"Najbardziej dramatycznym momentem, oczywiście oprócz aresztowania, było znalezienie się w bloku w Auschwitz, po kąpieli, po zgoleniu włosów. Wnętrze tego baraku wywarło na mnie bardzo silne wrażenie. Wtedy przestałam myśleć o życiu, o tym, że stąd wyjdę. Mnie się wydawało, że ja już jestem pogrzebana" - wspominała w rozmowie z PAP.
7 października 1944 r. w KL Auschwitz II-Birkenau była świadkiem buntu Żydów i podpalenia przez nich krematorium.
W styczniu 1945 r. została ewakuowana do KL Ravensbrück, a następnie do podobozu Malchow. W sumie przeżyła jeszcze dwa - Buchenwald i Leipzig, a także dwa Marsze Śmierci.
Po wojnie Dąbrowska próbowała odciąć się od traumatycznych wspomnień. "Odcinałam się tak dalece, że kiedy spotkałam w Łodzi Żydówkę, z którą byłam w obozie, a ona odezwała się do mnie, zaprzeczyłam, że to ja. Zawsze też nosiłam sukienki z długim rękawem, żeby nie było widać mojego numeru" - zaznaczyła.
Pierwszy raz do Muzeum Auschwitz przyjechała pod koniec lat 60., mimo że wcześniej odwiedziła już inne miejsca pamięci. "Pojechałam tam na wycieczkę szkolną ze swoimi córkami. Po wejściu przez bramę do obozu stanęłam zupełnie sparaliżowana. Nie mogłam nic powiedzieć" - wspominała. "To wszystko było zupełnie niezniszczone - bloki stały tak jak wtedy, kiedy ja opuszczałam obóz. Wszystko było jak dawniej" - dodała.
W wywiadzie udzielonym PAP w 2019 r. Dąbrowska mówiła, że nie ma jakichś wewnętrznych zahamowań, jeżeli chodzi o odwiedzenie tereny byłego obozu w Auschwitz. "To jest historia, którą ja mam możliwość bliżej pokazać. Z drugiej strony to jest historia, która ma ten akcent pozytywny, bo tego już nie ma. To tylko historia. A my jesteśmy tylko byłymi świadkami. Nawet mogę powiedzieć, że byłam nie uczestnikiem, ale świadkiem tego wszystkiego. Bo skoro udało mi się przeżyć, to mam wewnętrzny obowiązek mówić i przestrzegać przed tym" - podkreśliła