"Urząd zaakceptował kartę przesłaną z błędem bez jej sprawdzenia. Mógł uratować wybory przez właściwe sprawdzenie karty. Drukarnia nie odpowada za merytoryczną treść tego, co znajduje się na karcie, a wyłącznie za sam druk" - twierdzi w rozmowie z Radiem Kraków radca prawny Artur Wójcik.

Tarnowscy urzędnicy przekonują, że w wiadomości mailowej, na którą powołuje się drukarnia, akceptowali jedynie zmianę wielkości czcionki, a nie wygląd całej karty. Sąd rozstrzygnie ten spór jeszcze w tym tygodniu.

Radca prawny drukarni z Częstochowy przekonuje, że urzędnicy mogli na wielu etepach wyłapać błąd. Jego zdaniem paradoksalnie mogło się to zdarzyć także podczas niedopatrzenia drukarni, która wysłała do magistratu paczki z kartami do głosowania bez wymaganych wzorów. "Można było zwrócić się do drukarni o dosłanie wzoru, czego nie uczyniono" - twierdzi Wójcik.

Artur Wójcik w rozmowie z Radiem Kraków podkreśla, że jego zdaniem pozew miasta jest także niezasadny ze względów proceduralnych. Radca prawny przypomina, że reklamacja z tytułu błędu w druku powinna zostać zgłoszona po miesiącu od momentu, w którym urząd miasta mógł się dowiedzieć o wadzie.

Urzędnicy zgłosili reklamację dopiero po wyroku sądu z 13 stycznia. "W naszym przekonaniu urząd mógł się o tym dowiedzieć, właściwie sprawdzając kartę przed jej zaakceptowaniem, następnie po otrzymaniu kart do głosowania i jeszcze dalej po rozpakowaniu kart. W żadnym z tych momentów urzędnicy nie sprawdzili kart". Tarnowscy urzędnicy przekonują, że nie mogli sprawdzić kart już po otrzymaniu ich z drukarni. Zdaniem magistratu, błąd powinni natomiast wyłapać przewodniczący obwodowych komisji wyborczych.

Jak przypomina prawnik Częstochowskich Zakładów Graficznych, z zeznań świadków podczas procesu wynika, że informacja o proteście wyborczym oraz możliwym błędzie była powszechnie znana tuż po wyborach z 16 listopada. "Ale urzędnicy nie interesowali się tym, traktowali to jako plotkę, pomimo że w naszym przekonaniu powinni się zainteresować, bo dotyczyło to ich obowiązków". - przekonuje w rozmowie z Radiem Kraków Artur Wójcik.

Magistrat we wcześniejszych wypowiedziach przekonywał, że urzędnicy nie mogli na tym etapie sprawdzić kart. Mogli jednak zapytać drukarnię o ewentualny błąd, ale zrobili to dopiero po wyroku sądu.

 

(Bartek Maziarz/ew)

Obserwuj autora na Twitterze: