Czy zastanawiali się Państwo może co jadła rodzina Henryka Zaremby, podczas pamiętnej, poprzedzającej morderstwo, sceny kolacji w "Sprawie Gorgonowej" w Starym Teatrze? Posiłek odbywa się w głębi sceny, i z widowni trudno się zorientować, co podano. Czy jedzą naprawdę, czy tylko grają, że jedzą? Rejestrujemy muzykę uderzających o naczynia sztućców, a teatralna umowność staje się niepokojącą realnością. Jak pisze w arcyciekawym eseju Monika Kostaszuk-Romanowska, "jedzenie aktualizowane jako element teatralnego kodu generuje ogromny widowiskowy potencjał" (w tomie "Terytoria smaku. Studia z antropologii i socjalogii jedzenia"). To prawda.
"Wycinka" K. Lupy
Prawdziwym guru jedzenia na scenie, największym mistrzem kulinarnej praktyki jest Krystian Lupa. Prawie zawsze w centrum jego inscenizacji stoi stół. Stół jednoczący bohaterów dramatu, a jednocześnie boleśnie pokazujący, co ich dzieli. Jak w "Wycince" wg Bernhardta, w której głównym motywem tekstu jest kolacja, wydana na cześć słynnego wiedeńskiego aktora. Motyw dania głównego, czyli balatońskiego sandacza, którego podanie wciąż się opóźnia, rytmizuje i dynamizuje opowieść. "Ohydny", jak mówi jeden bohaterów, kilbiański gulasz, zaserwowany w oberży podczas stypy (w przedstawieniu w formie retrospekcji), nadaje uroczystości specyficzny smak i klimat.
"Rodzeństwo" K. Lupy
A sztuka, w której gra spóźniający się na kolację aktor, to nieprzypadkowo "Dzika kaczka"... Nigdy nie zapomnę pączkowego szaleństwa w "Rodzeństwie" Lupy. Piotr Skiba zjada ich zdecydowanie zbyt wiele, manifestując swoją złość i wiele innych, znacznie bardziej skomplikowanych emocji.
W "Akropolis" Łukasza Twarkowskiego w Starym Teatrze Iwona Budner, jako mityczna królowa, osiąga szczyty zmysłowości namiętnie jedząc arbuza. W "Misji" w Łaźni Nowej, Radek Krzyżowski najpierw staje przed widzem w stroju Adama, a potem już przyodziany, wspomaga produkcję i częstuje publiczność sałatką z marchewki. W przeciwieństwie do inscenizacji Lupy, wątek kulinarny nie jest tu zintegrowany z akcją i sprawia wrażenie sztucznie doczepionego do całości. Fantastycznie radzi sobie za to Krystyna Janda z wykonaniem szarlotki w monodramie o Danucie Wałęsowej.
Krystyna Janda w monodramie o Danucie Wałęsowej
Żałuję, że nie udało mi się zobaczyć inscenizacji Wiesława Hołdysa, który w 2001 roku na scenie Teatru Wybrzeże wziął na warsztat słynną książkę kucharską Ćwierczakiewiczowej. Choć w tym wypadku, jak w niezapomnianym "Opisie obyczajów" Mikołaja Grabowskiego, pewnie rzecz była bardziej w wyobraźni niż w prawdziwych obiadach.