Nie byłam w całej Polsce, byłam w Poznaniu, Łodzi i Warszawie, ale z tego co widziałam, wydaje mi się, że Kraków jest nieco inny, bardziej otwarty i luźny.

- mówi Tetiana z Czerkasów, zajmująca się produkcją filmową i telewizyjną. – Można codziennie gdzieś wyjść, jest przyjemnie.

Ziemowit Szczerek: Ukraińcy w Polsce nie są na obcej ziemi Ziemowit Szczerek: Ukraińcy w Polsce nie są na obcej ziemi

Ukraińcy są w Krakowie nie od dziś.

Jeszcze w czasach austriackich czy międzywojennych wielu z nich studiowało tutaj, by wspomnieć choćby literata i lektora języka ukraińskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim Bohdana Łepkiego (to jego imieniem nazwano ulicę we Lwowie, przy której wychował się Stanisław Lem, o czym pisze w „Wysokim Zamku”) czy pisarza Wasyla Stefanyka.

Jeśli chodzi o wspomnienie czasów austriackich, to szczególnie Ukraińcy z zachodniej części tego kraju, która – podobnie jak Małopolska – należała do cesarsko-królewskiej Galicji – czują się tu dobrze.

Michał Olszewski: Michał Olszewski: "Polacy chcą spokoju. Cierpienia Ukraińców poruszają tylko garstkę zapaleńców"

- Lubię ludzi poza Galicją, ale gdy dopada mnie depresja, to wracam właśnie tu – mówi Jurij Zawadski, wydawca i poeta z Tarnopola, który bardzo często w Krakowie bywa. - Małopolska podoba mi się, wydaje się dynamiczna, przedsiębiorcza, kulturowo bogata, zachowała jakąś jakość kultury, która jest dla mnie ważna, której jestem głodny. Oczywiście, że różni się od innych regionów. I nie tylko tłumami ludzi, wychodzącymi z kościołów i cerkwi w niedzielę. Widzę w tym coś takiego, czego doznałem od dziadków, od babci, to ten przesmaczny zapach ciast i konfitur, mięsa i kiszenia.

Nasi ukraińscy sąsiedzi, nasze nacjonalistyczne demony Nasi ukraińscy sąsiedzi, nasze nacjonalistyczne demony

Ze Lwowem, stolicą obecnej ukraińskiej Hałyczyny, jak Ukraińcy nazywają dziś swoją część Galicji, zresztą Kraków od lata posiada kontakty, tak gospodarcze, jak i kulturalne (warto wspomnieć o historii współpracy dwóch ważnych dla obu miast knajp, lokali o dużym znaczeniu nie tylko dla preferujących alkoholowe posiadówki, ale i dla animowania miejskiej kultury: krakowskiej Alchemii i lwowskiej Dzygi).

Krakowianie odegrali ważną rolę podczas pomocy Ukraińcom uciekającym ze swojego państwa podczas wojny.

- Moja rodzina doświadczyła tu tylko najlepszego w tych okropnych warunkach początku pełnoskalowej rozpierduchy – mówi Jurij Zawadski. - Rodzina we Wrocławiu pomogła na początku, potem literackie środowisko Krakowa, choć i zróżnicowane i podzielone, raptem okazało się jednakowo otwarte na potrzeby rodzin z Ukrainy. Ważne, że zobaczyłem w tej całej sytuacji to to, że państwo, jak każde państwo, kolejny raz udowodniło, że jest zależne od społeczeństwa, i wesprzeć uchodźców z Ukrainy po prostu musiało, bo domagało się tego społeczeństwo: Polacy i inni ludzie, zamieszkujący w Polsce, ukazali się dzielni i zdecydowani w pomocy obywatelom Ukrainy, Ukraińcom i nie Ukraińcom, banderowcom i niebanderowcom, gadającym po ukraińsku, po rosyjsku, i po jeszcze jakiemuś, bo po różnemu się u nas gada. W tym sensie obywatelskie społeczeństwo polskie udowodniło nie Ukrainie, że jest po jej stronie, ale przede wszystkim sobie, że jest potężne. I to na tyle, żeby móc bronić również swoich interesów.

Tetiana Postol, wspomniana już krakowska Ukrainka, jednak zdaje sobie sprawę z tego, że takie uniesienie nie może wiecznie trwać.

- Wiadomo, że po takim czasie każdy się zmęczył codziennie czytać nowe wiadomości i przestępstwach rosyjskich, więc ludzie mniej zwracają na to uwagi, bardzo to rozumiem – mówi.

A propos wspomnianych przez Jurija Zawadzkiego „banderowców”: istnieją po stronie polskiej również, oczywiście, zestawy stałych już poglądów i zastrzeżeń dotyczących Ukraińców. Upieramy się poza tym przy swoich punktach widzenia, a jako że Ukraińcy to ludzie również uparci – nie jesteśmy często w stanie osiągnąć porozumienia. Również co do postaci wspomnianego Stepana Bandery: dla nas to postać jednoznacznie negatywna (nie bez powodu zresztą, jako osoba nie cierpiąca polskiego nacjonalizmu nie mogę i nie zamierzam popierać czy normalizować nacjonalizmu ukraińskiego), Ukraińcy tutaj zdecydowanie bardziej, by sprawę ująć delikatnie, niuansują. Tak będzie i trzeba się niestety do tego przyzwyczaić. Nie jesteśmy, widać, ani my, ani Ukraińcy, na takim etapie rozwoju społecznego, byśmy umieli wzbijać się poza perspektywy narodowych egoizmów. A biorąc pod uwagę tendencje panujące w Europie i na świecie nie jest to, niestety, pozycja odosobniona. Ani my, ani Ukraińcy nie jesteśmy tu, niestety, wyjątkiem.

