Opisywany przeze mnie odcinek ul. Pękowickiej ciężko w zasadzie nazwać ulicą, gdyż w tym momencie jest to zapomniany kawałek ziemi w Krakowie, który wygląda jak pole uprawne. Choć może nawet nie pole uprawne, bo o takie rolnik dba, natomiast o tę drogę nikt nie dba. Codzienne omijanie porannych korków na ul. Łokietka przez auta osobowe, ciężarówki, ciężki sprzęt zniszczyły tą drogę doszczętnie.
Ze względu na brak chodnika, wzdłuż ulicy Łokietka na jej równoległym odcinku, codziennie od rana do wieczora tą drogą chodzą piesi, jeżdżą rowerzyści, spacerują zwykli mieszkańcy osiedla, dzieci chodzą/dojeżdżają rowerami do szkól, matki spacerują z dziećmi w wózkach itd. Dla wszystkich w/w osób jest to - a w zasadzie już była - JEDYNA BEZPIECZNA alternatywa dla zakorkowanej, bardzo ruchliwej i bez chodnika ul. Łokietka. Dlaczego była? To pytanie pozostawię bez pisemnej odpowiedzi. Wyjaśnią to zdjęcia, które wykonałem kilka dni temu wczesnym rankiem. Powiem tylko tyle, rozmawiam często z ludźmi poruszającymi się tą drogą. Wszyscy używają określeń typu: dramat, tragedia, nie do wiary...
Zastanawiam się, czy można coś jeszcze z tym zrobić, uratować już praktycznie nieistniejącą drogę tak, aby mieszkańcy mogli bezpiecznie dojść pieszo do przystanków, iść pieszo na zakupy do pobliskiej Żabki, Biedronki na ul. Łokietka, dzieci mogły dojechać rowerem do szkół, dorośli rowerem do pracy, matki mogły wyjechać wózkami na spacer z małymi dziećmi i w końcu czy zwykła rodzina będzie mogła kiedyś jeszcze pójść tamtędy na rodzinny spacer?
Nie znam się na przepisach prawnych, nie jestem żadnym specjalistą, ale czy nie można by było wyrównać teren, wbić w ziemię 3-4 paliki na wjeździe i wyjeździe wyżej opisanego odcinka uniemożliwiając wjazd pojazdom mechanicznym i oddać tą polną drogę pieszym i rowerzystom? Są lepsi i mądrzejsi ode mnie w tych sprawach, na których dodatkowo spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo mieszkańców.