Nie słabnie protest tarnowskich pielęgniarek i położnych związany z niesprawiedliwym ich zdaniem sposobem wynagradzania przez placówki zdrowia. Wg protestujących prawo nakłada na zarządzających lecznicami obowiązek wyższego wynagradzania tych pielęgniarek, które mogą pochwalić się wyższym wykształceniem, doświadczeniem i dodatkowymi kursami. Innego zdania są menadżerowie szpitali. We wtorek do Tarnowa - przyjechały pielęgniarki z całego kraju, by wesprzeć swoje tarnowskie koleżanki.
Tarnowska policja szacuje, że w dzisiejszym marszu protestacyjnym, którego trasa wiodła od szpitala imienia Edwarda Szczeklika w Tarnowie do szpitala imienia św. Łukasza, wzięło udział nawet 1000 osób. Do Tarnowa przyjechały delegacje związków zawodowych z całego kraju. Były delegacje z wielu miast Małopolski, ale także z województwa podkarpackiego, świętokrzyskiego, mazowieckiego, śląskiego czy także z zachodniopomorskiego. Protestujące przyznają, że walczą po prostu o to, co ich zdaniem wedle prawa im się należy.
Pielęgniarki złożyły dwa pisma: po jednym do każdego z dyrektorów obu tarnowskich szpitali. W placówce imienia św. Łukasza około 140 pielęgniarek jest skonfliktowanych z szefową jednostki, Anną Czech. Na początku roku pielęgniarki otrzymały nowe propozycje zatrudnienia, które ich zdaniem nie uwzględniały ich kwalifikacji i oferowały praktycznie takie same pieniądze jak do tej pory. Jak wyjaśnia Damian Mika, rzecznik prasowy szpitala, jednostka musi tak układać siatkę wynagrodzeń, by była ona sprawiedliwa dla wszystkich tu zatrudnionych. Przypomina także, że placówka już zaproponowała pielęgniarkom podwyżki, których te nie zaakceptowały:
Jeżeli chodzi o tę najwyższą grupę, to po propozycji naszej podwyżki wynagrodzenie zasadnicze wyniosłoby 6280 zł. Do tego dochodzi wysługa lat, premia, dyżury i inne dodatki, które o kilkadziesiąt procent podwyższają te kwotę wynagrodzenia zasadniczego.
Dyrektor drugiego tarnowskiego szpitala Marcin Kuta także dał podwyżki pracującym tu pielęgniarkom. Ale jak przyznaje, większe wynagrodzeni otrzymali ci pracownicy, którzy w znacznie większy od innych sposób angażują się w swoją pracę. Jak dodaje szef "starego" szpitala, nie może dojść do sytuacji, w której o wysokości pensji nie decyduje to, co ktoś robi, tylko jakie ma skończone kursy. To nie ustawa powinna to regulować, ale dyrektor każdej placówki - dodaje dyrektor:
Mamy swoje siatki płac i jako dyrektorzy szpitali mamy przeróżne ustalenia. Niepotrzebne są żadne regulacje z Warszawy. Najlepiej, żeby nie było żadnej ustawy sankcjonującej minimalne wynagrodzenie pielęgniarek. Dzisiaj rynek jest taki, że na pewno te osoby zarobią dobrze. Każdy z nas pracodawców jest tym zainteresowany, bo jest jeszcze rynek. On powoduje, że chcąc zatrudnić dobra pielęgniarkę, muszę jej więcej zapłacić.
Pielęgniarki zapowiadają, że będą walczyć nadal o swoje, bo ich zdaniem prawo jest po ich stronie. Zapowiadają także wystąpienie na drogę sądową. Jak przyznaje Agata Kaczmarczyk, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Małopolsce, tak długotrwałe niedostrzeganie potrzeb pielęgniarek musi doprowadzić do eskalacji konfliktu:
W ciągu najbliższych kilku tygodni nie przewidujemy strajku pielęgniarek tylko i wyłącznie dla dobra pacjentów, ale co będzie za dwa tygodnie, to ja dzisiaj nie wiem. Jeżeli dyrektor nie powstrzyma się z tymi decyzjami wypowiedzeń, to pielęgniarki tego szpitala nie będą strajkować. Dyrektor je po prostu wyrzuci.
Na razie nie wiadomo, czy i kiedy ten konflikt uda się rozwiązać. Obie strony są zdeterminowane i przekonane do swoich racji w interpretacji obowiązujących od lipca ubiegłego roku przepisów, co nie wróży szybkiego zawarcia porozumienia.
Związki zawodowe pielęgniarek deklarują, że przez najbliższe 2-3 tygodnie nie będą podejmować dodatkowych kroków związanych z zaostrzeniem formy protestu. Dają tym samym szanse zarządzającym służbom zdrowia na znalezienie rozwiązania tego problemu.