Na Podhalu to drażliwy temat, część osób boi się wywłaszczenia - mówi starosta tatrzański. Jego zdaniem jednak jakieś rozwiązania są potrzebne. Choć jak zastrzegał, sytuacji konfliktowych jest bardzo mało, w ciągu ostatnich 10 lat w powiecie tatrzańskim powstało około 20 stacji narciarskich. Problemy są głównie w przypadku tras biegowych, gdzie właścicieli terenu jest dużo.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z Andrzejem Gąsienicą Makowskim, starostą tatrzańskim.
Kilka dni temu minister sportu zapowiedział zmiany w prawie, które umożliwiłyby narciarzom korzystanie z prywatnych gruntów zimą. "Prawo śniegu” przyjmie się na Podhalu?
- Trochę z niepokojem przyjmuję tę informację. Mówiliśmy już o takich prawach. To wywołuje emocje. Niektórzy myślą, że będzie to wywłaszczanie. Są potrzebne rozwiązania w prawie budowlanym, które by poprawiły możliwość przeprowadzania szybszych inwestycji. Jak państwo zobaczą, to w naszym powiecie w ostatnich 10 latach powstało blisko 20 stacji narciarskich. Ludzie się dogadali od 20 - 400 osób, które wyraziły taką zgodę. Nie ma już takich emocji jak kiedyś. Są oczywiście zaległe sprawy dotyczące Gubałówki.
Czyli nie trzeba regulacji? Górale dogadają się sami? Trudno w to uwierzyć. Mamy doświadczenia związane z gruntami przebiegającymi przez trasy narciarskie.
- Tak, ale trzeba mieć rozwiązania, które nie wywołają negatywnych emocji. Są sytuacje gdzie jest teren i osoba, która nie żyje od kilku lat. Rodzina nie przeprowadziła postępowania spadkowego i nie można przeprowadzać inwestycji. Powinno być tak, że za odszkodowaniem ta służebność gruntowa w tym zakresie będzie nałożona na zimę. Za granicą prawo mówi, ze śnieg jest własnością państwa, tak jak w zwierzyna. Wtedy ten teren mógłby być zajęty za naliczeniem odszkodowania.
Rozumiem, że to są zmiany, których oczekiwaliby górale. Myśli pan, że one by poprawiły stan infrastruktury narciarskiej? Takie sprawy potrafią toczyć się latami.
- Sytuacji konfliktowych jest mało. Wybudowaliśmy 20 tras i nie było problemu. Kłopoty są przy trasach biegowych, gdzie jest dużo współwłaścicieli. Tam można by zastosować takie prawo śniegu. Kwota byłaby przekazana osobom, które wykażą, że mają własność.
Mówi pan, że górale się dogadają tak, jak już się dogadują. Widać efekty pierwszej wspólnej akcji promocyjnej górali?
- Tak. Zeszłego roku była taka akcja i jest teraz. 5 stacji narciarskich dogadało się, że ten weekend będzie za pół darmo. To rozgrzewka przed sezonem i feriami. Dobrze jest pokazać, że stacje są nastawione także na promocje. Za nią odpowiadamy wszyscy. My, właściciele kwater i stacje. Razem potrafimy zrobić coś dobrego nie tylko dla siebie, ale i dla gości. Do tego dołączyły także restauracje, to ważne. Wszyscy pokazują, że nie tylko jesteśmy nastawieni na zysk.
Myśli pan, że zgodna współpraca górali potrwa długo?
- Jak to wyjdzie, to się okaże, ale warto proponować dobre pomysły. Partnerstwo lokalne jest potrzebne. Budowa kapitału społecznego da także inne możliwości do większej promocji elektronicznej, w gazetach. Sami nic nie zrobimy. Turystyka kieruje się prawami konkurencji. Gdy zbierzemy siły, to jesteśmy mocniejsi. W pojedynkę ciężko wygrać bitwę o turystę.
„Smaki Karpat” to impreza także w ramach wspólnej akcji górali czy to inna impreza?
- Chcemy to uzupełnić. Tego roku przechodził Redyk Karpacki. Chcemy poznać Karpaty, Tatry są ich koroną. Warto posmakować produktów regionalnych. Takie posiady odbędą się w jednej restauracji, będzie pokaz filmu i będzie można spróbować kwaśnicy i baraniny, którą ludzie mogą spożywać w tym okresie.
Gazeta Wyborcza publikuje kumoterską listę płac, na której znalazł się pan i pana zięć pracujący w Tatrzańskiej Agencji Promocji Rozwoju i Kultury. 9000 złotych miesięcznie to nieźle.
- Brutto.
Dobrze. Nie widzi pan w tym problemu? Zięć pracuje w Agencji, którą pan założył i nadzoruje.
- Agencję powołała Rada Powiatu a Zarząd Powiatu zatrudnia. Agencja jest jednostką organizacyjną. Ona prowadzi działalność gospodarczą i promocyjną. To nie jest moja decyzja, ale Rady i Zarządu. Myślę, że pensje zawsze można wyolbrzymiać. Niektóre środowiska wykazują się aktywnością przed wyborami i pokazują to, co jest wiadome. To nie jest przekroczenie prawa.
To jest małe środowisko. Takie sytuacje są nieuniknione, że pan jest starostą a zięć dyrektorem? To taka podhalańska rodzina na swoim?
- Nie, nie można tak mówić. Każdy ma swoje możliwości i walory. Gdyby to nie była osoba przygotowana a byłaby na stanowisku, to co innego. To doświadczona osoba, on przygotowywał wiele imprez. To nie jest za darmo. Moje wymagania są tutaj jeszcze większe niż w innych przypadkach.
Prasę przeglądał Krzysztof Piasecki: