Obrady tarnowskiej Rady Miasta przerwane przez PO

Już sam początek czwartkowej sesji zapowiadał gorące obrady. Do porządku nie trafił wniosek nowego przewodniczącego klubu radnych "Tarnowianie", Tadeusza Mazura o zmniejszenie stawki podatku śmieciowego. Z dotychczasowych 9 złotych i 90 groszy nawet o 2 złote. Stało się tak gdyż, jak przekonywali podczas sesji urzędnicy magistratu, zgodnie z przepisami miejscy prawnicy mają siedem dni na zaopiniowanie projektów, a ten termin upływał dzień po sesji.

Mazur grzmiał zza stołu prezydialnego o skandalu, z którym spotyka się po raz pierwszy i zamrażarce projektów, do której mają trafiać te, które nie są po myśli wiceprezydenta Henryka Słomki - Narożańskiego z PO.

Kierujący obecnie miastem odpowiadał, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, ale nie ukrywał też, że nie widzi podstaw do obniżenia stawek podatku śmieciowego. Zwolennicy zmian podkreślali, że miasto nie powinno dopłacać ponad miliona złotych do utrzymania wysypiska śmieci, które przyjęło dużo mniej śmieci niż przed rokiem, a pieniądze te przeznaczyć powinno na obniżenie opłat za śmieci. W kuluarach dało się jednak usłyszeć, że zmiana stawek na kilka miesięcy przed nowelizacją ustawy mija się z celem.


Rozdrażniony tą sprawą wiceprzewodniczący tarnowskiej Rady Miasta Tadeusz Mazur tym bardziej postanowił realizować swój plan. Chciał ograniczyć pulę pieniędzy, którymi może samodzielnie decydować kierujący miastem wiceprezydent Henryk Słomka - Narożański. "To są pieniądze miejskie, a nie prezydenta. Po prostu chcieliśmy wiedzieć na co te pieniądze są wydawane" - podkreśla Mazur.



Mógł przy tym liczyć na wsparcie radnych Prawa i Sprawiedliwości. "My się dowiadujemy o pewnych wydatkach i to dość ważnych, jako ostatni" - podkreślał przewodniczący klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości, Kazimierz Koprowski. Po dyskusjach ze skarbnikiem, wnioskujący spuścili z tonu i ograniczyli swoje wnioski. Ale radni Platformy w obawie przed klęską w głosowaniu bali się nawet zaczynać dyskusje w tej sprawie. Bartłomiej Babuśka poprosił o przerwę.



"Nie wyobrażam sobie, żeby decyzje, które właściwie nie miały precedensu w tarnowskim samorządzie, były podejmowane bez gruntownego zbadania zagrożeń jakie wiążą się z tak daleko idącymi ograniczeniami kompetencji prezydenta". - tłumaczył Babuśka.

Przerwę w obradach do poniedziałku zarządził przewodniczący Grzegorz Światłowski. W tym czasie nad propozycjami opozycji miałyby się zastanowić komisje ekonomiczna i rozwoju.

Z kolei wiceprezydent Henryk Słomka - Narożański z PO przyznał, że po zerwaniu koalicji spodziewał się utrudniania mu pracy, ale nie utrudniania funkcjonowania całego miasta i rady . "Będzie kłopot. Bo jeżeli zostaną przyjęte te kwoty, o które tu państwo radni wnosili to prawdopodobnie sesje trzeba będzie robić co dwa tygodnie. Radni będą musieli na nie chodzić i głosować".



Negatywnie wydarzenia z czwartkowej sesji ocenia też Jakub Kwaśny z SLD. "Jest to zwykła obstrukcja i uniemożliwianie pracy rady. Uważam, że nie ma to nic wspólnego z odpowiedzialnością za to miasto i to jest zwykła hucpa. Tego typu wnioski, propozycje, szanując cały porządek i obyczaj pracy w radzie powinny być zgłaszane wcześniej na komisjach, powinna być na ten temat dyskusja. Odbieram to tylko i wyłącznie jako zagrywkę polityczną i chęć zrobienia komuś na złość".



(Bartłomiej Maziarz/ko)