Od czasów Jana Kiepury był pierwszym polskim śpiewakiem, który zdobył światową sławę. Do Kiepury zresztą często go porównywano, ale jak powiedział mi kiedyś, te porównania puszczał mimo uszu, bo jest ich przeciwnikiem. Uważa, że nie tylko predyspozycji i umiejętności nie da się zmierzyć, ale przede wszystkim, że ma zupełnie inny głos niż Kiepura. A tak na marginesie warto przypomnieć, że Jan Kiepura śpiewał około kilkanaście partii, w których uważał, że jego głos brzmi najlepiej i ni chciał innych wykonywać. A Wiesław Ochman ma na swoim koncie 86 ról operowych, a do tego jeszcze partie w muzyce symfonicznej, oratoryjnej i liczne pieśni.
Jego nazwisko melomani z różnych krajów wymawiają z uwielbieniem. Występował w najważniejszych teatrach świata, m.in. w: Metropolitan Opera w Nowym Jorku i La Scali w Mediolanie oraz na scenach m.in.: Barcelony, Berlina, Buenos Aires, Chicago, Hamburga, Madrytu, Moskwy, Paryża, Rzymu, Salzburga, San Francisco, Sewilli i Wiednia. Nagrał ponad pięćdziesiąt płyt dla renomowanych wytwórni z muzyką m.in.: Richarda Straussa, Mozarta, Dvoraka, Beethovena, Janacka, Prokofiewa pod dyrekcjami m.in. Karla Böhma, Rafaela Kubelika, Claudia Abbado, czy Mścisława Rostropowicza.
Kiedy pierwszy raz z nim rozmawiałam, a było to wiele lat temu, do dziś pamiętam, że miałam tremę przed tym spotkaniem. Zupełnie niesłusznie, bo Wiesław Ochman okazał się cudownym, ciepłym człowiekiem, który oczarował mnie dowcipami, opowiadanymi z wielką swadą. Mówił jak np. kiedyś szukał domu znajomych pod Krakowem i zadzwonił do drzwi pierwszego lepszego domu aby się spytać o drogę, a tam otworzył młody mężczyzna i powiedział: „Jezus Maria. To pan? Mamo, mamo, choć szybko, pan Połomski przyjechał”. A na to nadbiegła matka: „Synu, czy ty oczu nie masz, to przecież pan Hofman”.
Dowcipami potrafi Wiesław Ochman bawić godzinami. Uwielbiają go za to artyści – bo wiedzą, że praca z nim jest zawsze ciekawa i zabawna, uwielbia go publiczność. Pamiętam, że jak prowadziłam z nim spotkanie na scenie, to Wiesław Ochman czuł się jak ryba w wodzie. On publiczność uwodził, czarował i unosił się na tych falach śmiechu i euforii. Przekonałam się wtedy, że scena to jego żywioł.
Ale humor, nigdy nie przykrywa u niego tego, co jest najważniejsze – pracy. Wiesław Ochman jest perfekcjonistą i dlatego pewnie przylgnęła do niego łatka trudnego śpiewaka. Z wieloma operowymi reżyserami dyskutował na próbach, zadając proste pytanie – dlaczego. Pyta, bo najważniejsze zawsze dla niego jest, aby opera była wystawiona logicznie a ruch wynikał z sytuacji, a nie był jedynie ruchem dla ruchu. Reżyserzy zwracali się więc do niego na próbach mówiąc: i co na to nasz polski reżyser?
Nigdy nie przypuszczał, że zostanie śpiewakiem. Rozpoczął studia na wydziale ceramicznym AGH i z ta dziedziną planował przyszłość. O nauce śpiewu zadecydował przypadek, a właściwie koledzy, którzy namówili go aby wystąpił na uczelnianej akademii. Usłyszał go wtedy prof. Gustaw Serafin, znany dobrze w Krakowie nauczyciel i zaproponował mu lekcje śpiewu. W ten sposób Wiesław Ochman rozpoczął czteroletnie prywatne studia muzyczne. Najpierw poznawał pieśni neapolitańskie, a dopiero potem arie operowe. Uczył się też później u Marii Szałapak w Bytomiu.
Śpiewanie zawsze przychodziło mu z łatwością. Uważał, że to jest bardzo proste do czasu aż nie usłyszał jednego z pedagogów, który radził swoim uczniom jak śpiewać mówiąc: „Trzeba wziąć głęboki oddech przeponowo-żebrowy, przepona w dół, podniebienie wysklepione, język płasko, wtedy należy przepuszczać wąski strumień powietrza przez wiązadła głosowe, ale tak aby broń Boże, nie naciskać na żyłę nieparzystą”. Brzmi to przerażająco, ale najbardziej rozbawił mnie komentarz Wiesława Ochmana, który powiedział: „ja w ogóle nie wiedziałem, że mam żyłę nieparzystą. Myślałem że wszystko mam parzyste…”
Z wielkim sukcesem obronił pracę magisterską zatytułowaną „Wpływ dwutlenku cyrkonu na mącenie szkliw ceramicznych” i dlatego profesorowie AGH byli pewni, że będzie pracował w wyuczonym zawodzie. Podkreślali: „Niech pan spróbuje z tą operą, a jak nie wyjdzie, to otworzymy panu przewód doktorski na uczelni.” Co ciekawe, do dziś na jego formule pracuje jeden z zakładów ceramicznych, a Wiesław Ochman nadal działa w operze i w muzyce.
Mało kto wie, że od zawsze Wiesław Ochman chciał być malarzem. Początkowo uczył się w Liceum Plastycznym w Bolkowie na Dolnym Śląsku, jednak po dwóch latach nauki przeniesiono liceum do Szczawna-Zdroju i przekształcono w Technikum Zdobnictwa Ceramicznego. Ale pasja do malarstwa pozostała. Dużo maluje, wystawia (odbyło się kilkadziesiąt jego wystaw), nawet tu w Krakowie było ich kilka. Pamiętam, że kiedyś skradziono jeden z jego obrazów, ale po anonsach prasowych obraz został zwrócony. Wiesław Ochman – jak mówi – sprzedaje swoje obrazy niechętnie, ale chętnie daruje je na aukcje charytatywne.
Nie tak dawno okazało się, że ma niezwykłego wnuka, obdarzonego też talentem wokalnym. Krystian Ochman – wygrał 11. edycję The Voice of Poland.
Wiesław Ochman ma w sobie radość życia i ciekawość świata. Nie czuje się gwiazdą. Mawia, że gwiazdą można być jedynie na scenie, a w życiu trzeba być zwykłym człowiekiem, bo tak jest łatwiej żyć. Mimo, że kilkadziesiąt lat spędził w świetle reflektorów, w głębi duszy czuje się zawsze chłopakiem z warszawskiej Pragi, miejsca gdzie się urodził i wychował. Zdaje sobie sprawę, że choć bywał na najwspanialszych bankietach i przyjęciach, gdzie stoły zastawione bywały misami z kawiorem i najlepszymi szampanami, nigdy ten wielki świat go nie uwiódł. Nadal – jak mówi – smakuje mu kaszanka z cebulą.
Mistrzu, zdrowia i wszystkiego najlepszego!
Ps. W sieci jest wiele nagrań Wiesława Ochmana, warto posłuchać!
Agnieszka Malatyńska