś zrobić samodzielnie. Gospodarka, którą my źle postrzegamy, jest postrzegana jako stabilna. Istnieje wolny rynek. Nie muszę być na etacie. Jest oczywiście komercjalizacja kultury, ale jest możliwe dla aktorki bycie na wolnym rynku. Tworzę malutkie projekty, które co prawda nie wpłyną na historię teatru, ale mi się chce. To ma sens. Jest możliwe, żebym robiła własne projekty, żeby teatry mnie z nimi zapraszały. Mogę iść na casting, mam agentkę, która dba o mnie. To są sukcesy. Wiele rzeczy się udało. Przede wszystkim jednak przebudowuje się nasza mentalność. Myślimy pozytywnie i tworzymy.

Jak się zmienił Twój status materialny?

- Bardzo. Od 1989 roku pracuję. Żyję dobrze. Nie mam etatu, ale utrzymuję siebie i wspieram rodzinę. Mogłam wziąć kredyt. To jest oczywiście trudne, ale mogę. Byleby tylko było zdrowie.

Jaki jest symbol 25-lecia?

- To bibliotekarka z mojej szkoły podstawowej. Nazywa się Urszula Kosicka. Ta kobieta założyła Klub Miłośników Książki i woziła nas po całej Polsce. Pokazała nam Warszawę, Kraków, w którym teraz mieszkam. Ona mówiła, że trzeba kraj budować, że trzeba się kształcić. Ostatnio się z nią spotkałam i dużo rozmawiałyśmy o tym, żeby szukać dróg dla młodych ludzi. Ona chce żyć w tym kraju i mnie tym zaraziła. To dla mnie symbol. Zmaganie przeciętnego człowieka z trudami zmian. Dla tego człowieka ten kraj jest ważny.


Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego

 


Partner Główny: