Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Andrzejem Piaseckim, politologiem z Uniwersytetu Pedagogicznego.

Ten przykład pokazuje, że tak naprawdę w trybie referendalnym można skierować do sądu każdą sprawę. Jak ktoś napisze na plakacie, że jest najlepszym kandydatem w Małopolsce to można przecież powiedzieć, że to jest zdanie fałszywe.

- Tak. Trzeba się do tego przyzwyczaić i to polubić. W USA są przypadki, że ktoś kupuje sprzęt sportowy, który ma pomóc w schudnięciu. Jak się okazuje, że tak nie jest to można skarżyć firmę. Trzeba brać odpowiedzialność za słowa. Coraz częściej sięgamy do rozwiązań sądowych. Iść do sądu to nie wstyd, ale prawo. Trzeba z niego korzystać.

Nie prowadzi nas to do absurdu? Każde hasło wyborcze można skierować do sądu.

- Może to dobrze, że będzie większa odpowiedzialność za słowo? Może politycy bardziej będą ważyli swoje deklaracje. Często jesteśmy zniesmaczeni a od tego już krok do poczucia, że naruszono nasze prawa. Ja widzę postęp.

Nie mamy jednak podstaw, żeby twierdzić, że najlepszy kandydat nie jest najlepszy. Możemy tylko przypuszczać. Nie prowadzi nas to w ślepą uliczkę?

- Takich spraw pewnie nie będzie. Mogą być inne mało etyczne zachowania, jak krytyka publiczna osoby o takim samym nazwisku jak kandydat, gdy wiadomo, że nie jest to kandydat. To przykład z Dolnego Śląska. Tam burmistrzowi zrobiono negatywną kampanie pisząc o sprawie osoby o tym samym nazwisku. Odkręcanie tego zajęło kilka dni. Burmistrz wybory przegrał. To było naruszenie prawa.

Teoretycznie sprawę kandydata na Podkarpaciu – Ziobry – też można skierować do sądu. Ten Ziobro sugerował, że mamy do czynienia z innym Ziobro.

- W 1995 roku w najsłynniejszej sprawie wyborczej w Polsce, czyli sprawie wyniku Aleksandra Kwaśniewskiego, wyborcy stwierdzili, że wprowadził ich w błąd mówiąc, że ma wyższe wykształcenie a go nie miał. Sąd uznał, że nie miało to wpływu na wynik wyborów. Cała ta sprawa świadczy o tym, że wprowadzanie wyborców w błąd może mieć skutki prawne. To może nawet unieważnić wybory.

Sąd ma 48 godzin na rozpatrzenie takiej sprawy. To nie jest zbyt krótki czas?

- Dobrze, że jest taki termin. To dwie doby. Studenci potrafią się do egzaminu w tym czasie przygotować. Biegły też może wydać opinię a sąd wyrok. Najgorzej jak w piątek przedwyborczy są takie sprawy, bo wyroki są w poniedziałek. Niech tak jednak zostanie.

Nie jest to paradoks, że wszyscy narzekamy na wymiar sprawiedliwości a z każdą sprawą idziemy do sądu? Nawet z tym, żeby sąd rozstrzygnął czy zdanie „Igrzyskami w smog” zawiera wewnętrzną sprzeczność.

- Z krytyką sądów chodzi o mechanizmy a nie sędziów. Mając tak dużo sędziów mamy powolne sądy. Czy my będziemy zawracali głowy sędziom takimi drobnymi sprawami? Jak ktoś wnosi sprawę do sądu to ona dla tej osoby błaha nie jest. Jeśli każdy obywatel jest podmiotem a sądy są trzecią władzą to muszą w to doskonalenie demokracji się angażować. Nie będzie nam malała liczba spraw. Nie spodziewajmy się tego. To, że ludzie idą do sądu w swoich sprawach traktujmy jako normalną część rzeczywistości. Warto jednak wiedzieć, że są instytucje przedsądowe, są mediatorzy, można pewne sprawy załatwiać polubownie.

Dla pana to przejaw dobrze pojmowanej demokracji. Skoro uważamy, że kandydat kłamie, kampania wprowadza nas w błąd to kierujemy sprawę do sądu. Dokąd to nas prowadzi?

- To urok demokracji. Nie obawiajmy się pieniactwa i zasypywania sądów skargami. To przecież są jakieś koszty, trzeba mieć do tego kompetencje. Jest to część naszej rzeczywistości, którą powinniśmy monitorować. Nie mamy prawa precedensowego, ale dziennikarze mogą o tym mówić. Będziemy mieli wtedy katalog spraw, w których sąd zabrał głos. Dostrzegajmy w tym szansę.

Jak pan patrzy na hasła na bilbordach o miejscach pracy, smogu i mieszkaniach komunalnych to ma pan poczucie, że ktoś próbuje panu robić wodę z mózgu?

- Ja nie czytam większości tych haseł i nie traktuje ich serio. Zdanie na temat referendum mam wyrobione. W wyborach niektórzy ludzie decyzję podejmują nad urną, ale idąc na to referendum mieszkańcy będą wcześniej wiedzieli jak zagłosować. To świadomość obywatelska, która się kształtuje pod wpływem opinii, nie haseł.

Może wszyscy wiemy, że to wszystko co słyszymy w kampaniach, trzeba brać w cudzysłów? Nie trzeba wierzyć we wszystko co się słyszy i nie trzeba iść ze wszystkim do sądu.

- Tak. Z tymi sprawami nie przesadzajmy. Jak to będzie jedna rozprawa w takim mieście to nie będzie tego dużo. Tak samo z innymi sprawami, które dotyczą postępowania w trybie wyborczym. Ich nie ma wiele. Sądy to ostateczne rozwiązanie. Mamy inne możliwości rozwiązania problemu. Możliwości jest wiele. Korzystajmy z tego. Na tym polega kampania, żeby wspólnie szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytania.