Widok plaży w sezonie kojarzył mi się zawsze z Bitwą pod Grunwaldem Matejki, lub Sądem Ostatecznym Boscha. Nigdy nie mogłam zrozumieć , jak można odpocząć w takich warunkach. Nie mogę też zrozumieć ludzi, którzy jadą na dwa tygodnie do hotelu z basenem i siedzą w tłumie innych ludzi, ani takich, którzy wybierają objazdowe wycieczki, spędzając większość czasu w autokarze.
Dlatego na wakacyjne wyprawy zawsze wybierałam wrzesień, kiedy upały na południu Europy już tak nie dokuczają i tłumy są mniejsze. Można w spokoju zwiedzać galerie / malarstwa oczywiście, nie handlowe/, zachwycać się zabytkami i przyrodą i - jak pisał Baczyński : wędrować malachitową łąką morza.
Zawsze uwielbiałam podróże " z kluczem" - np po Francji śladami katarów. Nie zapomnę momentu, w którym minęliśmy zakręt i nagle, w promieniach zachodzącego słońca, zobaczyliśmy Carcassonne. Krzyknęliśmy równocześnie: O, Boże ! - bo faktycznie trudno uwierzyć, że to cudo stworzyła ludzka ręka, podobnie jak trudno uwierzyć, że wiele średniowiecznych katedr mogło powstać bez wyższej ingerencji...
Innym razem, wędrując z " Barbarzyńcą w ogrodzie" Herberta w walizce, trafiliśmy do Orvieto. " Nad wszystkim góruje Il Duomo jak podniesiona ręka proroka {...} W miodowym powietrzu Orvieto śpi spokojnie jak jaszczurka" - pisał niezrównany Herbert. A gdy minie się katedrę i dojdzie do muru, okalającego wzgórze, nagle przed oczami ukazuje się widok, jak z tła obrazów cinquecento - zachwycający krajobraz Umbrii. Całe piękno tego krajobrazu zawarte jest w butelce białego wina o tej samej nazwie, co miasto - Orvieto.
Pisać o moich podróżach mogłabym godzinami, ale ponieważ Herbertowi trudno dorównać, więc na tym poprzestanę i znikam na dwa tygodnie. Do przeczytania....
p.s.
...a na zdjęciu patrzę sobie na Dubrownik. Też niezapomniane miejsce.