Thomas Nigel w latach 70. zapytał: Jak to jest być nietoperzem? Podobno sztuczna inteligencja może wiedzieć.

Pytanie, czy będziemy rzeczywiście brnęli w rozszerzanie naszej aktywności o rozumienie zwierząt. Gdyby rzeczywiście cofnąć się do Leonarda Da Vinci albo w ogóle do tych przełomowych, rewolucyjnych odkryć technologicznych ostatnich dwustu, trzystu lat to, to rzuca w oczy, że te narzędzia były z jednej strony rozwinięciem niedoskonałych zmysłów człowieka, umożliwiając nam podbój czy aktywność w obszarach rzeczywistości, ale równocześnie rozszerzały nasze aktywne działanie w świecie. To znaczy my byliśmy podmiotami sprawczymi, natomiast sztuczna inteligencja dotychczas rozwijana intensywnie, tak przynajmniej teoretycznie, modelowo od kilku dekad, raczej idzie w kierunku interpasywności. To znaczy, że człowiek przenosi swoją aktywność na wirtualne boty, podmioty, agentów, algorytmy, programy po to, żeby mniej działać i odciążyć się, a nie żeby działać więcej. Obawiam się więc, że sztuczna inteligencja umożliwiając nam tę interpasywność, czy przenosząc na siebie działalność, sprawi, że również my będziemy chcieli ją wykorzystać jako narzędzia w negatywnym sensie, dzięki którym będziemy lepiej, efektywniej eksploatować zwierzęta, i algorytmy staną się kolejnym podmiotem naszej eksploatacji.




Karen Baker pisała, że nie możemy echolokować, ale nasze komputery mogą. To też był bardzo duży skrót myślowy.

Jeśli chodzi o tworzenie języka zwierząt, czy komunikację zwierzęcej, to z jednej strony to jest pogłębienie naszej wiedzy na temat tego, jak funkcjonują dzikie zwierzęta i to może, ale nie musi mieć przełożenia na poprawę dobrostanu. Na przykład w ekosystemach, z tego względu, że w zasadzie wielkie koncerny rozwijające sztuczną inteligencję, jak na przykład Google DeepMind, czy OpenAI, albo Microsoft, IBM, były projektami, które w swoich deklaracjach opisywały poprawę dobrostanu człowieka, poprawę komunikacji, funkcjonowania na poziomie obyczajowym, społecznym, politycznym, żaden z tych statutów nie zająknął się do tej pory na temat dzikich zwierząt. Moim zdaniem naukowcy wykorzystują pewne oprogramowanie, algorytmy, żeby zbierać ogromne ilości danych, zaspokajają swoje potrzeby, popęd ciekawości. Natomiast ja bym bardzo chciał, żeby się to przekładało na przykład na eliminację zanieczyszczenia środowiska hałasem, bo do tego można wykorzystać tę cyberakustykę i Karen Baker, o której mówiliśmy.

Przypomniał mi się ten przykład z badaniem na słoniach, które porozumiewają się poprzez infradźwięki. Chodziło generalnie o to, że na podstawie emitowanych właśnie fal dźwiękowych, zwizualizowano mapy cieplne i wykorzystano właśnie AI. Fala cieplna pokaże nam poprzez spektogramy jak komunikują zagrożenie czy zadowolenie. Człowiek ma z tego korzyść a słoń?

To się przełoży dla zwierząt wyłącznie wtedy, gdy autorem badań będzie człowiek i docelowym beneficjentem będzie również człowiek, to znaczy człowiek będzie lepiej kontrolował na przykład kłusowników, eliminując zagrożenie, człowiek będzie lepiej kontrolował, w którym kierunku migrują zwierzęta ze względu chociażby na zmiany klimatyczne albo samą antropopresję rolną, więc i ostatecznie beneficjentem pośrednio są zwierzęta, bo to one powinny odczuwać zwiększony dobrostan, ale jakby wejść w umysł słonia, tak jak chciał Thomas Nigel, to dla słoni pewnie byłoby najlepiej, gdyby nie było człowieka, a wraz z człowiekiem żadnej technologii.