Nie jesteśmy również wolni od stereotypów na temat Ukraińców.

- Najbardziej łamią mi serce niektóre komentarze w sieciach społecznościowych – mówi Tetiana - chociaż wiem, że często to jest propaganda rosyjska i boty. Myślę, że trzeba ufać samemu sobie i swoim uczuciom wobec innego człowieka, a nie wierzyć wszystkiemu, co się pisze w internecie. W każdym razie jestem bardzo wdzięczna Polsce i Polakom za wszystko.

Tetiana jednak uważa, że sytuacja jest daleka od złej.

Rzadko spotykam ludzi źle nastawionych do Ukraińców lub – odwrotnie – tych Ukraińców, którzy nie najlepiej się zachowują wobec Polaków. Czasem jednak opinie w mediach społecznościowych czy zachowanie pojedynczych osób kreuje opinie o całym narodzie. Chciałabym, żeby Polacy nie wrzucali wszystkich Ukraińców do jednego worka: mamy ludzi jak złych tak i dobrych, to nie zależy od kraju, w którym się urodziłeś, a od tego co masz w głowie i sercu.

W Krakowie rozwijają się również ukraińskie biznesy: działa „Nova Poczta”, ukraińskie sklepy, lokale rozrywkowe i kawiarnie. Część Ukraińców, którzy mieszkają dziś w Krakowie – już tu zostanie. Ukraińcom mieszkającym w Krakowie podoba się wiele rzeczy i wiele z nich doceniają: państwo, szczególnie w sytuacji, w której Ukraina jest w stanie wojny, jest mniej skorumpowane i – generalnie – działa sprawniej, przestrzeń publiczna jest lepiej zorganizowana i bardziej przyjazna dla mieszkańców, niż przestrzeń w wielu ukraińskich miejscowościach. Co ciekawe i dość charakterystyczne, wśród wielu pracujących w Polsce i płacących podatki Ukraińców istnieje nadal myślenie w rodzaju tego, jakie obowiązywało w Polsce w czasach balcerowiczowskich i transformacyjnych: utożsamianie pomocy społecznej z „karmieniem nierobów” i „wychowywaniem ludzi o sowieckiej mentalności”.

„Teraz niestety widzę, że także w Polsce nie wszyscy pracują uczciwie” – mówiła, na przykład, Iryna Petrowa, właścicielka cukierni „Miętowy Królik” na Kurdwanowie w rozmowie z portalem www.krakow.pl, który przeprowadził bardzo ciekawą analizę sytuacji, w której znajdują się Ukraińcy w naszym mieście. – „Są tacy, którzy przestrzegają przepisów, a inni… pracują na czarno korzystając z 500+ czy innej pomocy. Osobiście uważam, że wsparcie socjalne ze strony państwa nie jest dobrym rozwiązaniem, bo beneficjenci takiej pomocy to często – przepraszam za wyrażenie – nieroby i darmozjady. Ludzie powinni pracować, a nie polegać na pomocy państwa. To nieuczciwe i złe dla gospodarki. I dotyczy to zarówno Polaków, jak i Ukraińców. Dostęp do „łatwych pieniędzy” od państwa nie służy rozwojowi przedsiębiorczości”.

Jest to myślenie, jak się wydaje, pokłosiem faktu, że w samej Ukrainie wszystko, co „lewicowe” kojarzy się nadal jeszcze jeśli nie z czasami radzieckimi, to z narracją postradzieckich partii często określających się jako „lewicowe”, skompromitowanych czasie Majdanu występowaniem po stronie przepędzonego z kraju prezydenta Janukowycza i teraz, w czasie wojny, popieraniem pozycji Rosji. I faktem, że w Ukrainie – kraju nadal będącym w czasie transformacji ustrojowej, i to przebiegającej w sposób skrajnie trudny, bowiem prowadzącej przez instytucjonalny bezwład, oligarchizację kraju czy, jak w obecnych czasach, wstrzymanej (czy mocno spowolnionej) z uwagi na wojnę – nadal dominuje myślenie „transformacyjne”, które, podobnie jak wcześniej w Polsce – inspirowane było i jest modelem neoliberalnym.

Biorąc jednak pod uwagę względną bliskość kulurową oraz mentalnościową Polaków i Ukraińców, a także tendencję do szybkiego asymilowania się w Polsce, a także relatywną atrakcyjność kulturową Polski (a szczególnie Krakowa, który z racji na swoją specyfikę i swój środkowoeuropejski nastrój jest uważany za wyjątkowo przyjemne miejsce do życia) – trudno było trafić na potencjalnie lepszych nowych współmieszkańców – a w przyszłości pewnie i współobywateli – niż Ukraińcy właśnie.