59-letnia kobieta przekonywała też, że próbowała umieścić ojca w specjalnym ośrodku, ale trzeba było na to czekać 4 miesiące. Z bezsilności wyjechała na 16 dni do Sopotu, gdzie jej partner miał szukać pracy.

- Skoro nie radziła sobie sama z opieką, tym samym musiała uświadomić sobie, że ta opieka jest niezbędna. Sama oskarżona mówiła, że zostawiła dużo jedzenia. Mówiła też, że ojciec sam sobie nigdy nie robił jedzenia. Musiała liczyć się z tym, że on w tym zakresie okaże bezradność - uzasadniał sędzia sądu okręgowego w Tarnowie, Jacek Satko.

Jednocześnie sąd skorzystał z nadzwyczajnego złagodzenia kary do 4 lat. Jak przy tym podkreślił, opieka nad chorym mężczyzną była bardzo trudna. 59-letniej kobiecie nie pomagał w tym nikt z rodziny.

- Ten, kto sądzi, że opieka nad osobą chorą jest lekka i przyjemna, opiera swą wiedzę na baśniach braci Grimm. Pokrzywdzony się załatwiał gdzie popadnie, niszczył sprzęty. Oskarżona działała w szczególnych warunkach i to akcentowała - dodawał Satko.

Wyrok jest nieprawomocny. Obrońcy 59-letniej kobiety nie zgadzają się z takim rozstrzygnięciem. Chcieli żeby ich klientka była sądzona jedynie za porzucenie ojca, a nie zabójstwo, nawet z zamiarem ewentualnym. Dlatego już zapowiedzieli odwołanie od tego wyroku. Prokurator chciał 8 lat, ale jeszcze nie wie czy wniesie apelacje.

Jeśli wyrok się utrzyma to kobieta pójdzie do więzienia na 3 lata i 3 miesiące więzienia, bo wcześniej spędziła w areszcie 9 miesięcy.

Mimo wyroku okoliczności całej sprawy nadal nie są jasne. Prokurator przytaczał opinię jednego z dwóch biegłych psychologów, który przyznał, że kobieta porzucając ojca mogła się kierować nie tylko bezsilnością, ale także odwetem. "Odwet mógł wynikać z poczucia krzywdy i urazy, których oskarżona przez wiele lat zaznawała od swojego ojca". - przekonywał prokurator Tomasz Gurdak. Sąd jednak uznał, że Elżbieta J. porzuciła 86-latka z bezsilności.

Jak też przyznał reporterowi Radia Kraków prokurator Gurdak, po tym jak Elżbieta J. znalazła martwego ojca w mieszkaniu, owszem zadzwoniła na pogotowie i policję, ale później wyjechała z powrotem do Sopotu nie zajmując się pochówkiem ojca.

Jeśli wyrok się uprawomocni, kobieta będzie musiała także oddać Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej w Bochni 5 tysięcy 889 złotych i 49 groszy, które pobrała jako zasiłek, mimo że pracowała, o czym nie powiadomiła MOPS-u.

 

 

 

(Bartłomiej Maziarz/ko)