Pan Paweł w rozmowie z Radiem Kraków wyjaśnia, że zdecydował się z ukrycia nagrywać lekcje swojej córki, żeby wyjaśnić jej zachowanie i odnieść się do oskarżeń nauczycielki.
Dziewczynka wracała do domu z płaczem i niechęcią do szkoły. Wcześniej pojawiły się też przypadki dziwnych kar np. stania przez lekcje pod tablicą za brak zadań. Z drugiej strony rodzice słyszeli od pani Marii, że to 8-latka... demoralizuje klasę i zastrasza innych uczniów.
Stąd pojawił się pomysł ukrycia w plecaku 8-latki dyktafonu. Jak też dodaje pan Paweł, po jednej z interwencji w kuratorium miał usłyszeć, że przy takich oskarżeniach potrzebne są dowody.
„Okazało się, że pani jest nastawiona bardzo negatywnie i wrogo do naszego dziecka. Cały czas je krytykuje, krzyczy, zastrasza i obraża, a to akurat mamy nagrane”. - wyjaśnia rodzic.
Nauczycielka miała m.in. krzyczeć, że dziewczynka jest „gówniarą” i że "jeszcze z nią nie skończyła”.
Reporterowi Radia Kraków udało się porozmawiać z panią Marią, która przekonuje, że nie obrażała dziecka. „Nie było żadnych takich rzeczy, że jesteś taka czy owaka. To są fragmenty wyrwane z kontekstu”. Tymczasem pan Paweł wyjaśnia, że nagrania nie były montowane i trwają od początku do końca lekcji.
Nauczycielka przyznała jednak, że była wtedy zdenerwowana bo „czuła, że coś jest nie tak”: „Ta dziewczynka dobrze wiedziała, że nagrywa. Prowokowała w różny sposób. Zagrażała bezpieczeństwu innym dzieciom”. - wyjaśniała w rozmowie z Radiem Kraków.
Co ciekawe wszystkie strony tego poważnego konfliktu mają pretensje do kuratorium oświaty w Krakowie oraz delegatury w Tarnowie za brak odpowiedniej reakcji.
Pisali tam rodzice dziewczynki, a także inni, którzy obrali ich stronę. Do kuratorium zwracali się też rodzice, którzy stoją po stronie pani Marii, uważając ją za bardzo dobrą nauczycielkę. Pomocy szukała tam też sama pani Maria.
Wszystkie pisma zdaniem rodziców pozostały bez odpowiedzi. Co innego twierdzi kuratorium oświaty. Wizytatorzy z Krakowa przeprowadzili też co prawda jedną kontrolę w klasie nauczycielki, ale po niej konflikt jeszcze bardziej narastał.
Płytki z nagraniami lekcji Pani Marii trafiły do kuratorium oświaty w lutym. Jak przekonuje pan Paweł, sprawą zajęto się dopiero po interwencji adwokata rodziców dziewczynki.
Wszczęto postępowanie wyjaśniające. Dyrektor szkoły mógł wtedy zawiesić nauczycielkę w obowiązkach do czasu wyjaśnienia sprawy. Jak jednak przekonuje w rozmowie z Radiem Kraków Robert Wadycki, kuratorium poinformowało go o postępowaniu tuż przed zakończeniem roku szkolnego, na 10 września wyznaczono termin komisji dyscyplinarnej w Krakowie, na której miała stanąć nauczycielka.
Można się tylko domyślać, że dyrektor nie chciał dolewać oliwy do ognia. Wcześniej pani Maria oskarżyła go o mobbing, sprawa toczy się w sądzie. Robert Wadycki zeznaje też jako świadek pana Pawła, którego z kolei nauczycielka oskarżyła o zniewsławienie.
Pani Maria nie stawiła się ostatecznie na komisji dyscyplinarnej w kuratorium oświaty, przedstawiając zwolnienie lekarskie. Kolejny termin wyznaczono na drugą połowę października. A tymczasem konflikt narasta.
Rodzice dziewczynki przenieśli ją do innej klasy, ale nadal walczą o rozwiązanie tej sytuacji. Pan Paweł przyznaje, że "zawiodły mechanizmy i państwo". Oddał sprawę o znęcanie się psychiczne do prokuratury. Ta jednak umorzyła sprawę. Jak wyjaśniali reportowi Radia Kraków inni rodzice, którzy też widzą problem, nie chcieli mimo wszystko narażać dzieci na stres związany z przesłuchaniami.
Z kolei rodzice dziewczynki złożyli zażalenie na taką decyzję prokuratury i rozpatrzy je sąd.
„Rozumiem, że dzieci mówią różne rzeczy, ale wszystko jest udowodnione. Jeżeli mamy twarde argumenty nie do obalenia, dowody, jak się zachowuje nauczyciel wobec dzieci to wydaje mi się, że sprawa powinna już być dawno załatwiona”. - przekonuje pan Paweł.
Także pani Maria ma żal do kuratorium oświaty, w którym miała usłyszeć, że swoimi problemami może co najwyżej zainteresować ministerstwo w Warszawie.
„Nauczyciele, którzy pracują lata odbierają to jako obojętność. Po prostu niechętnie kuratorium angażuje się w jakieś sprawy konfliktowe. Tym bardziej, gdy jest to konflikt na poziomie nauczyciel – dyrektor”.
Całą sytuacją jest zmęczony i załamany dyrektor Robert Wadycki. „Atmosfera wokół szkoły zrobiła się bardzo zła. Opinia o szkole, na którą pracowaliśmy wiele lat w jednej chwili pryska. Tu już nie ma dobrego rozwiązania w tym momencie tej sprawy. Tym bardziej, że dyrektor nie ma takich możliwości. Czekam na decyzje komisji dyscyplinarnej kuratorium”.
Dyrektor Wadycki dodaje, że cały czas myślał, że takie rzeczy powinno się bardzo szybko wyjaśniać. Przyznaje też, że we wcześniejszych latach zdarzały się pojedyncze przypadki przenoszenia dzieci z klasy pani Marii.
Jego zdaniem zabrakło w tej sytuacji chęci polubownego rozwiązania tego problemu.
(Bartek Maziarz/ew)