Firma z Dubaju zamówiła firmie handlowo-usługowej w Jadownikach towar, zapłaciła za niego przelewami na wskazane konto na stronie internetowej i towaru nie otrzymała. Zawiadomienie złożył też właściciel firmy handlowo-usługowej z Jadownik, który prowadzi działalność branży budowlanej i nie zajmuje się w ogóle handlem w internecie
- wyjaśniała rzeczniczka sądu okręgowego w Tarnowie Małgorzata Stanisławczyk-Karpiel.
30-letni Nigeryjczyk wypłacał pieniądze przelane przez firmy za fikcyjne towary i usługi w bankomatach w Warszawie i kupował za nie kryptowaluty. Friday N. od roku przebywa w areszcie. Wyrok jest nieprawomocny. Został zidentyfikowany po zawiadomieniach oszukanych przedsiębiorców dzięki żmudnej pracy policji oraz prokuratury.
"To była bardzo skomplikowana sprawa. Jeden z podmiotów gospodarczych, którego dane wykorzystano do założenia tej oszukańczej strony internetowej, złożył zawiadomienie na policji o tym, że ktoś domaga się wydania od niego towaru, którego on nie sprzedawał. I początkowo postępowanie umorzono z uwagi na niewykrycie sprawców. Natomiast organy ścigania są coraz lepiej wyspecjalizowane w śledzeniu oszustów internetowych i wykrywaniu takich przestępstw".
Jak dodaje rzeczniczka Sądu Okręgowego w Tarnowie Małgorzata Stanisławczyk-Karpiel: "Na podstawie kamer z monitoringu z banku oraz monitorujących bankomaty. Rejestrując numery telefonów, które były podawane na fikcyjnych stronach internetowych, oskarżony podawał adresy w Warszawie, gdzie dokonano przeszukań. Pod jednym z adresów znaleziono rzeczy należące do oskarżonego w tym odzież, w którą był ubrany na zapisie z monitoringu".
W drugim przypadku, za który został skazany 30-letni Nigeryjczyk, firma z Belgii zapłaciła ponad 220 tysięcy złotych za pośrednictwem strony internetowej założonej na dane firmy spawalniczej w Wiązowie, za 250 ton peletu, który miał zostać dostarczony do Macedonii.
Śledczy są przekonani, że Friday N. nie działał sam, ale na razie tylko on odpowiedział za oszustwa. Został skazany na 3 lata więzienia i naprawę. Przebywa w areszcie. Początkowo nie przyznawał się do winy. Potem złożył szczątkowe wyjaśnienia, w których przyznał się do winy. Jednak nie wskazał osób, wspólnie z którymi współpracował.
"Oskarżony nie posługuje się językiem polskim. Wskazuje to, że musiał mieć osoby, które wspólnie i porozumieniu z nim działały. Orientujące się w polskich zasadach prowadzenia działalności gospodarczej i władające również językiem polskim. Powiązania sięgają również do Belgii jak i Luksemburga. Czyli to nie było działanie tylko na terenie Polski tylko była to prawdopodobnie powiązana cała sieć osób specjalizujących się w takich oszustwach". - wyjaśniała Małgorzata Stanisławczyk-Karpiel.